Cyceron, Tylor i definicja kultury, szympansy Jane Goodall, duchowość i kultura u zwierząt
Czymże bez ciebie bylibyśmy nie tylko my, ale czym byłoby w ogóle życie ludzkie? Tyś pozakładała miasta, ty rozproszonych ludzi powołałaś do życia społecznego, ty zespoliłaś ich między sobą najpierw przez wspólne osiedla, później przez małżeństwa, a wreszcie przez wspólnotę pisma i mowy. Tyś wynalazczynią praw, nauczycielką dobrych obyczajów i ładu.
Tak w „Rozprawach tuskulańskich” Marcus Tullius Cicero pisał o kulturze i w powszechnym mniemaniu jest on pierwszym autorem, który użył tego pojęcia, mając na myśli mniej więcej to, co nowoczesna socjologia i etnologia. Samo słowo wywodzi się z łacińskiego cultus oznaczającego ogół czynności skierowanych do bogów i przodków, czyli ku zachowaniu określonych wartości akceptowanych w społeczeństwie. Zresztą podobnie ten problem widzi klasyczny w tej dziedzinie autor, amerykański myśliciel E. Tylor. W roku 1871 (w książce „Primitive Culture”) uznał on, że kultura utożsamiona przez niego z cywilizacją to ogół wiedzy, wierzeń, działalności artystycznej, moralność i system prawny, obyczaje i wszelkie cechy typowe dla określonego społeczeństwa. Możemy tylko dodać od siebie, że absolutnie niezbywalnym składnikiem kultury musi jeszcze być tradycja, która oznaczałaby przekazywanie zasad zachowania a nawet myślenia z pokolenia na pokolenie w drodze społecznej edukacji. A te zasady, zresztą w ogromnej większości przypadków wynikające z reguł biologicznych (znów ta socjobiologia!), stają się wartościami regulującymi życie w grupie. Ewentualne łamanie społecznych wartości (zasad) zawsze wiąże się z ryzykiem odrzucenia przez grupę, dzięki czemu większość osobników stara się unikać takich sytuacji i ostatecznie otrzymujemy efekt stabilizujący spójność całej grupy. Natomiast z drugiej strony zachodząca czasem zmiana obowiązujących reguł oznacza zmianę kultury prawdopodobnie przystosowującej się w ten sposób do nowych warunków. Tak więc również społeczne reformy i rewolucje mają zwykle charakter przystosowawczy, nie wynikają z przypadku.
Tak ujmowana kultura stanowi niewątpliwie element definicji istoty ludzkiej, chociaż socjobiologia wyraźnie neguje pozornie narzucającą się tutaj tezę o absolutnej wyjątkowości kultury człowieka jako zjawiska jedynego w swoim rodzaju i niezależnego. A potwierdzeniem takiego poglądu mogą być konkretne obserwacje dokonywane przez zoologów i antropologów. Ich odkrycia pomagają coraz lepiej rozumieć naszą własną ludzką kondycję i nasze związki z innymi mieszkańcami planety Ziemia, wcale przy tym nie przecząc oczywistej specyfice człowieka. Przejdźmy zatem do konkretów.
W roku 1960 młoda brytyjska badaczka Jane Goodall wyruszyła do tropikalnej Afryki, aby zebrać materiał do planowanej pracy o szympansach. Chodziło o to, że wszystkie dotychczasowe prace o zachowaniu człekokształtnych ograniczały się wyłącznie do danych z ogrodów zoologicznych, a Goodall uznała, że należy porównać tamte wyniki z rezultatami badań w terenie. Przypuszczała, że będą między nimi pewne różnice, ale nie przypuszczała jak wielkie.
