Obywatel, walka o władzę u pawianów, populizm, prawo do nieuczestniczenia
Obywatel - człowiek wolny, świadomie uczestniczący w tworzeniu i zarządzaniu państwem,
które traktuje jako dobro wspólne i czuje się za nie odpowiedzialny. Prawem i
obowiązkiem obywatela jest aktywne uczestnictwo w polityce poprzez udział w
wyborach i sprawowanie urzędów.
Przekonałem się, że wizyta w zoo może być pouczającą lekcją wychowania obywatelskiego, chociaż z pewnością nie taką, jakiej życzyliby sobie politycy i rządzący państwem.
Pewnego sierpniowego popołudnia głośny wrzask z wybiegu pawianów przyciągnął uwagę zwiedzających wrocławski ogród zoologiczny. Już po chwili spora grupa ludzi skupiła się przy balustradzie, żeby patrzeć w dół na stadko pawianów, które zawsze było dość ruchliwe, ale w tym momencie wydawało się szczególnie ożywione. Otóż dwa duże samce ganiały się po wybiegu, wskakiwały na skalną ścianę i z wyszczerzonymi zębami rzucały się na siebie przy akompaniamencie świdrujących wrzasków. Zdawało się, że zaraz jeden zagryzie drugiego, lub dosłownie rozerwie go na strzępy. A jednak każde starcie kończyło się na kilku uderzeniach, a najważniejszą bronią używaną w tym pojedynku wydawał się krzyk i zastraszanie. Wreszcie po kilku minutach takich zmagań jeden z zapaśników zrezygnował, uznając się za pokonanego. Przestał odpowiadać na zaczepki i sam nie atakował, wyraźnie oddając pole przeciwnikowi. Poprzestał jedynie na szczerzeniu zębów, a swoją frustrację wyładował na młodszych i słabszych samcach oraz na samicach, które akurat stanęły na jego drodze. Natomiast zwycięzca wspiął się na wysoką skałę, gdzie przyjął dumną postawę dominanta spoglądającego z góry na pobratymców. Pozornie nie zwracał już uwagi na niedawnego konkurenta, choć w rzeczywistości pilnie śledził każdy jego ruch gotów do nowej bójki. Tymczasem na wybieg wrócił względny spokój i zebrani wokół ludzie powoli zaczęli się rozchodzić. Dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie pewien charakterystyczny szczegół. Otóż całe zajście odbyło się jakby poza stadem. Większość pawianów spokojnie siedziała iskając się, lub obserwując ludzi, a niektóre dość obojętnie przyglądały się walczącym samcom, nie wykazując jednak szczególnego zainteresowania. Zaledwie trzy lub cztery osobniki zdawały się sekundować zapaśnikom. Początkowo uznałem, że to co najmniej dziwne. W końcu szło o to, kto będzie najważniejszy w stadzie, a więc zwycięstwo tego czy innego samca powinno obchodzić wszystkich. A jednak tak nie było: ogół wykazał niemal doskonałą obojętność.
Zrozumienie przyszło moment później. Pojąłem, że pozycja samca alfa jest ważna właściwie tylko dla niego samego i dla kilku jego najbliższych przyjaciół. To oni będą korzystać ze zdobytej przewagi, aby uzyskać dostęp do najatrakcyjniejszych samic i najlepszego jedzenia. Przeciętne samce niższej rangi i tak nigdy nie miały i nie będą miały szansy na pierwszą pozycję w stadzie. Z ich punktu widzenia zagadnienie, kto zwyciężył w pojedynku i został samcem alfa jest właściwie nieistotne. Wysoka ranga pozostaje poza ich zasięgiem, co oznacza, że nie warto angażować się w spory silniejszych.
Zatem tylko najsilniejsi są zainteresowani sytuacją na szczytach władzy, bo liczą, że w odpowiednich okolicznościach mogliby przejąć pozycję dominanta. Dlatego próbują gromadzić wokół siebie jak najwięcej zwolenników, którzy ewentualnie pomogą im w drodze do władzy. Trudność polega jednak na tym, że przytłaczająca większość stada woli nie zadzierać z aktualnym samcem alfa i jego grupą, bo to może skończyć się tęgim laniem. Tu warto odnotować, że słabsze osobniki nie są traktowane jak rywale, z którymi należy się liczyć w obawie przed ich odwetem. W odniesieniu do słabszych wymierzane im kary wcale nie są symboliczne i może dojść do dotkliwego pobicia. Na ogół więc słabsi unikają tego rodzaju sytuacji.
