Duchy i życie pozagrobowe

Duch, dusza - wedle ogólnie przyjętych reguł jest niematerialną formą istnienia. Brytyjski

autor G.N.M. Tyrell („Apparitions”, 1953) rozróżnia cztery zasadnicze grupy

duchów. Pierwsza grupa to duchy ludzi żywych ukazujące się sporadycznie i na

krótko - tu można chyba zaliczyć fenomen bilokacji – jednoczesnej obecności jednej

osoby w dwóch różnych miejscach. Do drugiej grupy należą duchy ludzi właśnie

umierających albo strasznie cierpiących obserwowane ponoć przez osoby szczególnie

wrażliwe. Do tej kategorii należą chyba słynne „ostatnie wizyty”, kiedy ktoś mówi, że

prawdopodobnie umarł jego krewny czy też przyjaciel, bo właśnie mu się ukazał,

a po kilku godzinach przychodzi telegram z wiadomością potwierdzającą tę

przepowiednię. Trzeci rodzaj obejmuje duchy pozostające na ziemi tylko przez jakiś

czas po zgonie; przypomnijmy, że również Jezus przez czterdzieści dni po swojej

śmierci miał jeszcze chodzić po Palestynie. Duchy właściwe, w ich jak najbardziej

klasycznym rozumieniu, stanowią dopiero czwartą kategorię. Są to fenomeny

związane z osobami dawno zmarłymi, czasem kilka stuleci a nawet kilka tysięcy lat

wcześniej. Zazwyczaj ich obserwacje ograniczają się do ściśle określonego miejsca.

W zorganizowanych systemach religijnych pojęcie ducha zastąpiono duszą,

w której koncentrują się wszystkie ludzkie cechy a szczególnie zdolność do

trwania po biologicznej śmierci.

Elemental - energia sił natury, koncentracja mocy danego miejsca (genius loci) lub

procesu. Według opisów może występować w formie bezosobowej mocy lub zjawy pozbawionej świadomości, albo też jako konkretna istota duchowa obdarzona własną tożsamością (wysublimowana forma elementala?).

Gremlin - duch maszyny. Po raz pierwszy oficjalnie odnotowane i nazwane tak podczas II

wojny światowej, kiedy alianccy lotnicy dostrzegali w kabinach dziwne, ruchliwe

światełka albo chmurki. Początkowo dowództwo podejrzewało sabotaż albo jakąś

niemiecką akcję skierowaną przeciw obrońcom Wysp Brytyjskich, ale okazało się, że

gremliny są nieszkodliwe. Do tej samej kategorii należą chyba opowieści o duchach

statków i statkach-widmach oraz o anormalnych „zachowaniach” pociągów,

samochodów, komputerów i innych urządzeń technicznych.

Nawiedzone miejsca - miejsca, gdzie „straszy”, czyli pojawiają się fenomeny niezgodne

z utartym biegiem rzeczy. Mogą chyba być łączone z elementalami albo z duchami

z jakichś względów przywiązanymi do tego właśnie fragmentu przestrzeni. Klasyczne

przykłady to nawiedzony dom i zamek z duchem rycerza czy też białej damy.

Niewidzialni - na ogół przyjazne duchy dostrzegane tylko przez dzieci, które są wrażliwsze

od dorosłych i potrafią nawet bawić się z istotami z zaświatów. Podobno zdarza się

czasem uchwycenie tych fenomenów na kliszach fotograficznych, chociaż sam

fotograf w momencie wykonywania zdjęcia niczego nie zauważa.

Poltergeist - „duch stukający”, który nie ukazuje się w formie wizualnej, ale produkuje

dziwne lub niepokojące dźwięki a nawet porusza przedmioty (bywa, że czasem

bardzo duże i ciężkie)

Strach - ogólnie rzecz biorąc duch wywołujący niepokój. Najczęściej jest związany

z określonym miejscem.

