Kraina Snu, rajski ogród, Wyspy Szczęśliwe, Szambhala, Havaiki, Utopia, El Dorado, Mu, Lemuria i inne fantastyczne krainy, Thera

przynajmniej od 40. tysiąclecia p.n.e. - australijscy Aborygeni opowiadają o Krainie Snu,

mitycznym miejscu, skąd pochodzą wszelkie idee i przodkowie ludzi, a po śmierci

trafiają duchy zmarłych;

2.-1. tysiąclecie p.n.e. - w Mezopotamii funkcjonuje mit o rajskim ogrodzie wolnym od

cierpienia i śmierci. Ideę przejmuje potem Biblia Izraelitów i chrześcijan;

XIII w. p.n.e. - Mojżesz prowadzi Izraelitów z Egiptu do Kanaan, który jest uważany za

„ziemię obiecaną” im przez Boga;

1. tysiąclecie p.n.e. - buddyści opowiadają o cudownej krainie Szambhala („północny kraj

spokoju”) zwykle lokowanej w rejonie Himalajów;

od 1. tysiąclecia p.n.e. - chińscy taoiści znają mit o szczęśliwym kraju wiecznego życia

zwanym Tebu lub Tibu gdzieś między Tybetem i Syczuanem;

od 1. tysiąclecia p.n.e. - Chińczycy snują legendy o wspaniałym ogrodzie nieśmiertelności

ukrytym gdzieś w górach Kun Lun;

1. tysiąclecie p.n.e. - 2. tysiąclecie n.e. - Polinezyjczycy opowiadają o zachodniej krainie

Havaiki, gdzie wszyscy są szczęśliwi, skąd pochodzą ich przodkowie i dokąd oni

powrócą;

VI-IV w. p.n.e. - Kartagińczycy, którzy już od dawna badają Atlantyk, odwiedzają Maderę

i Wyspy Kanaryjskie. Grecy dowiadują się od nich o legendarnych wyspach za

Słupami Heraklesa (Gibraltar) zwykle uważanych za rajskie krainy szczęścia

i wiecznej młodości;

IV w. p.n.e. - grecki myśliciel Platon opisuje Atlantydę, idealną wyspę na Atlantyku;

219 r. p.n.e. - chińska ekspedycja na Pacyfik bezskutecznie poszukuje wysp wiecznego życia

i szczęścia zwanych P’ung-lai;

I w. p.n.e. - I w, n.e. - rozkwit żydowskich sekt obiecujących nadejście Nowego Jeruzalem,

idealnego państwa Izraela: między innymi esseńczycy i chrześcijanie;

I-V w. n.e. - Rzymianie opowiadają o Wyspach Szczęśliwych (Kanaryjskie), gdzie nie ma

śmierci i cierpienia;

IV/V w. n.e. - św. Augustyn pisze dzieło „O Państwie Bożym”, ideale chrześcijaństwa;

458/459 r. n.e. - chiński mnich Hui-szen wyrusza, żeby na Pacyfiku odnaleźć wyspy

szczęścia i natrafia na wielki ląd Fu San;

połowa VI w. - Irlandczyk św. Brandan przepływa Atlantyk w poszukiwaniu krainy idealnej

dla modlitewnych wspólnot i dla mnichów-eremitów; odkrywa Islandię i

prawdopodobnie Amerykę Północną. Do przybycia Normanów będzie to ich

wymarzona enklawa spokoju;

916 r. - zoroastrianie z Persji osiedlają się na wyspie Diu (Div) w wybrzeży Gudżaratu, która

stanie się dla nich symbolem krainy szczęśliwości;

983-986 r. - Norman Eryk Rudy wygnany z Islandii odkrywa Grenlandię i przekonuje część

ziomków, że jest to kraj ich marzeń; powstaje tam ich kolonia

około 1000 r. - Leif Szczęśliwy, syn Eryka Rudego, dociera z Grenlandii do legendarnego

Vinlandu, bogatej i żyznej krainy położonej na wybrzeżu Ameryki Północnej i

zakłada tam kolonię;

od XIII w. - Europejczycy opowiadają o mitycznym królestwie księcia (lub księdza) Jana

w centralnej Azji, szczęśliwym i wolnym od śmierci. Wieści o nim rozpowszechniał

między innymi Marco Polo;

od 1325 r. - na europejskich mapach pojawiają się legendarne atlantyckie Wyspy

Szczęśliwe, między innymi Brazil. Jest to pokłosie platońskiej Atlantydy;

