Rozdział XV

Zaczął się okres przeziębień, katarów i kaszlu, więc zwierzęta coraz częściej potrzebowały porady lekarza. Grypa dopadła też Roberta i zmusiła do pozostania w domu, a gdy po trzech dniach nie było żadnej poprawy, Berenika poszła po leki do Owcy Zielarki. Okazało się jednak, że Owca nie ma potrzebnych ziół, a na pytanie, kiedy zioła będą, nie potrafiła udzielić sensownej odpowiedzi. Rzecz w tym, że odpowiednie zioła nie rosły na terenie Naszej Farmy i władze co roku musiały je kupować od sąsiadów. Tym razem jednak Owca dowiedziała się, że ziół nie ma i nie będzie, bo wrogie farmy nie chcą ich dostarczać za darmo. Berenika wróciła do domu z niczym i Robert musiał chorobę po prostu przeczekać.

Nie on jeden. Dla wielu to była ciężka zima. Brakowało nie tylko ziół na przeziębienie, ale też opału, żeby ogrzać domy, co tym bardziej utrudniało leczenie. Dały też znać o sobie niedobory słomy używanej do ocieplania budynków: była tylko stara zeszłoroczna słoma, która uległa zbiciu, a część zgniła. Okazało się, że inne farmy podstępnie wyłudziły opał i słomę, żeby zaszkodzić Naszym i Dobremu Przekrętowi, a teraz naród cierpiał z powodu zimna. Obywatele Naszej Farmy nie upadali jednak na duchu. Miska Plus i program Daj w Łapę funkcjonowały, co było najlepszym dowodem, że Dobry Przekręt doskonale działa. Wieża Kaczkatałer i nowa Świątynia Pod Wezwaniem Najświętszego Serca Animalnego jeszcze przed nowym rokiem stanęły w pełnej krasie jako dowód niezłomności Naszych. Mimo zimy, krótkich dni i braków w zaopatrzeniu obie budowy zakończyły się spektakularnym sukcesem. Czarny Gawron uświadomił Naszym, że wiatrak postawiony za czasów Rolanda Osła był obcy, narzucony przez łże-inteligencję i miał służyć wyłącznie przyziemnym celom elektryfkacji niechętnie widzianej w Naszej Farmie. Dlatego spotkał się z oporem dużej części patriotów i nie cieszył się sympatią ani ludu, ani Dostojnego Białego Indyka. Właściwie był niepotrzebny. Natomiast Kaczkatałer i nowa świątynia budziły powszechną dumę. Nikt nie powiedział słowa krytyki, ponieważ obie budowle były dziełem całego Narodu Naszego i w oczywisty sposób służyły poprawie życia mieszkańców Naszej Farmy. Każdy obywatel mógł z zadowoleniem stwierdzić, że w jakiś sposób przyłożył się do postawienia tych monumentalnych konstrukcji. Jedni czynnie uczestniczyli w budowie, a inni ofiarowali część swojej Miski Plus dla robotników. Entuzjazm był tak wielki, że zwyczaj oddawania jednej dziesiątej Miski Plus na rzecz Świątyni nie zanikł nawet po zakończeniu prac budowlanych. Nasi doskonale rozumieli, że Świątynia potrzebuje stałego zasilania ku większej chwale Anime. Znowu musiał więc wystąpić Czarny Gawron, żeby potwierdzić suwerenną wolę Narodu Naszego.

- Moi umiłowani - zaczął - Wiem, że pragniecie służyć Przenajświętszej Anime również teraz po zakończeniu budowy. Wiem to i doskonale rozumiem. Pragnę zatem podkreślić, iż my, skromne sługi Anime, indyki i szare perliczki, bynajmniej nie pragniemy waszych datków. A przynajmniej nie dla nas. Wszystko, co zostawiacie Świątyni obraca się w dobro ku większej chwale Naszej Pani i Narodu Naszego. Skoro więc taka jest wasza wola, przychylam się do powszechnych próśb, aby już stale dziesiąta część każdej Miski Plus była przeznaczana na Świątynię. Powtarzam: zgadzam się, chociaż zdaję sobie sprawę, że to dla was duży wysiłek. W żadnym razie nie mogę jednak przeciwstawiać się woli ludu: głos suwerena to głos Anime.

Zebrani odpowiedzieli oklaskami, a Ptaszyści zaczęli skandować hasła wychwalające Czarnego Gawrona i słowa podziękowania za jego łaskawość. Robert, który też klaskał, odnotował, że ponad połowa uczestników spotkania z Czarnym Gawronem milczała, ograniczając się do klaskania. Kogut uznał, że to wina przeziębienia a więc chrypy i bolącego gardła. Trudno przecież krzyczeć, kiedy niemożliwe jest zwykłe mówienie.

Po chwili Czarny Gawron uciszył entuzjazm Ptaszystów, żeby ogłosić, że uroczyste jednoczesne otwarcie Kaczkatałer i nowej świątyni jest przewidziane na pierwszy dzień stycznia.

- Początek roku będzie zarazem początkiem nowej ery - zapowiedział Czarny Gawron - My wszyscy kochający ojczyznę i narodowe tradycje spotkamy się na święcie triumfu Dobrego Przekrętu i naszego dobroczyńcy pana prezydenta Konstancjusza, Naczelnika Ptaszystów.

