Rozdział XII

Kolejne miesiące płynęły wypełnione pracą na rzecz ojczystej farmy. Rosły wskaźniki gospodarcze ogłaszane przez papugę Teklę i wywieszane na ścianie prezydenckiego domu. Robert co jakiś czas przystawał przed tymi wykresami, które nieodmiennie pięły się w stronę wiszącego wyżej wielkiego sztandaru PiN z głową kaczora. Wszędzie widział szczęśliwe zwierzęta krzątające się wokół codziennych spraw. Kiedyś pogardzane i zewsząd przepędzane bezrobotne szczury teraz zadowolone mogły otwarcie odpoczywać leżąc pod drzewami i przy każdej okazji wychwalały Dobry Przekręt, Miskę Plus i oczywiście pana prezydenta Konstancjusza. Uśmiechnięte polne myszy i chomiki z dziesiątkami dzieci ustawiały się w długich kolejkach po Miskę Plus i zasiłek Daj w Łapę. Za nimi tłoczyły się stada wróbli i innych ptaków, których dotąd nikt w Naszej Farmie nie widział, ale musiały być jej obywatelami, skoro należały się im rządowe świadczenia. Dla wszystkich było jasne, że Naród Nasz wreszcie wstał z kolan i poczuł swoją moc. W całej Naszej Farmie dominował radosny nastrój optymizmu.

Większość mieszkań w okolicy centralnego podwórza zmieniła właścicieli, ponieważ za poprzedniego reżimu zajmowały je zdradzieckie wykształciuchy czyli świnie, koty i inny gorszy sort, który działał na szkodę Naszej Farmy. Zdrajcy albo uciekli za granicę, albo trafili przed sąd i stracili nielegalnie nabyte nietruchomości. Ich miejsce zajęli Ptaszyści. Robert czasem widywał chudego Apoloniusza, który zamieszkał teraz tuż obok domu pana prezydenta. Sędzia Stefan Gąsior zajął sporą willę na tyłach starej świątyni niedaleko siedziby Dostojnego Białego Indyka, eleganckiego lecz skromnego pałacyku ze złotym dachem. Jeden z reprezentacyjnych domów zajęła piękna Locha, która dumnie paradowała po Naszej Farmie z kartonowym kaczym dziobem na znak, że też została Ptaszystką. Podobno pracowała dla samego pana prezydenta. Robert odnotował, że coraz więcej zwierząt wszystkich gatunków nosi kacze dzioby. Jedynym wyjątkiem były koty – nie widział jeszcze żadnego kota, który chodziłby po Naszej Farmie z widomym znakiem przynależności do ptaszystów.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zdrajcy wciąż organizujący antyptaszystowskie spiski. To z ich winy część pól pozostała niezaorana i zarosła perzem. Okazało się bowiem, że kowale zajmujący się pługami celowo uciekli z Naszej Farmy, żeby zablokować Dobry Przekręt. Na domiar złego konie i osły też gdzieś zniknęły. Chodziły słuchy, że uciekły, ponieważ kaczy dziób nie pasował do ich pysków. To jednak nie mogła być prawda, skoro całe stado owiec z baranami na czele występujące co tydzień w świątynnym chórze nosiło kacze dzioby i bardzo było im do twarzy. W każdym razie nie miał kto i nie miał czym orać, więc część pól zaczęła zarastać.

Na ogół jednak nie przejmwano się polami leżącymi odłogiem. Wszyscy bowiem wiedzieli, że to tylko przejściowe trudności spowodowane przez wrogów Dobrego Przekrętu. Rządowi specjaliści zaś wskazywali, że pola nieuprawiane odpoczywają i w przyszłości będą bardziej wydajne. Dowodzili też, że dzięki temu rolnicy oszczędzają na nawozach, a zatem w ostatecznym rozrachunku odłogowanie jest opłacalne i przyczyni się do jeszcze wyższych plonów w przyszłości.Tak więc obywatele Naszej Farmy spoglądali w przyszłość z optymizmem, a chwilowe kłopoty nikogo nie przerażały, skoro była Miska Plus, a Dostojny Biały Indyk i Czarny Gawron pokazywali ludowi zbawienną drogę do jeszcze lepszego jutra.

- Nie ma pługów i nie ma koni? To nic, mamy przecież motyki – grzmiał Czarny Gawron - Przodkowie tylko tak uprawiali ziemię i uczynili Naszą Farmę wielką. Z błogosławieństwem Anime przegonimy inne farmy i nie pomogą im żadne maszyny. Pamiętajcie, że w Księdze nie ma ani słowa o maszynach, a to oznacza, że są jedynie niestotnym dodatkiem, żeby nie powiedzieć fanaberią leniwych, którym nie chce się pracować.

Lato było wyjątkowo piękne z odpowiednią liczbą dni deszczowych przeplatanych okresami słonecznymi, więc zboża rosły nadzwyczajnie. Dostojny Biały Indyk mówił o błogosławieństwie Anime, a prezydent Konstancjusz wygłaszał kolejne przemówienia, żeby podkreślić oczywisty sukces Dobrego Przekrętu. Zapowiadał wspaniałe zbiory jesienią i przekonywał, że Naszą Farmę czeka powszechny dobrobyt. Dobrze rozumiał, że farma bardzo potrzebuje takiego uśmiechu losu, bo programy Miska Plus i Daj w Łapę w znacznym stopniu opróżniły spichlerze. Już od wiosny standardowa Miska Plus zaczęła się kurczyć – zasiłek prawie niedostrzegalnie stawał się coraz mniejszy. Początkowo nikt tego nie zauważał, potem zaś nikt o tym nie mówił, ale problem nie zniknął. W tej sytuacji oczekiwane dobre zbiory byłyby rozwiązaniem.