Upiór - duch zmarłego, który nie potrafi oderwać się od ziemi i zaznać spokoju, ale uparcie

powraca, aby straszyć i prześladować żywych.

Widmo, widziadło, zjawa - duch widziany przez żywych, ale rzadko zdolny do fizycznego

oddziaływania na świat materialny (w jakimś sensie przeciwieństwo poltergeista).

Żywiołak - inaczej elemental, energia żywiołu.

W 76. numerze „Journal of the American Society for Psychical Research” z roku 1982 ukazała się praca tyleż ciekawa, co niepokojąca, przynajmniej dla niektórych. Karlis Osis i Donna McCormick opublikowali tam wspólny artykuł pod dość prowokującym tytułem „A Poltergeist Case Without an Identifiable Living Agent” (Przypadek poltergeista bez zauważalnego udziału istot żywych). Mówię, że tytuł jest prowokujący, ponieważ tradycyjna nauka odrzuca przecież wszelkie „niezauważalne czynniki”, „niezidentyfikowane obiekty” oraz „zjawiska pozamaterialne”. Tu jednak wydarzenia były tak oczywiste, że nie dało się im zaprzeczyć. O co więc chodzi?

Akcja rozgrywa się w starym domu pełnym zakamarków, niczym w dobrej powieści gotyckiej, albo w jednym z opowiadań Karla Hansa Strobla czy Montague’a Rhodesa Jamesa. Była to farma w południowym New Jersey zbudowana około połowy XVIII wieku, jeszcze w epoce kolonialnej. Od tamtego czasu aż do drugiej połowy XX stulecia pozostawała w ręku tej samej rodziny. W tym okresie farmę kilkakrotnie przebudowywano i powiększano, przeżyła pożar i wszystkie zakręty losu zdarzające się normalnie w każdej rodzinie. Nieopodal, jakby dla dodania pikanterii, znajduje się rodzinny cmentarzyk używany w latach 1787-1856.

Psychologowie pojechali do New Jersey zwabieni szerzącą się plotką o rzekomych strachach na starej farmie. W zasadzie oczekiwali jeszcze jednej typowej opowieści o zjawach i związanych z nimi tragicznymi wydarzeniami z przeszłości. Przeżyli jednak niemałe zaskoczenie, kiedy nie umieli sobie z nią poradzić metodami, nazwijmy je, klasycznymi.

Po pierwsze ustalili, że farma cieszy się reputacją nawiedzonej już od kilkudziesięciu lat, a zatem nie jest to wymysł dziennikarzy poszukujących łatwej sensacji. Wcześniej jednak zainteresowanie opinii publicznej było mniejsze, ponieważ farma od lat pozostawała w ręku jednej rodziny, której członkowie byli przyzwyczajeni do „swoich” duchów. Poza tym nie dotarli do żadnej typowej historii nieszczęśliwej miłości zakończonej śmiercią, zbrodni albo innej tragedii, jak to zwykle bywa w takich przypadkach. Rodzina byłych właścicieli wiodła, zdaje się, żywot zwyczajny i w miarę spokojny.

Mniej więcej dziesięć lat przed ukazaniem się pracy Osisa i McCormick, farmę kupili ludzie spoza tej rodziny i założyli w niej sklep z pamiątkami. Bardzo prędko zarówno nowi właściciele jak i zatrudnieni sprzedawcy przekonali się, że w tej posiadłości naprawdę straszy, co wkrótce potwierdzili ich klienci i goście. Czasem dziwne fenomeny obserwowało kilka osób jednocześnie a zdarzało się, że nawet około dwudziestu (!), tym samym raczej wykluczając tradycyjne dla podobnych zjawisk wyjaśnienia w kategoriach przywidzeń.

Jedna z właścicielek opowiadała, że wieczorem spotykała zjawy i dlatego bardzo nie lubiła zostawać w domu sama.