1367 r. - na mapie Atlantyku braci Piziganni znajduje się wyspa Antilia z legendarnymi

Siedmioma Miastami;

1513 r. - Hiszpan Juan Ponce de Leon podczas podboju Puerto Rico dowiaduje się o źródle

wiecznej młodości gdzieś na północy na wyspie Boynca. W 1521 r. odkrywa tam

Florydę ze źródłami mineralnymi, które jednak nie są cudowne;

1515-1516 r. - Brytyjczyk Thomas More pisze swoją opowieść o idealnym państwie na

fantastycznej atlantyckiej wyspie Utopia, gdzie ponoć nie ma krzywdy i zła;

1531 r. - niemiecki przedsiębiorca i gubernator z ramienia króla Hiszpanii Ambrosius

Dalfinger wyrusza w głąb Wenezueli, gdzie natyka się na legendy o kraju złota El Dorado. Umiera od kurary w roku 1533;

1531 r. - Hiszpan de Ordaz szuka El Dorado wpływając do Amazonki, Orinoko i Mety;

1536 r. - Hiszpan Gonzao Jimenez de Quesada obrabowuje bogate centrum Indian Chibcha

w Bogocie, które uznał za mityczne El Dorado;

1537-1539 r. - Nicolaus Federmann idąc śladami Dalfingera dociera do Indian Chibcha.

Ich cywilizacja zostaje ostatecznie zniszczona przez Federmanna, Georga

Hohermutha i Sebastiana de Belalcazara (z Quito). Nadal jednak trwa legenda o

złotym mieście El Dorado podobno ukrytym w głębi dżungli;

1540 r. - Hiszpan Francisco Vasquez Coronado na czele 300 zbrojnych jeźdźców szuka

Siedmiu Miast na zachód od Missisipi. Dociera do Apaczów i Nawajów;

1542 - Hiszpan De Soto przeszukuje dorzecze Missisipi chcąc odkryć drogę do

legendarnych Siedmiu Miast; przechodzi przez tereny cywilizacji Natchez;

lata 1595-1596 i 1617-1618 - Anglik Walter Raleigh szuka Ma Noa - stolicy bogatego

państwa El Dorado w Wenezueli;

od XVII w. - Rosjanie znają legendę o szczęśliwej krainie Biełowodije w centralnej Azji;

1620-1629 r. - brytyjscy purytanie płyną za Atlantyk w poszukiwaniu idealnej krainy i jako

legendarni Pielgrzymi przejdą do historii zakładając Massachusetts;

1822 r. - brytyjski żeglarz J. Weddell dociera aż do 74o15’S w Antarktyce nie napotykając

większych przeszkód ze strony lodu. Stanie się to przyczyną opowieści o szczęśliwej,

żyznej i ciepłej krainie rzekomo ukrytej za lodami półkuli południowej (na przykład

Opowieść A. Gordona Pyma napisana przez Edgara Alana Poe);

1888 r. - Norweg F. Nansen przechodzi w poprzek Grenlandii wykazując, że opowieści o jej

wnętrzu pozbawionym lodu są w istocie baśniami, co jednak nie przekonuje

zwolenników legendarnych wizji;

1923 r. - rosyjska wyprawa bezskutecznie szuka Biełowodija;

1925 r. - Percy Fawcett wyrusza do Matto Grosso w Brazylii, gdzie ma istnieć El Dorado.

Żaden z uczestników ekspedycji nie wrócił;

1933 r. - Brytyjczyk J. Hamilton pisze książkę o Shangri-la, szczęśliwej krainie wiecznego

życia w Tybecie lub Himalajach;

1943 r. - Hitler wysyła łódź podwodną, aby dotarła do mitycznego kraju bez lodu w

okolicach bieguna północnego. Kiedy wyprawa nie wraca, pojawia się plotka,

że załoga pozostała w kraju wiecznego szczęścia;

1946 r. - Francuz P. Alperine pisze powieść o kraju Erikraudebyg kryjącym się za wałem

lodu w głębi Grenlandii, czym wzbudza spore zainteresowanie opinii publicznej.

