Rozdział XVIII
Konstancjusz wciąż stał na wysokim podium ustawionym przed prezydenckim domem i przykrytym czerwoną tkaniną. Próbował jeszcze coś powiedzieć, ale jego słowa ginęły w ogłuszających wiwatach skandowanych przez długie szeregi uniesionych w jego kierunku jednakowych kaczych dziobów. Poprzestał więc na szerokim uśmiechu i pozdrawianiu zebranych uniesionym skrzydłem. Korpulentna, niewysoka sylwetka kaczora ledwo była widoczna na tle ogromnego plakatu, na którym namalowano wielokrotnie większą wersję prezydenta z dumnie uniesionym dziobem. Napis na plakacie głosił:
PTASZYZM I NASZOŚĆ
TO
NASZ NARÓD, NASZ KACZY FOLWARK I NASZ PREZYDENT
- Niech pan prezydent wejdzie wyżej, będzie pan więcej widział - cicho zasugerowała kaczka Matylda stawiając obok stołeczek.
Konstancjusz posłusznie wszedł na to zaimprowizowane podwyższenie i jeszcze raz uniósł skrzydło w geście ptaszystowskiego pozdrowienia wywołując nową falę entuzjazmu. Miał poczucie zasłużonego zwycięstwa. Oto po latach upokorzeń wreszcie pokazał wszystkim, na co go stać. Koniec z wyśmiewaniem jego wzrostu i kaczego chodu - teraz wszyscy mają nosić kacze dzioby. Koniec z opiniami, że jest zacofany i myśli w kategoriach z poprzedniego stulecia - teraz cały Kaczy Folwark jest zorganizowany tak, jak on chce czyli tak, jak było dawniej i wszyscy w folwarku myślą jak on. Koniec z pogardą wykształciuchów rzekomo wiedzących lepiej - teraz on Konstancjusz wie najlepiej i o wszystkim, a kto by temu zaprzeczył, będzie miał kłopoty. Koniec z pouczaniem ze strony władz innych farm, bo Konstancjusz zarządził pełną niepodległość Kaczego Folwarku i nie życzy sobie wtrącania się obcych. Westfarma już nigdy nie będzie groziła gospodarczymi sankcjami, ponieważ Kaczy Folwark pod rządami Konstancjusza jest w pełni samowystarczalny i suwerenny, a strzeże tego najpotężniejsza armia na świecie dowodzona przez Lucjana Kaczusia.
Konstancjusz patrzył z góry na karnie ustawione szeregi Ptaszystów skandujące jego imię i dobrotliwie kiwał do nich skrzydłem, ale myślami był daleko. Wspominał rodzinny dom i zaciekłą walkę o swoją niezależność od ojca. Te ciągłe pouczenia i wieczna krytyka wszystkiego, co robił, kary za choćby minimalne uchybienie, narzucanie własnej woli w każdym najmniejszym szczególe... Jonasz godził się na ten ojcowski dyktat i bez brata na pewno stałby się ulubieńcem tatusia, ale Konstancjusz nie mógł na to pozwolić. W gruncie rzeczy kochał tego mięczaka, a ojciec starał się go zagarnąć tylko dla siebie.
- Przybył Dostojny Biały Indyk - szept Matyldy przywołał go do rzeczywistości.
Nowo wybrany prezydent musiał uzyskać potwierdzenie wyboru ze strony reprezentanta Przenajświętszej Anime.
- Witamy naszego duchowego nauczyciela - powiedział Konstancjusz kłaniając się w stronę zwalistej sylwetki Dostojnego Białego Indyka.
Ptaszyści odpowiedzieli kolejną eksplozją entuzjazmu.
- Niech Anime będzie z wami - zaczął Dostojny Biały Indyk.