Natomiast dwie sprzedawczynie pamiątek usłyszały pewnego dnia jakieś ludzkie głosy, chociaż były pewne, że nikogo w budynku nie ma. Zaniepokojone nie bardzo wiedziały, jak się zachować, lecz wkrótce wszystko się uspokoiło. Jedna z kobiet, Connie Cleese, chciała znów zająć się pracą, kiedy przez otwarte drzwi spojrzała przelotnie do drugiego pomieszczenia i zamarła z wrażenia. Ujrzała przechodzącą cicho czarną ludzką postać. Przerażona natychmiast zamknęła sklep i pospiesznie wyszła.

Innego wieczoru jej koleżanka, Danta Kiburis, spotkała białą postać sunącą przez pola w pobliżu cmentarza. Zmrożona stała bez ruchu obserwując zjawisko, które majestatycznie przeszło obok zupełnie ją ignorując.

„Coś” wielokrotnie zakłócało też działanie urządzeń elektrycznych, nagle włączając i wyłączając światło, maszynę do szycia oraz elementy systemu alarmowego, chociaż nikogo nie było w pobliżu. Zwłaszcza system alarmowy był kilkakrotnie sprawdzany i naprawiany a nawet wymieniany w obawie przed włamaniem, ale, mimo zastosowania najbardziej zaawansowanych technik, ciągle sprawiał jakieś kłopoty. Któregoś razu sygnał systemu alarmowego przywołał miejscowego policjanta i Warrena Nelsona z przedsiębiorstwa zakładającego urządzenia zabezpieczające. Po przyjeździe na miejsce nie znaleźli jednak żadnych śladów włamania, chociaż obaj utrzymują, że wyraźnie słyszeli łopot w kominie Pokoju Kryształowego. Sądząc, że to ptaki i że to one są odpowiedzialne za całe zamieszanie, zajrzeli do wnętrza jednak tylko po to, by stwierdzić, że... komin jest zalany betonem. A przecież obaj byli przekonani, że słyszeli ów dziwny dźwięk, chociaż nie mógł przecież powstać w zaślepionym kominie. Pełni obaw przeszukali cały budynek, a na koniec weszli nawet na strych, ostatnie miejsce, gdzie mógł się ukryć ewentualny intruz, ale i tam nikogo nie było. Pusty dom zdawał się kpić z ich zdrowego rozsądku. Ostatecznie odeszli z kwitkiem. Co więcej, podobną opowieść o łopoczących dźwiękach badacze usłyszeli też od zupełnie innej osoby i w innym czasie przekonanej, że przydarzyło się to tylko jej.

Jednym z najbardziej zdumiewających zjawisk odnotowanych na farmie w New Jersey było wyraźnie (a może tylko pozornie?) intencjonalne zachowanie tajemniczych mocy. Zdarzało się kilkakrotnie, że ktoś z obecnych zamierzał włączyć jakieś urządzenie, a ono, ku zaskoczeniu wszystkich, samo się nagle włączało, jakby uprzedzając zamiar człowieka. Czyżby to „coś” czytało w myślach i bawiło się zaskoczeniem żyjących? Tak przynajmniej uważali świadkowie tych wydarzeń.

Ażeby cała historia nie wydawała się nudna, nasze duchy z farmy zachowywały się czasem również jak klasyczny poltergeist. Na przykład staroświecki stół, który nowy właściciel przesunął w inne miejsce pokoju, każdej nocy uparcie wracał na swoje tradycyjne stanowisko, gdzie tkwił już od bardzo wielu lat. Bywało, że w pustym domu figlarny duch w kilka minut rozrzucał narzędzia przyniesione przez mechanika, gdy ten wyszedł na moment po brakujący śrubokręt czy kabel. Nigdy też nie wyjaśniono, w jaki sposób stary zegar, którego celowo nigdy nie nakręcano, uparcie tykał i wybijał godziny, zakłócając spokój mieszkańców (usunięto go wreszcie z domu po blisko roku zmagań z nieznaną mocą). Natomiast bardzo ciężka i wiecznie zacinająca się szuflada potrafiła „sama” wysuwać się bez żadnej widocznej przyczyny, chociaż często sprawiała sporo kłopotu ludziom pragnącym dostać się do jej wnętrza... I tak dalej i dalej... Setki mniejszych i większych incydentów obserwowanych przez kilkadziesiąt osób w ciągu co najmniej dziesięciu lat.

