Rozdział XIII

Minął rok rządów Konstancjusza. To był dobry rok pełen sukcesów. Nasza Farma uwolniła się od skorumpowanego reżimu świń i oślej dyktatury, oczyściła się z obcych naleciałości, zadbała o najbardziej potrzebujących i odrzuconych. Gospodarka kwitła, o czym świadczyły programy Miska Plus oraz Daj w Łapę. Powstające wspaniałe budowle Kaczkatałer i nowa Świątynia Pod Wezwaniem Najświętszego Serca Animalnego były symbolami oszałamiającego sukcesu Narodu Naszego prowadzonego przez Ptaszystów. Nic więc dziwnego, że następne wybory prezydenckie były bardziej karnawałem poparcia dla Naczelnika Ptaszystów niż realnym wybieraniem głowy państwa. Do wyborów stanął tylko jeden kontrkandydat - szef sił zbrojnych generał kogut Leopold. Niektórzy szeptali, że wystawił go sam Konstancjusz, żeby mieć jakiegokolwiek konkurenta i móc go pokonać, bo raczej trudno byłoby zakładać, że ktokolwiek wygrałby z wielkim kaczorem. Z drugiej jednak strony wiele wskazywało, że kandydatura Leopolda nie mogła być wynikiem potajemnej umowy z Konstancjuszem.

Leopold był ciekawą postacią. Jako młody kurczak wziął udział w Wielkiej Zmianie stając na czele grupy zapaleńców, która w ryzykownym ataku na siedzibę rządu obaliła Niedźwiedzia dzierżącego dyktatorską władzę w Naszej Farmie, a w rzeczywistości zależnego od potężniejszego dyktatora z Farmy Stepowej. Nikt nie wiedział, jak zachowa się niedźwiedzia gwardia. Gdyby zaś oddział Leopolda zawahał się i okazał słabość, walki mogłyby trwać jeszcze długo. Tymczasem wojownicze kurczaki zdecydowanie wkroczyły na salę, gdzie Niedźwiedź przewodził obradom nad sposobami stłumienia buntu. Leopold stanął na środku i stanowczym głosem zażądał, aby wszyscy natychmiast wyszli. Nie stawiał ultimatum, nie groził żadnymi konsekwencjami i nie miał za sobą dużego oddziału, lecz jego bezczelność i pewność siebie przeważyły. Podwładni Niedźwiedzia powoli wstali i jeden po drugim wyszli, aby jeszcze tego samego dnia opuścić granice Naszej Farmy. Tylko dyktator podjął jeszcze ostatnią próbę przemówienia do ludu. Kiedy jednak pojawił się w oknie swego okazałego domu, nie zdołał powiedzieć ani słowa, ponieważ ogłuszyły go gwizdy i nienawistne okrzyki wspierane dodatkowo kamieniami, które poleciały w jego stronę. Oczywiście mógł jeszcze stanąć do samotnej walki i nawet zadać wrogom spore straty, ale rozumiał, że i tak nie odzyskałby kontroli nad farmą, a jedynie przedłużył swoją agonię jako władcy. Decydująca była tu odmowa zbrojnej interwencji ze strony jego mocodawców z Farmy Stepowej. Niedźwiedź prosił o nią kilkakrotnie, lecz jego dotychczasowi panowie nie mieli dość sił, aby zdecydowac się na otwartą wojnę. Odwrócił się więc, zszedł na dół i zrezygnowany powoli ruszył do bramy narażając się tym samym na bezpośrednią napaść ze strony rozjuszonego tłumu. Wtedy właśnie Leopold okazał szczególną mądrość, bo powstrzymał próby fizycznego ataku na obalonego autokratę. Na jego rozkaz kurczaki utworzyły wąskie przejście przez tłum, aby Niedźwiedź mógł bez przeszkód dotrzeć do bramy i ostatecznie zniknąć z życia Naszej Farmy. Kogut Leopold nie chciał mścić się na pokonanym, żeby nie wywołać trudnej do opanowania fali agresji i nie zaogniać relacji z Farmą Stepową.

Właśnie te przymioty zdecydowały potem o jego nominacji na szefa sił zbrojnych: odwaga, zdecydowanie, inteligencja i poczucie sprawiedliwości. Co charakterystyczne, mimo że odegrał kluczową rolę w obaleniu Nedźwiedzia i przeprowadzeniu Wielkiej Zmiany, przez następne lata świadomie unikał udziału w rozgrywkach politycznych i nie aspirował do żadnych stanowisk, co tym bardziej zaskarbiło mu powszechny szacunek. Zamiast mieszania się do polityki zajął się organizacją sił zbrojnych, a jego największą zasługą było stworzenie elitarnego oddziału kurczaków-komandosów, który wkrótce stał się wręcz wizytówką Naszej Farmy. Komandosi Leopolda kilkakrotnie byli potem proszeni o pomoc przy zaprowadzaniu porządku w okolicznych farmach i zawsze wracali okryci sławą zwycięzców. Niebagatelnym zyskiem była też solidna zapłata za okazaną pomoc lub korzystne umowy handlowe z farmami, którym pomogli żołnierze Leopolda.

