Religijność triumfalistyczna
Głównymi wyznacznikami tej formy religijności są pycha oraz chęć nawracania ludzi w mię jedynie słusznej wiary. Dla przeciętnego chrześcijanina, choćby nawet deklarował tolerancję, innowiercy są w istocie błądzącymi poganami, których kiedyś trzeba będzie nawrócić. Natomiast wolnomyśliciele i bezwyznaniowcy to godni potępienia odszczepieńcy lub sługi Szatana. Pewną ciekawostką jest fakt, że chrześcijanie często zarzucają pychę tym, którzy nie chcą przyjąć wiary w Chrystusa. Tymczasem to triumfujący chrześcijanin grzeszy pychą, patrząc na świat z góry, z pozycji tego, który wie, że stoi po stronie prawdy, ma w swoim pojęciu prawo nawracać innych i ma zagwarantowane ostateczne zwycięstwo swojej religii, ponieważ tak pisze natchniony autor Apokalipsy i tego uczy Kościół. Taka logika kryje się za licznymi opowieściami o świętych. Na przykład Porfiriusz z Gazy stał na czele chrześcijańskich bojówek mordujących innowierców i burzących ich świątynie, czyli według chrześcijańskiej hagiografii czynił dobro, za które został świętym. Kiedy Eupsychiusz z Cezarei dopuścił się wandalizmu, niszcząc świątynię bogini Fortuny i został za to surowo ukarany, chrześcijanie potępili sędziów, a Eupsychiusza ogłosili świętym. Kiedy zaś innowiercy niszczą kościoły, chrześcijanie żądają surowych kar dla przestępców. Krótko mówiąc, dobre jest to, co służy szerzeniu chrześcijaństwa, a złe jest wszystko, co służy innym religiom. Nie ma mowy o współistnieniu z innymi wyznaniami.
Nie ma też mowy o współistnieniu z innymi odłamami chrześcijaństwa. Przykładów nienawiści między chrześcijanami dostarczają między innymi Focjusz I Wielki, Jozafat Kuncewicz, następcy Dominika Guzmána, Marcin Luter, Filip Melanchton, Jan Kalwin, Paisjusz Hagioryta i wielu innych.
W opinii wielu chrześcijan historia zdaje się potwierdzać, że ich wiara ma zdominować świat. Jak dotąd bowiem wyznawcy Chrystusa opanowali najpierw Rzym, Zakaukazie i basen Morza Śródziemnego, potem nawrócili Europę i rosyjską Azję, zwycięsko ponieśli swoją wiarę do Nowego Świata, Australii i Oceanii, a w XIX i XX wieku zaczęli walkę o zdominowanie Afryki. W tym kontekście dla wierzącego jest oczywiste, że w XXI wieku chrześcijaństwo ma zapanować nad Azją, co butnie zapowiadał rzymski papież Jan Paweł II.
Narzuć wszystkim swoją wiarę – Wojtyła, Ratzinger i inni
W XX i XXI wieku chrześcijański triumfalizm nie mógł już występować w formie militarnej napaści na innowiercze kraje, żeby im narzucić swoją religię. Przejawiał się za to w określonych aktach administracyjnych i w działalności misjonarskiej. Chrześcijanie przekonani o swojej racji i wyższości nad innymi religiami otwarcie głosili, że wszyscy inni się mylą i prędzej czy później muszą przyjąć naukę Chrystusa. Tego typu pogląd jest powszechnym zjawiskiem wśród chrześcijan. Za przykład niech posłuży oficjalna deklaracja opracowana przez watykańską Kongregację Nauki Wiary pod kierownictwem niemieckiego kardynała Josepha Ratzingera (późniejszy papież Benedykt XVI) i opublikowana za zgodą papieża Jana Pawła II (Karola Wojtyły) w roku 2000. Wbrew wszelkim nowoczesnym zasadom tolerancji i pluralizmu kulturowego oraz szacunku dla innych światopoglądów deklaracja Dominus Iesus stwierdza wprost, że tylko katolicyzm (nawet nie chrześcijaństwo jako całość) prawidłowo opisuje rzeczywistość i przechowuje prawdę o Bogu. Tylko Kościół katolicki prowadzi do wyzwolenia od grzechu, a boży plan zbawienia realizowany w tym kościele obejmuje całą ludzkość. Istnienie rozmaitych religii nie jest więc naturalnym stanem rzeczy, jak chcą historycy, religioznawcy i wolnomyśliciele, lecz jest stanem chwilowym, który musi się kiedyś skończyć, ponieważ wszyscy ludzie na całym świecie będą katolikami. Nic dodać, nic ująć. Jest to obraz religijności triumfalistycznej i ekspansywnej, która nie godzi się na żadne kompromisy: cała ludzkość ma przyjąć katolicyzm i bez wątpienia zrobi to prędzej czy później. Uderza podobieństwo fundamentalistycznych postaw Wojtyły i Ratzingera jako reprezentantów katolicyzmu do idei Paisjusza Hagioryty oraz wojujących w tym samym czasie islamistów: we wszystkich tych wypadkach jest widoczna fanatyczna wiara w zwycięstwo jedynie słusznej religii i to za wszelką cenę. W istocie bowiem chodzi o władzę, a wtedy nie liczą się ani liczba ofiar, ani los poszczególnych ludzi. Wystarczy przypomnieć tragiczne dzieje mieszkańców wschodniej Rzeczpospolitej po administracyjnie narzuconej Unii Brzeskiej. Ludzie pokroju Jozafata Kuncewicza przy pomocy polskiego wojska i krwawych pacyfikacji wykorzeniali wtedy prawosławie, poszerzając zasięg władzy rzymskiego papiestwa. Ponad dwieście lat później carskie wojska robiły to samo, siłą przywracając prawosławie, a Jerzy Konisski odbudowywał cerkiewne struktury administracyjne. Po następnych pięćdziesięciu latach katolicki biskup Przeździecki odbierał prawosławnym świątynie i cmentarze, żeby zakładać parafie podległe papieżowi i znowu dochodziło do aktów przemocy. Już kilkanaście lat później wszystkie niedawno założone parafie zostają siłą zlikwidowane przez Sowietów i włączone do prawosławnej Cerkwi. Na tym jednak nie koniec, bo chęć nawrócenia prawosławnych na katolicyzm pozostała i w Polsce znów utworzono parafię unitów uznających zwierzchność papieża w Rzymie. Czy ktokolwiek z tych, którzy podejmowali decyzję o narzucaniu nowej formy wiary miał na względzie dobro ludzi? A co z rzekomo chrześcijańską miłością bliźniego i tolerancją, której wyrazem był ruch ekumeniczny wymyślony przez protestantów?
Niestety, z katolickiej perspektywy należy całkowicie przewartościować protestancką ideę ekumenizmu, według której należy budować jedność chrześcijan przy wzajemnym poszanowaniu i zachowaniu ich odmienności. Według Wojtyły ekumenizm powinien być tylko narzędziem, żeby wszystkie odłamy chrześcijaństwa przyciągnąć do Kościoła katolickiego. Temu celowi służyły jego liczne podróże jako papieża Jana Pawła II po całym świecie i słynne rozmowy z przedstawicielami rozmaitych religii, które miały rzekomo prowadzić do wzajemnego porozumienia. Można sądzić, że w istocie Wojtyła traktował je tylko jako etap na drodze do nawrócenia na katolicyzm.