Stara farma okazała się niezwykle interesująca i tajemnicza, chociaż Osis i McCormick są niezwykle ostrożni, niczego nie próbują od razu wyjaśniać, zwłaszcza za pomocą sił zaświatowych, a jedynie relacjonują zdarzenia i starannie odsiewają wszelkie fakty wątpliwe. Jeśli tylko istniało prawdopodobieństwo, że któryś z „nadnaturalnych” fenomenów można wyjaśnić na gruncie tradycyjnej nauki o materii, autorzy odrzucali wpływy z zaświatów, zakładając, że lepiej skoncentrować się na materiale pewnym. Można przypuszczać, że wśród tych odrzuconych obserwacji znajdują się także „prawdziwe” historie o duchach, ale za to wśród zweryfikowanych i zaakceptowanych nie powinno być żadnych historii fałszywych. Jest to chyba najlepszy sposób obrony przed krytyką, zwłaszcza w niechętnie nastawionych kręgach uniwersyteckich. Zresztą, i tak to, co zgromadzono wystarczy w zupełności, aby zachwiać pewnością siebie wielu sceptyków i skłonić nas do rewizji zbyt jednostronnych poglądów.

Co z tego wszystkiego wynika dla kwestii rozumienia istoty ludzkiej? Wbrew pozorom bardzo wiele. Jeżeli odrzucimy przedstawione fakty (a z nimi automatycznie dosłownie tysiące podobnych, choć często słabiej udokumentowanych i sprawdzonych fenomenów na całym świecie), stajemy na pozycji klasycznego materialisty. Przyjmujemy więc ostateczny i nieodwołalny koniec człowieka z chwilą śmierci (bez względu na dyskusyjność sposobów jednoznacznego rozpoznania zgonu). Musimy się też zgodzić, że ludzka świadomość powstaje jako chwilowy rezultat oddziaływań materii. W zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, aby przyjąć taki punkt widzenia (no może z wyjątkiem naszego pragnienia wieczności), ale co wtedy począć na przykład z wyżej opisanymi zjawiskami? Trudno z racjonalnego punktu widzenia zdecydowanie odrzucić wiarygodność opisanych historii z New Jersey oraz innych spotkań z duchami znanych przecież w każdym kręgu kulturowym. Taka postawa oznaczałaby zaprzeczenie zdrowemu rozsądkowi tysięcy ludzi i uznanie niekompetencji nie tylko wspomnianej pary psychologów lecz wszystkich badaczy kiedykolwiek zajmujących się tym zagadnieniem. Myślę, że niełatwo to zrobić. Zwyczajnie nie ma powodów, aby przyjąć, że tak wielu ludzi, często powszechnie szanowanych i dobrze wykształconych a nawet niewierzących w świat niematerialny, rozpowszechniało niewiarygodne historie, albo miało omamy (czasem kilka osób jednocześnie). Na dodatek większość z badanych niechętnie o tym mówiła, a niektórzy wręcz odmawiali współpracy z naukowcami, obawiając się ośmieszenia. To chyba oznacza, że wcale im nie zależało na rozgłosie. Po cóż więc zmyślaliby swoje opowieści?