Ten dość długi, a przecież i tak daleki od kompletności, przegląd idei i realnych wydarzeń, a czasem wręcz szaleństw związanych z rozmaitymi utopijnymi krainami chyba wystarczająco pokazuje, jak ważne są one dla człowieka. W każdej kulturze i epoce możemy bez trudu wskazać określone utopie, w których, zawsze jak w lustrze przegląda się aktualna sytuacja i sposób myślenia tworzących je ludzi. Dlatego Żydzi doświadczeni przez historię na styku potężnych imperiów starożytności, a potem przez dwa tysiąclecia antysemityzmu nigdy nie przestaną dążyć do swojej Ziemi Obiecanej, która tymczasem przerodziła się w mistyczne Nowe Jeruzalem i koncepcję zbawienia (a może tylko wybawienia od prześladowców?). Dla Normanów wiecznie cierpiących na brak ziemi idealne krainy to przede wszystkim szerokie, żyzne obszary i najlepiej jak najbardziej oddalone od konkurentów. Chińczycy, Grecy i Rzymianie wyobrażali sobie owe krainy jako ziemie wolne od cierpienia, starości i śmierci, co szczególnie mocno akcentowano też na Dalekim Wschodzie zapatrzonym w ideę długowieczności i rozwijającym odpowiednią do tego alchemię. Natomiast Polinezyjczycy czy Aborygeni opowiadają o swej opuszczonej niegdyś ojczyźnie, która jawi się im jako raj utracony przodków dalece przewyższający ułomną współczesność. W tym zawiera się istota każdej utopii: idealna organizacja, powszechna sprawiedliwość i szczęście oraz... nieosiągalność tu i teraz. Może kiedyś, w odległej przyszłości? Dość częstym motywem jest także wygnanie z owej idealnej krainy, gdzie żyli niegdyś przodkowie, lecz z jakichś względów musieli zmienić miejsce pobytu.

Paradoksalnie nieosiągalność okazała się największą wartością utopii, ponieważ całe społeczności funkcjonowały napędzane tęsknotą za wymarzoną krainą czy stanem, jak to już widzieliśmy w przypadku Żydów, Polaków przez półtora wieku czekających na odrodzenie państwowości, Ormian opierających się turkizacji... A jeszcze częściej wybitne jednostki pracowały pod wpływem utopijnych idei: Kolumb dążył do realizacji szalonego pomysłu, aby przepłynąć ocean i nawrócić Azję, Fawcett ruszył do dzikiego brazylijskiego interioru, wierząc w istnienie El Dorado, Hui-szen wypłynął na nieznany Pacyfik i miał szczęście znaleźć tam ląd Fu San, choć nie były to wymarzone przez niego wyspy wiecznego życia... I tak dalej i dalej. Niespełnienie, pragnienie realizacji niezrealizowanego, sięganie poza granice zakreślone przez „normalne” w danym momencie zachowania i pojęcia to immanentne cechy myślenia utopijnego. I to nie w sensie pejoratywnym – w istocie myślenie utopijne jest zjawiskiem ze wszech miar społecznie pożądanym. Jak bowiem wyglądałyby ludzkie społeczności bez tych wszystkich śmiesznych i naiwnych opowieści zasłyszanych raczej przy kuflu lub kieliszku aniżeli na sali wykładowej uniwersytetu? Sceptyk wzruszając ramionami stwierdzi, że to wszystko dziecinada niewarta poważniejszego zastanowienia i z pozoru wydaje się mieć rację. A jednak to nie owi sceptycy przekraczali linię horyzontu i pierwsi stawiali stopę na nowych lądach, nawet jeśli nie były to Wyspy Szczęśliwe. Kiedy w ten sposób popatrzymy na zjawisko myślenia utopijnego, odkrywamy, że ludzkość potrzebuje go jak powietrza. Zakamieniały realista widząc odległy ląd oddzielony od niego przez silne prądy morskie może machnąć ręką stwierdzając, że nie warto podejmować ryzyka, bo niczego ciekawego tam nie znajdzie i prawdopodobnie będzie miał nawet rację.