Jak sama pisze, przez wiele miesięcy najpierw nie mogła znaleźć tych małp, potem nie umiała zbliżyć się do nich na odległość umożliwiającą jakiekolwiek obserwacje, a na koniec nie wiedziała, jak nawiązać z nimi kontakt. Dopiero po długim czasie, kiedy już parokrotnie miała rezygnować pogodzona z klęską, koczujące w okolicy stado zaakceptowało ją wreszcie jako nieszkodliwego obserwatora, którym można się nie przejmować. Goodall rozpoczęła badania. I tak zaczęła się prawdziwa rewolucja nie tylko w prymatologii (nauce o naczelnych), ale też w nauce o człowieku (w końcu człowiek też jest naczelnym). Po pewnym czasie ambitna uczona stała się wręcz członkiem stada i zorientowała się, że absolutnie wszystkie wcześniejsze dane dotyczące szympansów są z gruntu fałszywe. Zwierzęta na wolności okazały się stokroć inteligentniejsze niż w klatkach, nie tak złośliwe i, co najważniejsze, zorganizowane w hierarchię wyraźnie określającą społeczną rolę i znaczenie każdego osobnika. Szympansy w zoo zachowywały się jak więźniowie wyrwani ze swoich środowisk i społeczeństw. Goodall odkryła, że w puszczy istnieją wśród nich przyjaźnie i miłości na równi z zaciekłymi niechęciami czasem prowadzącymi do prawdziwych zbrodni. Obok osobników łagodnych i delikatnych są odpychający brutale, a obok urodzonych przywódców zwierzęta uległe, zawsze gotowe do podporządkowania się innym. Ambitni walczą o dominację w grupie, przy czym potrafią łączyć się w polityczne koalicje dla pokonania silnego przeciwnika, stosują podstępy i wojnę psychologiczną poprzez zastraszanie, nękanie i autoreklamę.
Szympansi intelektualiści dokonują wynalazków i rozpowszechniają je w obrębie własnej grupy jak na przykład wytwarzanie i używanie bardzo prostych kamiennych lub drewnianych narzędzi. Dochodzi nawet do wyniszczających wojen z sąsiednimi grupami szympansów i to niekoniecznie o terytoria albo żywność. Czasem chodzi też o władzę. Goodall opisała na przykład konflikt między dwoma dominującymi samcami, który doprowadził do rozpadu grupy na dwie wrogie sobie społeczności i podziału jej pierwotnego areału. Cała historia zakończyła się tragicznie, bo potomkowie obu samców podtrzymali stare animozje i w pewnym momencie doszło do eskalacji nienawiści. Samce jednej z grup zaczęły systematyczne napady na sąsiadów i podstępnie mordowały ich przedstawicieli. W końcu konflikt przerodził się w otwarty najazd, podczas którego wybito pokonane stado, a zwycięzcy dokonali aneksji jego terytorium. Jeśli nie mamy tu typowego obrazu wojen feudalnych, konfliktu dynastycznego i ostatecznego zjednoczenia rozbitego wcześniej państwa, to nie wiem, jak można te wydarzenia sensownie zinterpretować.
Na tym jednak nie koniec, bo Goodall zajęła się też emocjonalnym życiem szympansów. Badaczka boleśnie ugodziła w ludzką zarozumiałość, obalając bezsensowne twierdzenia, jakoby „prymitywne” małpy nie były zdolne do rozpaczy czy poświęceń. Udokumentowała istnienie skomplikowanego systemu znaków służących porozumiewaniu się i szeregu rytuałów wiążących szympansią społeczność... Kiedy po raz pierwszy przedstawiła swoje wyniki, wzbudziła pogardliwe wzruszenia ramion i głosy otwartego potępienia ze strony wielu szacownych uczonych. Nie byli w stanie przełamać stereotypów swego myślenia pracowicie budowanych od kilku tysiącleci i uwierzyć, że jakakolwiek inna istota oprócz człowieka na naszej planecie może mieć tak bogate życie duchowe czyli to, co zwykle było nazywane duszą. Woleli prosty i pozornie jednoznaczny schemat: człowiek występuje w nim jako jedyne naprawdę myślące stworzenie posiadające duszę, a z drugiej strony jest zwierzę - automat z wbudowanym systemem instynktów. I wszystko wydaje się oczywiste, dopóki nie poprosimy o bliższe wyjaśnienia.
Niestety ani pojęcie duszy, ani też owego mitycznego instynktu nie dają się zdefiniować w ścisłym języku nauki. Oba przynależą bardziej do sfery wiary i mistyki. No bo cóż to takiego dusza? Jeżeli tak zwane wyższe czynności psychiczne, to sprowadzamy ją w zasadzie do funkcji mózgu albo, ogólniej, systemu nerwowego. Jeżeli zaś potraktujemy ją jako mniej lub bardziej niezależny byt, wchodzimy na grząski teren rozważań niepopartych żadnymi mierzalnymi faktami, a za to żywo przypominającymi sławne (czy też niesławne?) rozważania o ilości diabłów dających się zapakować na jedną główkę od szpilki. Tak więc jakby nie patrzeć, musimy nasze interpretacje ograniczyć do myślenia w kategoriach mniej więcej ścisłych to znaczy psychologicznych i fizjologicznych, ale wtedy nie ma już żadnych przeciwwskazań, aby te same zasady zastosować również do zwierząt, którym przecież fizjologii i psychiki nikt nie odmawia.
