Rozdział XVII
Zaplanowany sekretny wiec antyptaszystowski miał się odbyć się w budynku nieczynnej pieczarkarni w jednym z najbardziej oddalonych miejsc na obszarze Kaczego Folwarku. Świnie kiedyś hodowały tam pieczarki i z dużym zyskiem sprzedawały innym farmom. Co więcej rozpoczęły też systematyczne zbieranie trufli sprzedawanych dosłownie na wagę złota, ponieważ bogaci smakosze, głównie z Westfarmy, byli gotowi zapłacić niemal każdą cenę, byle dostać ten największy grzybowy rarytas. Po obaleniu dawnego reżimu kierownictwo w pieczarkarni objęła kaczka Rozalia, bratanica Apoloniusza znana z tego, że lubiła chodzić na grzyby do okolicznego lasu i doskonale odróżniała grzyby jadalne od niejadalnych. Nowa szefowa przede wszystkim usunęła cały świński personel pieczarkarni jako element niepewny i skłonny do złodziejstwa. Wprowadziła za to zaufanych specjalistów należących do Ptaszystów i rekrutujących się spośród najbliższego otoczenia Apoloniusza. Pod kuratelą kaczki Rozalii pieczarkarnia rozkwitła, lecz nie trwało to długo. Niestety, wrogowie Dobrego Przekrętu zatruli grzybnię i już po kilku tygodniach nowych porządków podłoże do hodowli pieczarek zarosło pleśnią. Winny był pewien kot, który zwykle wylegiwał się na dachu budynku. To on celowo przywlókł pleśń, a potem uciekł do swoich mocodawców w Westfarmie unikając słusznej kary. Nigdy nie udało się ustalić personaliów przestępcy. W każdym razie sabotaż osiągnął zamierzony cel: upadł lukratywny eksport grzybów. Co więcej, skończyło się też zbieranie trufli, ponieważ tylko świnie wiedzialy, jak to robić, lecz złośliwie odmówiły pracy twierdząc, jakoby zostały wyrzucone przez nową szefową. Ostatecznie więc na posterunku pozostała samotna kaczka Rozalia wciąż ofiarnie wypełniająca obowiązki kierowniczki pieczarkarni. Oświadczyła, że nie ma znaczenia, czy pieczarkarnia działa czy nie. Ona, kaczka Rozalia, jest zbyt odpowiedzialna, by mogła opuścić powierzone jej stanowisko, ponieważ robi to nie dla pensji, lecz dla dobra społecznego to znaczy w interesie wszystkich mieszkańców Kaczego Folwarku. W każdym razie hala, gdzie kiedyś rosły pieczarki stała się bezużyteczna. Porzucony zapleśniały budynek był teraz pusty i popadł w zapomnienie. Nikt do niego nie zaglądał, bo i po co? Nie pojawiała się tu nawet Rozalia, ponieważ funkcję kierowniczki pieczarkarni sprawowała w eleganckim domu w centrum Kaczego Folwarku. Za to dla spiskowców zwołanych przez Ryszarda Szczura opustoszała budowla wydawała się miejscem wręcz wymarzonym.
