Na plaży

Kiedy patrzę,
widzę Boga.
Kiedy myślę,
myślę Boga.
Kiedy umieram,
umiera Bóg nieśmiertelny,
ten, który jest bez początku
zrodzony z mojej matki.

Bo Bóg
nie ma długiej brody od Michała Anioła
ani pryszcza nad lewym okiem,
jakżeż więc mógłby mieć
początek?

Zanurzony w gnijącej masie rybich odpadków
na skraju plaży
Bóg nie ma pięknego oblicza.
Bez uśmiechu śmieje się do mnie
z każdego ziarnka piasku.

Odchodzę,
depcząc miliony ziarenek
miliony Bogów,
miliony mnie,
miliony światów
jednego świata.
Świata, który patrzę, myślę i umieram.