Z drugiej strony tak zwany instynkt powszechnie przypisywany zwierzętom okazuje się pojęciem równie mętnym. Ponoć mają to być zachowania automatyczne, zapisane w zwierzęcym mózgu lub wręcz w genach i realizowane w odpowiedzi na określony bodziec, niczym program komputerowy włączany przez odpowiednie procedury. A przecież nawet najprostsza obserwacja psa albo kota wyraźnie wskazuje, że ten domniemany automatyzm jest tylko ludzkim wymysłem służącym bardziej budowaniu naszego gatunkowego poczucia wyższości niż opisowi stanu faktycznego. Wolimy nazywać zwierzęta automatami, abyśmy samych siebie mogli określać jako rozumnych i żebyśmy usprawiedliwili swoje okrucieństwo wobec zwierząt. Przy czym najbardziej chyba zdumiewające jest wieloletnie trwanie tego mitu mimo jego oczywistej błędności. Nie przeszkadza temu nawet fakt, że kolejni ludzie codziennie mogli widzieć swoje psy i koty rozwiązujące rozmaite, nietypowe zadania i podejmujące decyzje w sposób nieprzystający do teorii instynktu. Niestety w dostrzeżeniu tego zjawiska przeszkadzała im wpajana od dzieciństwa pewność, że przecież żadne zwierzę nie może myśleć, bo zwierzę nie ma duszy. W dodatku im wyższy poziom wykształcenia albo pozycja naukowca, tym trudniej jest mu uwierzyć świadectwu własnych zmysłów zaślepionych teoriami. I na tym właśnie polegała wina Jane Goodall, która ośmieliła się wykazać bezsensowność twierdzeń o instynktach jako jedynych mechanizmach kierujących rzekomo prymitywnymi szympansami.
Co więcej, człowiek również zachowuje się instynktownie, co przejawia się na przykład w automatycznych reakcjach na oparzenie (cofnięcie ręki zanim ktokolwiek zdąży zastanowić się nad sytuacją), lub inne sytuacje stresowe. Trudno zatem mówić, że zachowania instynktowne dotyczą wyłącznie zwierząt, a zachowania logiczne to wyłączna domena człowieka.
Mimo początkowych oporów i krytyki konserwatystów, odkrycia Goodall przeniknęły jednak do świadomości prymatologów i doprowadziły do jej głębokiego przeorania. Na tyle głębokiego, że naukowcy kontynuujący dzieło Goodall ośmielili się przypisać szympansom kulturę i nawet ją zestawiają z kulturą człowieka! W ten oto sposób padają ostatnie bastiony starożytnej idei człowieka jako obrazu Boga i pana świata. W rezultacie w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku zaczęły pojawiać się prace porównujące zachowania i obyczaje czyli lokalne kultury różnych grup szympansów. Okazuje się, że to czynnik wynalazczości i tradycji odgrywa główną rolę w kształtowaniu odrębności tych kultur, ponieważ obserwowanego zróżnicowania nie da się wyjaśnić poprzez geny czy tylko wpływy środowiska. A oto konkretne tego przykłady zaczerpnięte z pracy Andrew Whitena i Christophe’a Boescha opublikowanej „Świecie Nauki” w marcu roku 2001.
Tylko dwie grupy szympansów z zachodniej Afryki używają kamieni do rozbijania twardych orzechów, a populacje z Afryki wschodniej nie znają tej sztuki, choć na ich terenie są i kamienie, i orzechy. Teoretycznie nic więc nie stoi na przeszkodzie, aby wszystkie szympansy używały kamiennych młotków, a jednak nie robią tego.
Sytuacja wygląda bardzo podobnie w odniesieniu do drewnianego tłuczka (gruby kij), który tylko w jednej grupie z zachodniej Afryki jest stosowany do wybijania dziur w pniach, chociaż kije są powszechnie dostępne we wszystkich miejscach zamieszkanych przez te zwierzęta. Czy ktokolwiek potrafi podać sensowne wyjaśnienie tego zróżnicowania w taki sposób, aby wyprowadzić je z cech zapisanych w genach?