Późnym wieczorem uczestnicy spotkania chyłkiem przemykali w stronę dawnej pieczarkarni. Wszyscy mieli założone kacze dzioby, żeby nie prowokować zagorzałych Ptaszystów patrolujących Kaczy Folwark. Ptaszystowskie trójki od pewnego czasu były stałym elementem codziennego życia. Pierwsze i jeszcze nieliczne takie patrole pojawiły się niedługo po objęciu urzędu sędziego przez Stefana Gąsiora. Ich zadaniem było zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom farmy. Zauważono bowiem nagłą aktywizację elementu wywrotowego niewątpliwie kierowanego przez świnie przy dużym udziale kotów. Wcześniej za czasów reżimu Rolanda Osła i sędziego Knura liczba ulicznych burd była niewielka, więc niewielkie było też zapotrzebowanie na policyjny nadzór. Stefan Gąsior wyjaśnił, że wynikało to z dyktatorskiego stylu rządzenia Osła, czyli w praktyce zastraszania obywateli, którzy najzwyczajniej w świecie obawiali się władzy. Na szczęście wszystko się zmieniło po obaleniu reżimu, kiedy za czasów Dobrego Przekrętu odżyły swobody obywatelskie i nikt już nie musiał bać się rządzących farmą. Niestety, jak to wykazał Stefan Gąsior, również na tym polu natychmiast dały o sobie znać podstępne knowania gorszego sortu niezadowolonego z poprawy ogólnej sytuacji. Ulice przestały być bezpieczne, ponieważ wrogowie Dobrego Przekrętu uruchomili bezprzykładną kampanię nienawiści do prezydenta Konstancjusza nakręcaną między innymi przez kłamliwą Srokę. W rezultacie niewinni Ptaszyści stali się celem brutalnych fizycznych napaści. Wystarczy przypomnieć agresywne zachowanie niejakiej kotki Marysi, która bez powodu zaatakowała kilka kaczorów. A nie był to odosobniony incydent. Gdyby władze pobłażały chuliganom, wkrótce doszłoby do sytuacji, kiedy Ptaszyści zaczęliby się obawiać wychodzenia z domu, żeby się nie narażać na ciągłe zaczepki. W tych okolicznościach jedyną szansą dla uczciwych mieszkańców Kaczego Folwarku mogło być tylko zwiększenie sił policyjnych i możliwie szerokie kontrolowanie wszystkich obywateli. To oczywiście wywołało wybuch wściekłości w okolicznych farmach i dziwaczne oskarżenia o rzekomo totalną inwigilację. Na szczęście prezydent Konstancjusz nie przejął się tymi opiniami i dosłownie zmiażdżył przeciwników Dobrego Przekrętu stwierdzając, że trójki stale patrolujące Kaczy Folwark są zagrożeniem tylko dla przestępców, a uczciwi obywatele przecież nie mają niczego do ukrycia i nie muszą się niczego obawiać. Prezydent zapytał retorycznie, czy rządy sąsiednich farm popierają przestępców.
Bez wątpienia w myśl prawa Kaczego Folwarku przestępcami byli ci, którzy posłuchali wezwania Ryszarda Szczura i stawili się w zapleśniałej pieczarkarni, żeby knuć przeciwko legalnej władzy. Robert ukradkiem policzył uczestników spotkania: w mrocznej hali zebrało się czterdzieści sześć osób. W większości byli to dawni urzędnicy, usunięci ze szkoły nauczyciele oraz kilku drobnych przedsiębiorców i rzemieślników. Wśród zebranych znalazł się też pewien poeta.
- Serdecznie witam wszystkich przybyłych przedstawicieli gorszego sortu i wykształciuchów - zagaił Ryszard Szczur.
Przez salę przeleciał krótki śmiech, który nieco rozładował wyczuwalne napięcie, ponieważ wszyscy zdawali sobie sprawę z ponoszonego ryzyka. Na życzenie sędziego Stefana Gąsiora kary zostały mocno zaostrzone, szczególnie za przestępstwa przeciw ptaszyzmowi i kultowi Przenajświętszej Anime. Można było stracić dom i wszelki osobisty majątek oraz trafić do więzienia jak były prezydent Roland Osioł. W świetle obowiązuącego prawa już samo przyjście na ten wiec było niewątpliwie poważnym przestępstwem. Natomiast wysłuchanie przemówienia czy raczej raportu Ryszarda należało właściwie uznać za równoznaczne z próbą zamachu stanu. Detektyw bowiem wypunktował najbardziej według niego rażące przestępstwa Ptaszystów, a szczególnie Konstancjusza, które według Ryszarda dyskwalifikowały ich jako rządzących.
Na początek Ryszard Szczur pokazał kopie dokumentów udostępnionych mu w Farmie Stepowej. Wynikało z nich jednoznacznie, że prezydent Konstancjusz potajemnie sprzedał dużą część zboża pewnemu przedsiębiorcy z tej właśnie farmy. Było to o tyle dziwne, że oficjalnie Konstancjusz postulował ekonomiczny bojkot Farmy Stepowej i ostro krytykował wszystkie posunięcia jej przywódcy, którego oskarżał o przygotowania do inwazji na Kaczy Folwark.
- Zysk z tej sekretnej transakcji Konstancjusz zachował dla siebie - opowiadał Ryszard Szczur - a odpowiedzialnością za braki w spichlerzu obciążył wymyślonych spiskowców. W oczach obywateli zaś został bohaterem, ponieważ ogłosił rzekomo genialny program uzupełnienia niedoborów poprzez sprzedaż opału w zamian za żywność sprowadzoną z Westfarmy. Skutki oczywiście znamy - teraz mieszkańcy Naszej Farmy marzną.
