Strącenie do Tartaru
Nareszcie swobodnie pędzę.
W uszach wiatr
śwista, żeby
prędzej,
prędzej,
prędzej ramionami rozpostartymi
objąć jasny świat,
co utkany słońcem
czeka
na chciwe ręce
człowieka.
Spiżowym kowadłem moich chęci
spadam
przez dziewięciokrotne
nieba dzienne i nocne
i już na dole ziemia się kręci
i przystań,
gdzie po trudach lotu odpocznę...
Lecz ja wciąż spadam
przez obszary coraz bardziej mroczne.
Nade mną zamyka się słowo
nade mną
spa
zanika słońce
dam
pragnąłem
tarta
ciasto?
blar
bla
bla
aaa