Szympansy tylko dwóch bliskich sobie grup i jednej bardzo od tamtych oddalonej stosują liście do siadania na mokrej ziemi. Znowu nie potrafimy wskazać genetycznej czy fizjologicznej przyczyny pojawienia się tego zwyczaju akurat w tych a nie w innych populacjach. Możemy za to przypuszczać, że kiedyś jacyś małpi geniusze niezależnie od siebie dokonali tego samego wynalazku w dwóch różnych miejscach i przekazali go swoim współplemieńcom poprzez naukę.
Nawet sposób zabijania pasożytniczych bezkręgowców okazuje się zależny od tradycji panującej w danej grupie. Na przykład tylko w jednej populacji z Afryki środkowej schwytanego pasożyta rozgniata się na liściu, a w dwóch innych na gołym przedramieniu. Czy te różnice mają jakiekolwiek znaczenie praktyczne? Bardzo wątpliwe: najprawdopodobniej zwyczaj ustalił się po prostu przez naśladownictwo i tak już zostało. Nie możemy więc mówić wyłącznie o wartości przystosowawczej takich zachowań - są to raczej produkty odmiennych tradycji przekazywanych społecznie a więc kultury.
Przykłady można mnożyć. Jedno jest bardzo charakterystyczne: obserwowane różnice układają się w dość chaotyczną mozaikę, co wskazuje na ich relatywną zmienność i łatwość ewentualnego przekształcania się, a to z kolei przeczy związkom z materiałem genetycznym, który jest przecież stosunkowo stały i na ogół opiera się szybkim zmianom. Również czynniki środowiskowe nie są w stanie wyjaśnić tego fenomenu w sposób zadowalający, skoro warunki naturalne wszędzie na obszarze zamieszkanym przez szympansy są zbliżone.
Dysponujemy zapisem pewnej historii dokonanym przez Jane Goodall. Otóż obserwowała ona, jak jeden z samców nauczył się bębnić na starym pojemniku zabranym z obozu badaczki. Nasz odkrywca szybko się zorientował, że inne zwierzęta boją się dziwnego dźwięku i wtedy już z pełną świadomością zaczął swego bębna używać jako swoistej „broni psychologicznej” dla zdobycia wysokiej pozycji społecznej. Ów samiec dokonał zatem prawdziwego wynalazku, kiedy znaleziony pojemnik przetworzył w niezwykle użyteczne narzędzie i z jego pomocą osiągnął sukces. Bardzo wątpię, czy tego rodzaju zachowania wynikają z zapisu w genach albo z nacisku środowiskowego.
Podobne sekwencje wydarzeń doprowadziły zapewne do większości znanych nam szympansich wynalazków. Mamy prawo sądzić, że u ich początku stoją szczególnie pomysłowe osobniki, które kiedyś przekonały (choćby tylko przykładem) swoich pobratymców do zaakceptowania określonych zachowań lub technik i tym sposobem nowinka upowszechniła się w całej grupie. A skoro tak, możemy z pełną odpowiedzialnością mówić o małpiej kulturze, bo sposób zachowania jest tu najwyraźniej przekazywany przez społeczność a nie geny. Tak właśnie powstaje tradycja stanowiąca przecież jądro każdej kultury.
Czy zatem powinniśmy nadal z taką pychą mówić o naszej wyższości i odmienności tak ponoć wielkiej, że tworzy rzekomo mur nie do przebycia dzielący małpy człekokształtne i nas samych? W świetle współczesnej wiedzy okazujemy się rzeczywiście odmienni, lecz wyłącznie poprzez nasilenie lub osłabienie pewnych cech obecnych już u naszych zwierzęcych przodków, albo też ciągle dostrzegalnych u szympansów. A zatem nihil novi.
Literatura
K. Birket-Smith, Ścieżki kultury. Warszawa 1974.
P. Chmielewski, Kultura i ewolucja. Warszawa 1988.
J. Goodall, Przez dziurkę od klucza. 30 lat obserwacji szympansów nad potokiem Gombe.
Warszawa 1995.
F. Koneczny, On the Plurality of Civilisations. London 1962.
J. Kossecki, Cybernetyka społeczna. Warszawa 1975.