Dalej wszystko potoczyło się jak zwykle: długie przemówienie Dostojnego Białego Indyka, które dało Konstancjuszowi kolejną chwilę na snucie refleksji. Zastanawiał się, czy ojciec przyszedł na otwarcie jego trzeciej kadencji prezydenckiej i może stoi gdzieś w tej niezorganizowanej części manifestacji daleko poza pierwszymi szeregami wypełnionymi przez Ptaszystów. W zasadzie mógł to łatwo sprawdzić zarządzając obserwację swego rodzinnego domu i jego jedynego mieszkańca, ale nie zrobił tego. Sam sobie tłumaczył, że nie wypada, by ktoś śledził jego ojca. Prawdę mówiąc nie chciał też, żeby rozniosło się po Kaczym Folwarku, że ojciec prezydenta Konstancjusza jest krytyczny wobec aktualnych porządków. Jak dotąd udawało mu się ukrywać ten fakt i tylko nieliczni najbliżsi współpracownicy znali rodzinną tajemnicę. Ba, mało kto wiedzial, że ojciec prezydenta żyje. I lepiej, żeby tak zostało.
W głębi serca bowiem Konstancjusz wciąż skrywał obawę przed tym starcem, który tak fatalnie wpłynął na jego dzieciństwo i młodość. Rozpaczliwie pragnął jego akceptacji i zarazem nienawidził go. Nie sprawdzając, czy ojciec przyszedł na inaugurację i czy obserwuje jego triumf mógł się łudzić, że on gdzieś tam stoi. To byłoby zwycięstwo nad demonami przeszłości. Gdyby jednak nie przyszedł, Konstancjusz miałby poczucie, że ojciec po raz kolejny wygrał okazując swoją wyniosłą dezaprobatę.
- A teraz po Dostojnym Białym Indyku głos zabierze kaczor Apoloniusz - zapowiedziała papuga Tekla.
- Niech nam dalej panuje nasz pan prezydent, niech żyje Konstancjusz - zawołał Apoloniusz, a ustawieni na dole ptaszyści odpowiedzieli trzykrotnym NIECH ŻYJE!
- Ten rok był szczególny - w głosie Apoloniusza słychać było niemal zadumę. - Gorszy sort podjął ostatnią próbę zniszczenia Kaczego Folwarku i przegrał. Zapytacie, skąd wiem, że ta próba jest ostatnia? Ano stąd, że już nie będzie komu spiskować, bo wszystkiśmy wyłapali. Niejakiego Knura, kiedyś zdradzieckiego sędziego działającego dla świń, aresztowały dziś o drugiej w nocy psy ze służb specjalnych. Knur próbował nie wpuścić naszych funkcjonariuszy, bo nie otworzył drzwi po pierwszym pukaniu. No to psy wyłamały te drzwi i wyciągnęły świniaka z łóżka, gdzie próbował się ukryć. Podczas rewizji zabezpieczono u niego nielegalne wydawnictwo znane jako Raport Szczura oraz trzy kacze dzioby, co wyraźnie pokazało, że był winny. No bo, po co mu aż trzy dzioby i to różne? Istnieją przypuszczenia, że Knur przebierał się, żeby przeniknąć do różnych środowisk patriotycznych i prowadzić tam wywrotową robotę. Teraz Knur jest w areszcie i czeka go uczciwy proces, który zakończy się surową karą przewidzianą za zbrodnie przeciw ojczyźnie.
Apoloniusz na chwilę przerwał, żeby wypić trochę wody ze szklanki.
- Ryszard Szczur, jak to się mówi, umknął ziemskiej sprawiedliwości, ale już nie będzie szkodził. Trzy dni temu został osaczony w swojej kryjówce i nie mogąc z podniesioną głową stanąć w prawdzie, popełnił samobójstwo.
Przez szeregi Ptaszystów przebiegł szmer radości a może satysfakcji.
- Nasze niezawodne służby aresztowały ponad dwustu spiskowców, a w ich domach znalazły rzeczony Raport Szczura. Niniejszym ogłaszam, że Kaczy Folwark jest już wolny od gorszego sortu. A wszystko to zasługa naszego nieocenionego pana prezydenta, Naczelnika Ptaszystów, kaczora Konstancjusza Wielkiego! Dziękujemy panie prezydencie i prosimy o jeszcze!
