Ucieczka z różańcem w tle
Pozostał szereg paciorków nanizanych na wątłą nitkę,
wytartych w codziennych wędrówkach palców
od początku do kresu koła.
I zdziwienie, że przez tyle lat nie znalazły wyjścia.
Nieskończoność
obracana w dłoniach,
wypełniona mamrotaniem zawsze tych samych modlitw,
a teraz rzucona
w kuchni obok noża do chleba i kubka herbaty
okazała się zbyt ciężka.
Stół codzienności łamie się pod paciorkami,
z trzaskiem wpada do sąsiadów piętro niżej,
wsysa lodówkę i krzesła,
całą kuchnię,
dom,
słońce
i wszechświat.
Trzeba ratować kosmos.
Chowam różaniec do kieszeni.
Jego właściciel znalazł już wyjście,
jest mu wszystko jedno.
To ja potrzebuję czasu.