Robert i Berenika doskonale rozumieli, że w żadnym wypadku nie mogą sobie pozwolić na nieuczestniczenie w zapowiadanej ceremonii. Każdy obywatel Naszej Farmy miał moralny obowiązek przyjścia na inaugurację Kaczkatałer i nowej świątyni. Tak więc rano pierwszego dnia stycznia znaleźli się w wyznaczonym miejscu przed stodołą, gdzie wszyscy pokłonili się pamięci bohaterskiego Jonasza, nieustraszonego bojownika o przyszłość ojczyzny. Sam prezydent Konstancjusz wygłosił mowę o ofiarze z życia złożonej przez Jonasza na ołtarzu dobrobytu Narodu Naszego. Wskazując na pozłacane widły mówił o poświęceniu i bezprzykładnej odwadze brata, który nie bacząc na własne bezpieczeństwo ośmielił się stawić czoła klice sprzedawczyków i podłych zdrajców.

Kulminacyjnym punktem uroczystości był występ chóru baranów pod dyrekcją gąsiora Józefa, który zaśpiewał ptaszystowski hymn Dziobem do przodu.

Potem zebrani przeszli pod wspaniałą bryłę Świątyni Pod Wezwaniem Najświętszego Serca Animalnego. Mogli dokładnie przyjrzeć się potężnej złotej kopule stojącej na kwadratowej podstawie zbudowanej z szarego kamienia. Nad wejściem do świątyni umieszczono szeroki balkon z ozdobną balustradą, gdzie w całej okazałości wystąpił sam Dostojny Biały Indyk. Towarzyszył mu Czarny Gawron oraz prezydent Konstancjusz. W drugim szeregu znaleźli się najbardziej zasłużeni, najwybitniejsi Ptaszyści, wśród których Berenika rozpoznała charakterystyczną chudą sylwetkę kaczora Apoloniusza. Miał na sobie elegancki garnitur a na szyi czerwony krawat. Wśród kilkunastu dostojników stali między innymi Lucjan Kaczuś, papuga Tekla, Andrzej Chomik z pięknym kaczym dziobem oraz Matylda w gustownej różowej sukni z czerwonymi falbanami i ogromną złotą broszą. Ci, którzy znaleźli się bliżej balkonu zauważyli, że był to emblemat Ptaszystów z kaczą głową i literami PiN. Stojący tuż obok prezydenta Stefan Gąsior wystąpił jak zwykle z potężną muchą, która jednak tym razem nie była czerwona lecz czarna, co nadawało mu rys odświętnej elegancji.

Głos zabrał Dostojny Biały Indyk i przez kilkanaście minut opowiadał o błogosławieństwie niebios, jakie spłynęło na farmę pozwalając odrzucić skorumpowaną władzę poprzedniego układu i zbędny balast w postaci uzależnienia od innych farm. Robert przestał słuchać już po kilku pierwszych zdaniach, ponieważ te same słowa słyszał od roku i prawdę mówiąc bez większych trudności sam mógłby napisać podobne przemówienie. Przyglądał się za to swojemu otoczeniu i ze zdziwieniem a potem z rosnącym przerażeniem odkrył, że niemal wszyscy mają kacze dzioby. On z Bereniką i jeszcze kilka innych osób bez odpowiedniej ozdoby twarzy to były absolutne wyjątki. Zebrani stanowili masę twarzy ujednoliconych przez kacze maski, więc osoby bez masek wyróżniały się i wyglądały jak wyzwanie rzucone większości. Robert i Berenika najchętniej uciekliby stamtąd, ale to byłoby jak zaproszenie do agresji. Posłusznie poszli więc ze wszystkimi w długiej procesji obchodzącej całe centrum Naszej Farmy. Potem, po zamknięciu okręgu wokół eleganckiej dzielnicy w centrum idący tłum trafił przed strzelistą wieżę ufundowaną przez prezydenta Konstancjusza.

Do połowy wysokości wieży ściany pokrywały granitowe płyty, a nad nimi do aż do srebrnego dachu pyszniła się olśniewająco biała okładzina z marmuru. Tuż pod szczytem duża część ściany była zasłonięta srebrną tkaniną doskonale komponującą się ze śniegiem leżącym na okolicznych domach.

Tym razem głos zabrał pan prezydent Konstancjusz.

Robert przestał skupiać się na treści przemówienia już po pierwszym zdaniu, kiedy usłyszał dobrze znane słowa o obalonym świńskim układzie, rozkwicie farmy dzięki Dobremu Przekrętowi, ptaszystowskiej rewolucji i świetlanej przyszłości. Dopiero koniec przydługiego wystąpienia okazał się interesujący. Zobaczył bowiem majestatycznie opadającą w dół srebrzystą zasłonę, a na ścianie wieży wielkie srebrne litery: Kaczkatałer, wieża Konstancjusza, twórcy Kaczego Folwarku. Zaintrygowany Robert zwrócił wreszcie uwagę na to, co mówił prezydent.

- Od tej chwili - usłyszał Robert - nie ma już Naszej Farmy. To przeżytek słusznie minionej epoki świńsko-oślej dyktatury. Stara nazwa odnosząca się do kraju w ruinie, źle zarządzanego, pełnego biedy i niesprawiedliwości, odrzucającego zbawienne nauki Przenajświętszej Anime, zależnego od obcych i okradanego przez rządzącą szajkę nie pasuje do nowoczesnego ustroju naszej rozkwitającej, bogacącej się i coraz szczęśliwszej ojczyzny. Dzisiaj wszyscy uczciwi mieszkańcy naszego kraju są Ptaszystami. Wszyscy jesteśmy już Ptaszystami, bo doceniliśmy błogosławiony wpływ tej idei na nasze codzienne życie, standardy moralne i gospodarkę. Dlatego powtarzam raz jeszcze: już nie ma Naszej Farmy, ponieważ od dzisiaj dumna nazwa naszej ojczyzny brzmi Kaczy Folwark.