- Czy próbuje nam pan powiedzieć, że prezydent wszystko to z premedytacją zaplanował? - zapytał jakiś gąsior.
- Nie, nie widzę w tym planu. Według mnie Konstancjusz chciał się tylko wzbogacić kosztem współobywateli i dokonał ordynarnej kradzieży. Chyba liczył, że to się jakoś ukryje, lecz nie potrafił ocenić, ile żywności potrzebują mieszkańcy Naszej Farmy. Po prostu nie zna się na tym i ukradł zbyt dużo, a po ujawnieniu braków w spichlerzu zrobił najprostszą rzecz pod słońcem: sprzedał inny też nienależący do niego towar czyli opał, żeby zaspokoić potrzeby żywnościowe. W istocie więc okradł nas wszystkich po raz drugi. To była dość rozpaczliwa doraźna akcja kogoś, kto nie bardzo rozumie, jak działa gospodarka.
- A może raczej nie liczy się z obywatelami?
- Dokładnie tak - odparł Ryszard - Z jednej strony ten pan nie zna się na gospodarce, a z drugiej faktycznie traktuje innych jak głupców, których można bezkarnie okradać i oszukiwać. Świadczy o tym afera Kaczkatałer. Mam tu dokumenty wskazujące, że za budowę wieży zapłacili mieszkańcy Naszej Farmy a on wmówił wszystkim, że sam to sfinansował. W jaki sposób mógłby zgromadzić tyle funduszy, skoro od lat nie pracuje, a jedyną jego działalnością jest przewodniczenie Ptaszystom?
Ryszard rozdał wśród zebranych sprawozdanie z dotychczasowych osiągnięć pana prezydenta i Ptaszystów, aby z zadowoleniem obserwować zaskoczone i oburzone miny czytających.
- Nie, to chyba niemożliwe - usłyszał nagle z sali.
- Co takiego?
- Pan tu sugeruje, że prezydent Konstancjusz sprzedał Westfarmie nasze konie - powiedział kogut Robert.
- No, nie do końca sprzedał - sprostował Ryszard - on je tylko wypożyczył za odpowiednią cenę.
- Ale nie można w taki sposób dysponować obywatelami własnej farmy - zaprotestował jakiś rudy kot - to przecież niewolnictwo.
- Ah, to chyba za duże słowo - ironizował Ryszard - Nasz pan prezydent bardzo potrzebował środków, aby zrealizować swoje ambitne plany, więc wysłał konie w delegację, żeby pracowały w Westfarmie. To jednak nie jest niewolnictwo, drogi panie, a jedynie dobrosąsiedzka pomoc i biznes.
- I leżące odłogiem pola, których nie miał kto zaorać - uzupełniła mała gąska z tyłu sali.
- A to już jest zupelnie inna sprawa - uśmiechnął się Ryszard - pan prezydent po prostu nie przewidział, że oddelegowanie koni przełoży się na trudności z obrabianiem pól.
- Jak mógł tego nie przewidzieć? Niech pan nie żartuje!
- Ależ ja wcale nie żartuję. Pomyślcie, czy Konstancjusz był w stanie zrozumieć, że jego program Miska Plus okaże się ekonomiczną katastrofą dla Naszej Farmy? Inni to widzieli i zawczasu ostrzegali, ale pan prezydent zawsze wie lepiej. Zwłaszcza, że w najmniejszym stopniu nie obchodziła go ani gospodarka Naszej Farmy, ani los jej obywateli: liczyło się wyłącznie zdobycie władzy. Cena nie grała roli, ponieważ i tak za jego polityczne ambicje płacili inni.
Dyskusja toczyła się niemal do rana i pokazała ogromną determinację, żeby obalić małego dyktatora jako szkodliwego dla Naszej Farmy. Z każdą godziną rósł entuzjazm dla nowego ruchu i pewność ostatecznego zwyciestwa. Ryszard Szczur mógł sobie pogratulować sukcesu, ponieważ zebrani jednogłośnie zadeklarowali wspólną pracę na rzecz powrotu do normalności. Wzięli wszystkie egzemplarze raportu Szczura, żeby je rozpropagować wśród obywateli Kaczego Folwarku i przygotować grunt dla zmiany władzy przy najbliższych wyborach.