Jednak doraźna racja to nie wszystko. Zwróćmy uwagę, że nasz realista może nigdy nie zdobędzie się na przeprawę przez niebezpieczny odcinek morza i na zawsze pozostanie w swoim doskonale zorganizowanym i stabilnym świecie. A tymczasem marzyciel i lekkoduch, jako istota z natury niepoważna, bez specjalnego żalu pozostawi swoją małą stabilizację, aby pogonić za ułudą i ryzykując życie przedostać się na nieznany ląd. Tak właśnie rodzi się zmiana, a czasem nawet to, co zwykliśmy nazywać postępem. Niczym bezładne ruchy Browna powodujące wciskanie się gazu w każdą dostępną szczelinę, te bezplanowe i z pozoru bezsensowne wysiłki, często zakończone klęską, otwierają przed człowiekiem nieznane światy. Fantazja i marzenie to jedyny mechanizm prawdziwej zmiany; nie da się przecież zaplanować, przewidzieć czy zadekretować przepisami przyszłego rozwoju. Doceńmy więc odkrywczą i twórczą siłę utopii oraz szaleńców poddających się urokowi utopii.

W świecie zachodnim symbolami wszystkiego, co dalekie i wspaniałe, gdzie spełniają się wszystkie nasze marzenia są Atlantyda i powieściowa Utopia Morusa. O ile jednak wszyscy zgadzają się, że wyspa Morusa jest tylko tworem fantazji, o tyle Atlantydy uparcie poszukują najróżniejsi wizjonerzy i poważni naukowcy. O jej istnienie kopie kruszą specjaliści wszelkich dziedzin. Geolodzy wskazują, że żadna duża wyspa nie mogła istnieć na Atlantyku, ponieważ wyklucza to budowa dna morskiego. Z drugiej jednak strony nic nie stoi na przeszkodzie, aby za Atlantydę uznać niewielkie wysepki typu Azorów albo Kanarów, gdzie ruchy tektoniczne, trzęsienia ziemi i działalność wulkaniczna rzeczywiście dość szybko, a czasem w sposób gwałtowny, zmieniają układ lądów. Rzecz w tym, że na tych wyspach nie ma ani śladu wysokiej kultury. Co więcej, nie ma tam świadectw wczesnego osadnictwa, co je ostatecznie wyklucza z kręgu podejrzeń o związki Atlantydą. Jedyne zabytki znalezione przez archeologów to resztki przedmiotów przywiezionych przez Kartagińczyków a potem Portugalczyków i Hiszpanów.

Można ewentualnie przyjrzeć się niskim wyspom z największą nazwaną Spartel, które w plejstocenie znajdowały u wejścia do Gibraltaru od strony Atlantyku. Po stopnieniu lodowców wzrósł poziom wody w morzach świata i wyspy zostały zalane. Czy Platon mógł o tym wiedzieć? Wątpliwe. A poza tym na tych wyspach z pewnością nie istniała zaawansowana cywilizacja.

Inni badacze wskazują na grecką wysepkę Thera (po chrystianizacji znana jako Santorin), którą w dużym stopniu zniszczyła gigantyczna erupcja wulkanu kilkaset lat przed Platonem. Na niej faktycznie odkryto pozostałości zaawansowanej cywilizacji zrujnowanej przez wulkan i tsunami. Niestety i tutaj jest „ale”. Miejscowa kultura to była po prostu część znanej już cywilizacji kreteńskiej, a nie hipotetycznej Atlantydy. Jednak nawet przy tym zastrzeżeniu hipoteza Thery wydaje się stosunkowo najbliższa prawdy.

Ze względów dość oczywistych (na przykład trudności komunikacyjne w epoce Platona) nie możemy poważnie traktować obecnych poszukiwań Atlantydy na Islandii, w Mezopotamii czy na Pacyfiku (legendarny, rzekomo zatopiony kontynent Mu). Trudno też zaakceptować tezy o Atlantydzie na Oceanie Indyjskim (fantastyczny, podobno zatopiony kontynent Lemuria) albo w okolicach biegunów, dokąd nie dopływali Grecy, a wiadomości o tych obszarach pochodzące od innych ludów docierały do Greków w formie skrajnie zniekształconej i nieprawdopodobnej. Wątpliwe, żeby Platon mógł cokolwiek wiedzieć o tych częściach globu.