Taki był kogut Leopold. Jeżeli więc zdecydował się stanąć do wyborów, dla wszystkich było oczywiste, że wydarzyło się coś wyjątkowego. Z drugiej strony trudno byłoby uwierzyć, że zrobił to w porozumieniu z Konstancjuszem, ponieważ osoby związane z Leopoldem i uczestniczące niegdyś w obaleniu dyktatury Niedźwiedzia nie miały dobrego zdania o kaczych braciach. Żaden z tej dwójki nie chciał lub nie potrafił współpracować z innymi i nie wziął czynnego udziału w Wielkiej Zmianie, chociaż obaj deklarowali sprzeciw wobec Niedźwiedzia. Dlatego ani Konstancjusz, ani Jonasz nie weszli potem do nowych władz Naszej Farmy, co bardzo ich zabolało i chcieli się za to zemścić. Zapowiedzieli, że kiedyś wszystko zmienią w Naszej Farmie, bo to, co przyniosła Wielka Zmiana jest tylko wielkim oszustwem. Odpowiadając na tę deklarację Leopold ukuł powiedzenie, że te dwa kaczory są prawie jak król Midas - zmieniają wszystko, czego się tkną, ale nigdy w złoto.

Konstancjusz dobrze to zapamiętał. Pamięć o doznanych upokorzeniach, krzywdach i porażkach była jednym z podstawowych przymiotów Naczelnika: on niczego nie zapominał, żeby później w odpowiednim momencie wziąć odwet. Nic zatem dziwnego, że zaraz po przejęciu władzy Konstancjusz z satysfakcją zdymisjonował Leopolda, a na czele sił zbrojnych, zwłaszcza elitarnej jednostki komandosów, postawił swojego kuzyna Lucjana Kaczusia. Niestety, władze innych farm były wrogo nastawione do ptaszystowskiej rewolucji i dlatego przestały współpracować z komandosami z Naszej Farmy. Wrogowie ptaszyzmu kłamliwie głosili, że Kaczuś jest nieudolny, jego jedynym atutem jest pokrewieństwo z prezydentem, a kierowana przez niego kiedyś elitarna jednostka teraz przestała być skuteczna. To oznaczało nie tylko upadek prestiżu ale też realne straty finansowe dla farmy. W tej sytuacji kogut Leopold zapowiedział, że jako prezydent odbuduje jednostkę komandosów, ponieważ pragnie przywrócić szacunek dla Naszej Farmy.

Okazało się jednak, że większość obywateli pragnie czegoś innego niż Leopold: w wyborach prezydenckich Konstancjusz zwyciężył w sposób bezdyskusyjny zyskując poparcie przytłaczającej większości głosujących. Wypełnił tym samym swoją obietnicę sprzed roku, kiedy zapowiedział, że raz zdobytej władzy już nigdy nie odda. Przypomniał to w pierwszym wystąpieniu powyborczym.

- Serdecznie wam dziękuję - powiedział - za uznanie dla mojej działalności w ciągu ostatniego roku. Pamiętajcie jednak, że to wy jesteście suwerenem naszej ojczyzny i to wasza ciężka praca zbudowała wszystko, co dziś mamy. Ja działam wyłącznie z waszego upoważnienia. Skoro wy obywatele Naszej Farmy zdecydowaliście, że mam nadal służyć ojczyźnie jako prezydent, podporządkuję się waszej woli. Rozumiem też, że pragniecie, bym stanowisko prezydenta zachował na zawsze. Przychylam się więc do tych usilnych próśb i ogłaszam, że spodziewając się takiej decyzji, jeszcze przed głosowaniemm opracowałem zmianę konstytucji Naszej Farmy. Od tej chwili zgodnie z nową konstytucją w corocznych wyborach będzie startował prezydent oraz jeden kontrkandydat wskazany przez prezydenta. To gwarantuje, że obaj będą reprezentantami suwerena, który wcześniej bezpośrednio wybrał prezydenta, a za jego pośrednictwem kontrkandydata. Jak widzicie, nie chcę dla siebie władzy absolutnej, żeby nie powtarzać dyktatorskich rządów Niedźwiedzia a potem Rolanda Osła. To wy jesteście suwerenem Naszej Farmy i zawsze macie swobodę wyboru.