- Jeszcze! Jeszcze! Jeszcze! - jak na komendę zaczęli skandować Ptaszyści, a tuż pod podium pojawił się reprezentacyjny chór baranów pod dyrekcją gąsiora Józefa.
Apoloniusz jednak nie zszedł z podwyższenia, lecz gwałownie zamachał skrzydłami, żeby przerwać te okrzyki, bo najwyraźniej chciał powiedzieć coś od siebie, czego najwyraźnej nie było w oficjalnym scenariuszu.
- Obywatele Kaczego Folwarku - wykrzyknął - wracając dziś do domów rozejrzyjcie się wokół siebie i se popatrzcie, jak nasza ojczyzna rozkwitła pod władzą pana prezydenta Konstancjusza. Kaczy Folwark jest jednym wielkim placem budowy, bo musimy odbudować to, co zniszczyły świnie i osioł, i budujemy jeszcze więcej, i będzie jeszcze lepiej, niż było dawniej, i jeszcze wszyscy się przekonamy, i inne farmy się przekonają. Teraz walą się tandentnie zbudowane kurniki i chlewy z czasów świńskiej dyktatury, ale my to poprawimy. Wasze domy są niedogrzane, bo świnie wstawiły elektryczne grzejniki, które teraz nie działają. My musimy odbudować piece. To mówię wam ja, kaczor Apoloniusz. Popatrzcie, jak rozwijamy naszą własną kaczofolwarczną gospodarkę niezależną od obcych farm. Nie trzeba nam ich opału ani ich elektryki, bo mamy swoją energetykę, a naszego węgla wystarczy jeszcze na trzysta lat. I trzeba przywrócić honor naszym dzielnym krecim górnikom, bo to oni utrzymują naszą energetyczną niepodległość. I nie trzeba słuchać bajek o jakimś tam zadymieniu. Czy ktoś słyszał, żeby dawniej chorowali od dymu? No to i teraz nikt nie choruje, a to są tylko spiski wykształciuchów.
Stojąca z tyłu Matylda zrobiła krok, jakby chciała podejść do mówcy i przerwać ten dość chaotyczny i niekoniecznie poprawny gramatycznie potok słów, ale Konstancjusz przytrzymał ją za ramię dając znak, żeby się nie wtrącała.
- Niech jeszcze mówi - szepnął - oni go doskonale rozumieją.
- A zobaczcie, jaki teraz jest porządek - kontynuował Apoloniusz - Nasza policja jest teraz wszędzie i nie dopuszcza do żadnych... eks... to znaczy do antyrządowych rozrób. Czujemy się bezpieczni. A wiecie, jak się skończyły te wszystkie współprace z obcymi. Wszystko, co u nas robiło na eksport upadło, bo wrogowie Ptaszyzmu używali tego do niszczenia Kaczego Folwarku. Weźmy taką pieczarkarnię, co produkowała grzyby dla Westfarmy. To przecież tam, znaczy w pieczarkarni nie w Westfarmie, zbierali się spiskować przeciw Dobremu Przekrętowi. No to już nie ma pieczarek. I bardzo dobrze.
- Oto głos suwerena - odezwał się prezydent Konstancjusz - Dziękujemy drogi Apoloniuszu, a ja ze swej strony obiecuję, że dołożę wszelkich starań, aby nie zawieść waszych nadziei na lepszą przyszłość. Wszyscy podziękujmy raz jeszcze za ten szczery głos Narodu Naszego.
Konstancjusz podniósł skrzydła do oklasków i niemal równocześnie z nim zaczęły bić brawo stojące z tyłu podium Matylda i papuga Tekla. Potem zaczęli klaskać Lucjan Kaczuś, Stefan Gąsior i wszyscy Ptaszyści. Konstancjusz zaś uważnie obserwował, jak fala braw stopniowo przesuwała się aż do najdalszych zakątków centralnego podwórza.