Dlatego trudno przekonać przeciętnego członka stada do zdecydowanego opowiedzenia się po którejkolwiek z rywalizujących stron. Większość osobników wykazuje daleko posuniętą ostrożność i unika jasnego poparcia nawet obecnego samca alfa, ponieważ sytuacja może się kiedyś zmienić, a wtedy nowy dominant będzie się mścił. Poza tym wiadomo, że grupa najbliższych przyjaciół dominanta z natury nie jest liczna, a więc szansa na ewentualne wejście do elity też jest niewielka - nie warto inwestować czasu i energii w próby przeniknięcia do elity. Ryzykowne jest także poparcie osobnika aspirującego w przyszłości do pozycji dominanta, ponieważ aktualny samiec alfa odpowie prawdopodobnie represjami. Obawy przed pewną karą tu i teraz nie równoważy nadzieja na niepewne przyszłe zwycięstwo mojego kandydata oraz iluzoryczne korzyści, które przecież mogą nigdy nie przyjść.
Zatem w ostatecznym rozrachunku najbezpieczniejsza strategia polega na utrzymywaniu odpowiedniego dystansu do wszystkich walczących o władzę. Tu kryje się tajemnica pozornie dziwacznego zachowania stada pawianów, które nie wykazywało większego zainteresowania wynikiem walki o pozycję dominanta.
Oczywiście pawiany nie rozumują w ten sposób i nie dokonują świadomej analizy z uwzględnieniem przyszłych konsekwencji. Zachowują się jednak tak, jakby to robiły, ponieważ tak właśnie ukształtowała je ewolucja eliminująca osobniki nieskuteczne. Ci, którzy nadmiernie angażowali się w nieswoje konflikty, nie pozostawiali potomstwa i wcześnie ginęli. Zostali ci, którzy potrafili właściwie ocenić własne możliwości i unikali bezproduktywnych a kosztownych sporów. To jest uniwersalny mechanizm ewolucji zachowań obecny również u człowieka. Politycy chcieliby wszystkich uczynić swoim narzędziem w walce o władzę, ale co najmniej 50%, a może nawet 80%, ludzi wcale nie chce w tym uczestniczyć. Tak zwany przeciętny obywatel doskonale rozumie, że polityka nie służy jego dobru, a spory polityków toczą się w ich własnym świecie poza zasięgiem większej części społeczeństwa. Co więcej, ogół obywateli ma poczucie, że zmiany na szczytach władzy w niewielkim stopniu zmieniają realia ich życia (oczywiście z wyjątkiem przypadków skrajnych jak dyktatura komunistyczna czy faszystowska, lub junta wojskowych). Innymi słowy ludzie mniej lub bardziej obojętnie obserwują walkę polityków, sami trzymając się raczej z boku, a wielu mówi otwarcie, że właściwie nie ma większego znaczenia, kto dzierży władzę.
Natomiast politycy starają się wszystkim wmówić, że ich walka o dominację jest w istocie „misją” mającą poprawić los przeciętnego człowieka, obroną takich czy innych „najwyższych wartości” lub budową nowego, rzekomo lepszego świata. Za pomocą najrozmaitszych instrumentów począwszy od szkoły i religii, poprzez media i propaństwową, patriotyczną propagandę próbują kształtować społeczeństwo w taki sposób, aby było posłuszne rządzącym. Z tego punktu widzenia idea obywatela okazuje się niebywale użytecznym narzędziem, ponieważ dowartościowuje człowieka jako samodzielną i niepowtarzalną jednostkę, od której zależy powstanie i funkcjonowanie społeczeństwa. Obywatel bowiem to człowiek wolny w sensie fizycznym, ekonomicznym, racjonalnym i światopoglądowym, chroniony prawem twórca i gwarant istnienia demokratycznego społeczeństwa. Ale obywatel to również cel indoktrynacji. Za każdym razem, kiedy odbywają się wybory do demokratycznych instytucji od prezydenta, premiera czy kanclerza po członków parlamentu lub lokalnych władz, powtarza się slogan o „obywatelskim obowiązku” uczestniczenia w wyborach i za każdym razem rozlegają się biadania, że zbyt mały procent obywateli zechciał wziąć w nich udział. Politycy zastanawiają się jak zaktywizować i pozyskać wyborców, politolodzy mówią o braku świadomości obywateli, a patrioci biją na alarm, że obywatele nie interesują się losem państwa. Szerzy się mit, że im więcej ludzi weźmie udział w wyborach, tym lepiej będzie funkcjonować państwo. W niektórych krajach jest wręcz przymus uczestniczenia w wyborach. Bez wątpienia przy większej frekwencji wyniki byłyby bliższe prawdzie w sensie oddania poglądów większości. Jednak powstaje pytanie, czy to nie oznacza rządów populistycznych, schlebiających opinii niekompetentnych mas? Może dla dobra ogółu należy zaakceptować, fakt, że ponad połowa obywateli nie jest zainteresowana walką o władzę, nie rozumie mechanizmów rządzących ekonomią i życiem społecznym, a przede wszystkim nie chce się tym zajmować? Może nie warto zmuszać ludzi do uczestniczenia w polityce, a politycy powinni częściej odwiedzać zoo, zwłaszcza wybieg naczelnych?