Z drugiej strony uznanie autentyczności wydarzeń w nawiedzonej farmie w New Jersey powoduje konieczność uznania przynajmniej części opowieści o duchach. Oznacza też uznanie życia pozagrobowego, czyli jakichś zaświatów. Czy jednak mamy na to bodaj najmniejsze dowody? Standardowa odpowiedź brzmi: „nie mamy dowodów ani za, ani przeciw”. A jednak ku naszemu zaskoczeniu okazuje się, że mamy. Może nie są to argumenty jednoznaczne i empirycznie powtarzalne, jak chcieliby tego naukowcy wychowani na logice formalnej, matematyce i naukach przyrodniczych traktujących rzeczywistość w sposób redukcjonistyczny, ale jednak dysponujemy bardzo poważnymi a przede wszystkim niezmiernie licznymi poszlakami. Zgodnie z tym, co powiedział niegdyś Immanuel Kant, każdy pojedynczy przypadek „ducha” wydaje się być absurdem i z reguły należy go odrzucić, ale tysiące takich absurdalnych wydarzeń wskazują, że jednak nie są to wyłącznie złudzenia, a na pewno nie wszystkie one są złudzeniami godnymi włożenia między bajki. Właśnie powszechność takich fenomenów jest pierwszym poważnym argumentem. W każdej kulturze, bez względu na wyznawaną religię i epokę historyczną powtarzają się przecież wciąż te same opowieści o zjawiskach zwanych nadnaturalnymi. Duch wykazuje takie same fundamentalne właściwości wśród Japończyków i w Europie a nawet w Australii. Idea ducha nie może zatem być wytworem poszczególnych kultur, ale musi opierać się na zjawiskach o wiele głębszych i przynajmniej wspólnych dla wszystkich ludzi.

Na to nakłada się równie uniwersalne przekonanie o istnieniu życia pozagrobowego w tej czy innej postaci. Może to być indywidualna dusza z pełnym zestawem cech osobowości danego człowieka, jak w chrześcijaństwie czy islamie, albo jakaś część osobowości, w co wierzyli na przykład Egipcjanie i Chińczycy. W tradycjach szamanistycznych i buddyzmie wieczną okazuje się sama świadomość, a w większości kultur przejawem tej trwałości ducha jest wiara w reinkarnację obecna we wszystkich rejonach zamieszkanego świata przed ekspansją wielkich systemów religijnych związanych z przemianami politycznymi, a zwłaszcza z kolonializmem. Trudno tę uniwersalność poglądów wyjaśnić wyłącznie strachem przed śmiercią. Gdyby tak było, każda kultura wypracowałaby własną i niepowtarzalną odpowiedź na pytanie o śmierć, a tymczasem pod raczej cienką powłoką lokalnych tradycji wszędzie dostrzegamy te same ogólnoludzkie poglądy. Znamienne, że nawet tak z pozoru uniwersalna i bliska życiu pozagrobowemu idea, jak Bóg okazuje się ograniczona do paru, zresztą zbliżonych do siebie, kręgów kulturowych. Najwyraźniej więc duch i życie pozagrobowe są czymś bez porównania starszym. Czy można to uznać za przypadek?

Kolejnych poszlak na rzecz istnienia czegoś, co określa się ogólnym pojęciem ducha, dostarcza nowoczesna nauka. Badania podobne do tych wykonanych przez Osisa i McCormick powtarzają się coraz częściej i jeśli nawet niczego bezpośrednio nie dowodzą ani nie podają wyjaśnienia, to przynajmniej wskazują jednoznacznie, że dziwne fenomeny są faktem a nie fantazją. Aby nie być gołosłownym, przytoczmy jeszcze inny, nieco starszy, przykład takiej analizy podany w pracy F.W.H. Myers’a („Human Personality and Its Survival of Bodily Death”, London 1903). Pewien brytyjski biznesmen miał któregoś dnia przedziwne widzenie. Ujrzał nagle tuż obok siebie swoją zmarłą siostrę; patrzyła na niego piękna i młoda jak za życia, a wrażenie realności zjawy pogłębiało dodatkowo dziwne czerwone zadrapanie na prawej stronie twarzy, którego jednak nigdy tam nie było, kiedy siostra żyła. Po krótkiej chwili duch zniknął, ale mężczyzna był tak wstrząśnięty, że natychmiast pojechał do domu swoich rodziców, aby im o wszystkim opowiedzieć. Ci zareagowali bardzo różnie - ojciec odniósł się do opowieści z dużą dozą sceptycyzmu, a matka słuchała niemal z przerażeniem. Za to wieczorem, kiedy raczej nikt nie mógł jej zauważyć, przyszła do pokoju syna, aby mu powiedzieć, że on naprawdę musiał widzieć swoją siostrę, czego dowodem jest owa dziwaczna szrama. Rzeczywiście nigdy jej na twarzy żyjącej dziewczyny nie było, bo dopiero podczas ubierania ciała do trumny matka przypadkiem zarysowała skórę zmarłej. Potem starannie zakryła rysę pudrem nikomu o tym nie mówiąc...