Tak więc hipoteza Thery prezentuje się stosunkowo najpoważniej, choć przy zastrzeżeniu, że Platon wykorzystał znane sobie fakty geograficzne i historyczne, aby stworzyć własną wizję literacką a nie dokument o charakterze kronikarskim. Sama wysepka faktycznie uległa zniszczeniu i to w sposób dość zgodny z opisem odnoszącym się do Atlantydy. Oczywiście w tym rejonie podobne zjawiska są dość częste, lecz wybuch na Therze należał do szczególnie potężnych i dlatego łatwiej mógł zapaść w zbiorową pamięć stając się elementem legendy. Poza tym tamta erupcja zniszczyła kwitnącą społeczność stojącą na wysokim poziomie rozwoju. Tego rodzaju katastrofy zawsze pobudzały ludzką wyobraźnię i wywoływały najróżniejsze spekulacje, lub stawały się pożywką dla prób z kręgu mistyki i historiozofii. A jeżeli pójdziemy tropem symbolicznym, dostrzeżemy coś jeszcze. Otóż Platon pisał swoje dzieło jako rodzaj pouczenia a może nawet przestrogi (?) dla współczesnych pokazując, że wspaniała cywilizacja przeszłości nieodwołalnie upadła i przekazała następcom zaledwie fragmenty swoich osiągnięć. Potęga rodzi pychę i łudzi wiarą, że będzie trwać wiecznie, co tym bardziej zaskakuje, gdy nagle się kończy i odchodzi w niepamięć.

A przecież tak właśnie stało się z kulturą kreteńską a potem mykeńską. Tamte dwie cywilizacje również zginęły, a część ich spuścizny przejęli Grecy, którzy zdawali sobie sprawę z pochodzenia własnej kultury. Może o to właśnie szło Platonowi? Dlatego w mitycznej opowieści zawarł elementy legend i faktów odnoszących się do najdawniejszej przeszłości Krety, Morza Egejskiego i Grecji, zanim jeszcze przybyli tu Grecy i dodał do tego własne przemyślenia filozoficzne. Ta swoista mieszanka historii i fantazji podana w atrakcyjnej, sugestywnej formie okazała się tak nośną, że przez następne tysiąclecia zapładniała wyobraźnię Europejczyków.

Jeśli więc zestawimy mocne zaczepienie Atlantydy w historii, naturalną ludzką tendencję do fantazjowania i zamiłowanie do cudowności oraz rolę utopii jako aktywizatora naszej aktywności, okazuje się, że idea „wyspy szczęśliwej” jest właściwie nieśmiertelna. Chyba zawsze będziemy mieli taką wyspę albo krainę lub może planetę, do której można a nawet trzeba podążać. Gdybyśmy ją utracili, prawdopodobnie ryzykujemy utratę istotnego elementu człowieczeństwa. Bohaterowie znanej filmowej baśni wędrujący do krainy Oz („Czarownik z Krainy Oz”, 1939 r.), gdzie spodziewają się znaleźć wszystko to czego im brakuje nie są więc jedynie tworem wybujałej fantazji, a ich przygody to nie tylko sposób na przyciągnięcie uwagi. Oz okazuje się krainą Nigdy-Nigdy leżącą, jak śpiewa w filmie Judy Garland, po drugiej stronie tęczy. Jest ideałem wciąż uciekającym za linię horyzontu w miarę, jak człowiek zmierza w jej kierunku. Rzecz nie polega jednak na tym, aby dojść, bo to i tak jest niemożliwe. Najważniejsze jest samo zmierzanie do Oz, raju, zbawienia, Havaiki czy jakkolwiek inaczej nazywanej Atlantydy. Bez dążenia do celu ledwo majaczącego w oddali nie ma myślenia, ponieważ myśl oznacza poszukiwanie. Jeśli kiedykolwiek człowiek zatraciłby zdolność marzenia, fantazjowania i szaleńczej wędrówki ku czemuś nieokreślonemu i nie do zdobycia, przestałby być człowiekiem, ponieważ w istocie przestałby myśleć. Stałby się zaledwie perfekcyjną maszyną, która w ramach określonego programu i w danych warunkach robi wszystko w taki sposób, żeby uniknąć zagrożeń i zmaksymalizować zysk. Nie byłoby jednak miejsca na poszukiwanie rajskich krain stanowiących o istocie człowieczeństwa.

A dla sceptyków dodajmy, że i dziś takie nieistniejące rajskie krainy są bardzo popularne. Tyle tylko, że coraz częściej lokujemy je gdzieś w kosmosie, w innych wymiarach rzeczywistości, lub ewentualnie w jakiejś nieokreślonej przyszłości. Cóż, każda epoka ma takie raje, na jakie ją stać, a my na zawsze pozostaniemy wędrowcami.

Literatura

Z. Kukal, Atlantis in the Light of Modern Research. Praha 1984.

N.F. Żirow, Atłantida. Moskwa 1964.