Od tego momentu wszystko potoczyło się zgodnie z wcześniejszym harmonogramem. Chór baranów odśpiewał ptaszystowski hymn, a przed domem prezydenta odsłonięto pomnik jego bohaterskiego brata Jonasza. Artysta pokazał go wspinającego po wysokich schodach z czarnego kamienia, które zdawały się prowadzić do nieba. W mistrzowski sposób połączył wielkość idei zmarłego oraz okoliczności jego odejścia z tego świata.
Potem na podium stanął Czarny Gawron. Ogłosił, że na usilne prośby wszystkich obywateli Kaczego Folwarku cała Miska Plus będzie odtąd przekazywana Prezydenckiemu Instytutowi Przenajświętszej Anime. PIPA zjednoczy siły pana prezydenta i pracowników Świątyni w pracy nad podniesieniem Kaczego Folwarku z moralnej zgnilizny pozostałej po świńskim reżimie. W ten sposób Miska Plus stanie się jeszcze jedną dźwignią postępu.
- Miska Plus już spełniła swoje zadanie - mówił Czarny Gawron - Dzięki dobroci niebios nie ma już biedy w Kaczym Folwarku.
W tym momencie chór baranów zaintonował dziękczynną pieśń Chwała ci o Anime łaskawa.
- Nie zapominajmy jednak - po kilku minutach kontynuował Czarny Gawron - że mimo zaangażowania w działalność instytutu pan prezydent nigdy nie ustanie w wysiłkach, aby poprawić materialny los najbiedniejszych mieszkańców Kaczego Folwarku i dlatego będzie nadal z własnych funduszy finansował charytatywny program Daj w Łapę.
Tu włączył się niezawodny chór baranów ze skomponowaną specjalnie na tę okazję pieśnią Nasz prezydent Słońce Kaczego Folwarku.
Ostatnim zaplanowanym punktem uroczystości była defilada wojskowa, która unaoczniła wszystkim, jaką potęgą stał się Kaczy Folwark kierowany przez prezydenta Konstancjusza: przemarsz kolejnych oddziałów trwał ponad godzinę.
Robert i Berenika opuścili plac jako jedni z ostatnich. Zostali nieco dłużej, by podziwiać odremontowany i pięknie na tę uroczystość ozdobiony dom prezydenta dobitnie świadczący o gospodarczym rozkwicie folwarku. Przy tej okazji z satysfakcją odnotowali czujność ptaszystowskich trójek pilnujących porządku. Kiedy bowiem plac opustoszał, a oni wciąż tam stali, natychmiast zjawili się funkcjonariusze, aby ich wylegitymować i odpytać, dlaczego jeszcze nie poszli. Na koniec zaś, w trosce o ich bezpieczeństwo, zostali odprowadzeni do najbliższej uliczki wychodzącej z centralnego podwórza.
Nie mając tego dnia nic więcej do roboty Berenika i Robert wybrali się na spacer, żeby nacieszyć oczy wspaniałością srebrzystej wieży Kaczkatałer i wielkiej Świątyni Pod Wezwaniem Najświętszego Serca Animalnego. W porównaniu do tych nowych budowli większość domostw była nędzna i szara, a kurnik, chlew i spichlerz wyglądały jakby się miały zaraz rozsypać.
- Popatrz - westchnął Robert - taki folwark zostawiły nam świnie i gdyby nie doszło do zmiany władzy, dziś cała nasza ojczyzna wyglądałaby równie nędznie.
- A może ci przypomnieć, że jeszcze nie tak dawno bardzo ci się podobał Raport Szczura? - zapytała Berenika.
- No dobrze, pomyliłem się, a ty miałaś rację.
- Nareszcie przejrzałeś na oczy.
- Z tym akurat jest mały problem - zażartował Robert - bo mam zapalenie spojówek i słabo widzę. To chyba przez ten dym.