W drugiej połowie XX wieku badania nad śmiercią i związanymi z nią fenomenami zaczęli lekarze ze sławnym Raymondem Moodym na czele. Sięgnięto do starożytnych opisów śmierci w rodzaju tybetańskiego „Bardo thedol”, do dzieł plastycznych jak choćby „Wniebowstąpienie zbawionych” Hieronimusa Boscha, wizji literackich zawartych na przykład w Biblii i wielu mitologiach wszędzie odnajdując zaskakująco zbliżone poglądy. Oczywiście nie oznacza to jeszcze prawdziwości tych relacji, bo możemy je wyjaśniać choćby za pomocą archetypów wspólnych wszystkim ludziom, ale z całą pewnością stanowią dobry punkt wyjścia dla dalszych rozważań.

Tym bardziej, że gromadzimy coraz więcej zaskakujących faktów z obszaru nauk przyrodniczych. Na przykład w roku 1957 American Psychological Association zapoznało się ze sprawozdaniem z bardzo trudnej operacji neurologicznej. Pewnemu trzydziestodziewięcioletniemu mężczyźnie usunięto całkowicie prawą półkulę mózgową. Musiano tę operację wykonać, mimo że wszyscy doskonale rozumieli, że doprowadzi do ogromnych upośledzeń pacjenta. Jakież było jednak zdziwienie lekarzy, kiedy zoperowany odzyskał poprzednie zdolności umysłowe i fizyczne, jakby wciąż miał w czaszce cały mózg a nie tylko jego połowę. Wskazuje to, że tak popularne w podręcznikach neurofizjologii mapy mózgu z zaznaczonymi ośrodkami poszczególnych funkcji odzwierciedlają tylko ich potencjalną lokalizację, a w rzeczywistości mózg może działać jako jedna, harmonijna całość wykonująca określone zadania.

Dość podobny przypadek opisał w swoich pamiętnikach niemiecki profesor chirurgii, Christoph Wilhelm Hufeland (1762-1836). Przeprowadzał on sekcję zwłok pewnego mężczyzny, który przez całe życie cieszył się pełnym zdrowiem psychicznym. I oto zdumiony Hufeland odkrył podobno, że czaszka zmarłego była w dużej części pusta - zawierała nieco ponad 300 gramów wody i niewielką ilość tkanki nerwowej!

Podobnych fantastycznych przypadków historia medycyna zna dużo więcej, ale zazwyczaj nie chwali się nimi, ponieważ zupełnie nie potrafi ich zrozumieć. Poza tym, część tych relacji może być po prostu nieprawdą. Jednak bez względu na stosunek oficjalnej medycyny i panujące poglądy naukowe, ciągle pozostaje kwestia wyjaśnienia przynajmniej niektórych z tych fenomenów uznanych za prawdopodobne.

Zgodnie z przyjętymi teoriami to mózg jest źródłem wszelkich zjawisk psychicznych. Co zatem począć z przypadkami, gdy mózgu prawie nie ma, lub został poważnie uszkodzony, a mimo to człowiek zachowuje się normalnie? Zwolennicy dualizmu materii i ducha utrzymują, że ludzka duchowość ma swoje korzenie nie w materialnym mózgu, lecz w duszy odrębnej od biologicznego ciała. Oznaczałoby to, że opisane wcześniej przypadki są rezultatem tej dwoistości. Natomiast z punktu widzenia zjawisk paranormalnych mogłyby być pośrednim dowodem na istnienie życia pozagrobowego. W tej perspektywie mózg należałoby rozpatrywać tylko w kategoriach dodatkowego narzędzia, którym posługuje się duch w trakcie swego rozwoju (ewolucji?). Czy jednak odpowiada to rzeczywistości? Niestety, w początkach XXI wieku zagadnienie stosunku ducha do mózgu wciąż pozostaje niejasne, co pozostawia wiele miejsca na rozmaite spekulacje.

Najciekawsze jednak jest zestawienie tradycyjnych danych o domniemanych duchach ze współczesnymi teoriami fizycznymi. Jak wiadomo, materia ma naturę falową i wszystko, co obserwujemy jest w zasadzie efektem zróżnicowania długości fal - im większy obiekt, tym krótsza odpowiadająca mu fala. Dlatego najmniejsze obiekty naszego świata odbieramy zazwyczaj w postaci falowej - dotyczy to światła, elektryczności, dźwięku... Większe struktury to dla nas przede wszystkim cząstki obdarzone konkretną masą, jak to widzimy choćby na przykładzie atomów i molekuł, chociaż i one odpowiednio potraktowane okazują się falą. Natomiast obiekty makroskopowe - skały, kryształy, ciała kosmiczne, organizmy żywe - są przede wszystkim cząstkami. Nie wolno nam jednak zapominać, że nawet największe obiekty również mają charakter falowy, chociaż ich fale są skrajnie krótkie, a przez to trudniej wykrywalne. Co dziwniejsze, w tym ujęciu każdy człowiek jest również jakąś falą, a jeśli zgodzimy się na istnienie zjawisk, które można nazwać duchami, one też powinny mieć właściwości fali. To stwierdzenie, pozornie oczywiste i niewinne z punktu widzenia nauki o materii, nieoczekiwanie pociąga za sobą dalekosiężne konsekwencje. Fizyka uczy nas, że fala ze swej natury jest potencjalnie nieskończona i teoretycznie może trwać bez ograniczeń w czasie i przestrzeni. Skoro tak, staje się w pełni zrozumiałe, dlaczego duch-fala może się manifestować nawet przez setki lat. W dodatku wszystkie tradycyjne opowieści o zjawach są zgodne, że po zmianie otoczenia, przebudowie domu albo tylko wytapetowaniu wnętrza budynku duchy mają zwyczaj zanikać. Zwróćmy uwagę, że akurat ta cecha ściśle odpowiada właściwościom fali, która łatwo ulega modyfikacjom lub wygaszeniu przez ośrodek (otoczenie). Z lekcji optyki wiemy na przykład, że światło ulega bardzo głębokim modyfikacjom podczas przenikania przez wodę, szkło czy inny ośrodek: może dojść do zmiany długości fali (barwy), rozszczepienia światła na kolory, dyfrakcji, odbicia... To zdaje się sugerować wyjaśnienie z jednej strony szeroko znanego „odchodzenia” duchów w „zaświaty”, a z drugiej ich trwania w tych zaświatach. W tym ujęciu fala rejestrowana przez nas jako duch zmieniałaby tylko ośrodek, albo ulegała przekształceniom.

Literatura

Ph. Aries, Człowiek i śmierć. Warszawa 1992.

P. Haining, Leksykon duchów. Warszawa 1990.

R. Kastenbaum, Po tamtej stronie życia. Warszawa 1998.

L. Watson, Biologia śmierci. Poznań 1992.

I. Wilson, Życie po śmierci. Warszawa 1990.