Tymczasem pan prezydent zaczął nową budowę. Ogłosił, że pragnie uczcić Naród Nasz i z własnych funduszy postawi wieżę, która będzie pomnikiem nowej Naszej Farmy oraz zwycięstwa nad świńskim reżimem. Koło obory wykopano głęboki dół na fundamenty, a obok wykopu stanęła tablica informacyjna z pięknym rysunkiem powstającej budowli, która będzie symbolem rozkwitu i potęgi Naszej Farmy. Wszyscy mogli z dumą oglądać wysoki, prostokątny budynek zwieńczony emblematem Kaczystów, a nad wejściem mogli przeczytać: Kaczkatałer, wieża Konstancjusza.

Jesień nadeszła równie piękna, jak było lato i żniwa przebiegały bez najmniejszych zakłóceń. Zwierzęta Naszej Farmy kierowane przez Ptaszystów skrupulatnie zbierały każde ziarenko zboża i każdy owoc w sadzie wiedząc, że pracują dla wspólnego dobra i dla przyszłej potęgi Naszej Farmy. Panował nastrój zwycięstwa i poczucie ogromnego sukcesu, czemu sprzyjała pogoda jako widomy znak przychylności Anime. Tym większe było rozczarowanie, kiedy na koniec okazało się, że centralny spichlerz w zeszłym roku wypełniony po dach teraz zapełnił się tylko do połowy wysokości. Co prawda Ptaszyści próbowali zmobilizować zwierzęta do wydajniejszej pracy, zwłaszcza do dokładniejszego zbierania plonów, ale wszystko na próżno. Mimo szczerych wysiłków zwierząt pracujących na polu stan spichlerza praktycznie się nie zmienił.

Tymczasem skończyła się ciepła, złota jesień. Coraz częściej zdarzały się chłodne i deszczowe dni, kiedy wyjście na zewnątrz przestawało być przyjemnością, więc zwierzęta raczej unikały dłuższych spacerów. Nawet szczury zwykle wylegujące się na trawie teraz zniknęły w sobie tylko znanych zakamarkach. Tylko w dniach wydawania Miski Plus ulice nagle zapełniały gryzonie i ptaki, których na co dzień nie widywano ani w polu, ani w warsztatach farmy.

Któregoś mglistego ranka mieszkańcy Naszej Farmy zauważyli, że przy wykopie leży potężna sterta marmurowych płyt. Było to o tyle dziwne, że na terenie Naszej Farmy nie istniały kamieniołomy z marmurem. Papuga Tekla wyjaśniła zaintrygownym obywatelom, że przeznaczony na budowę wieży cenny kamień pochodzi z zagranicy, a prezydent sprowadził go na własny koszt, żeby należycie uczcić naród. Wzbudziło to powszechny zachwyt nad dobrocią i mądrością Konstancjusza nie wahającego się ofiarować prywatne zasoby dla dobra wspólnego.

Do działań na rzecz powszechnego dobrobytu mieszkańców Naszej Farmy dołączył też Czarny Gawron, który w imieniu Dostojnego Białego Indyka ogłosił dobrowolną zbiórkę funduszy na budowę nowej świątyni.

- Ta świątynia nie będzie z kamienia – mówił do zwierząt – lecz zostanie zbudowana z waszej hojności i umiłowania Przenajświętszej Anime. To jest materiał najtrwalszy na świecie. Nie przemogą go moce piekielne, ponieważ ta świątynia stać będzie przede wszystkim w gorących sercach zwierząt, a jej materialna forma to tylko skromne odbicie waszej wspaniałej dobrowolnej ofiary. Jestem wam za to wdzięczny moi umiłowani. Ogłaszam więc składkę na nową Świątynię Pod Wezwaniem Najświętszego Serca Animalnego. Odtąd dziesięć procent z każdej Miski Plus będzie przeznaczone na zakup materiałów budowlanych i wyżywienie robotników. Dziękuję za szczodrość serc waszych. Zostańcie w pokoju. Anim.

- Anim – odpowiedzieli zebrani.

Nie było wśród nich Roberta i Bereniki, którzy większość czasu spędzali teraz w domu. Jesienna pogoda nie zachęcała do włóczenia się po farmie, a coraz wcześniej zapadający zmrok przypominał ślepymi latarniami, że elektrownia wciąż nie działa. Poza tym trochę obawiali się zostawiać mieszkanie bez opieki, bo systematycznie, niemal co tydzień znajdowali na drzwiach przekreślone koło. Mieli nadzieję, że nikt nie wejdzie do ich mieszkania, jeżeli któreś z nich będzie w środku. Z drugiej zaś strony chodzenie po nieoświetlonych zaułkach Naszej Farmy, zwłaszcza bez założonego kaczego dzioba, nie wydawało się zbyt rozsądne. Codziennie dochodziły słuchy o pobiciach renegatów, którzy nie mieli właściwej ozdoby twarzy. Co prawda takie wiadomości zazwyczaj nie pojawiały się w rządowych informacjch przekazywanych przez papugę Teklę, lecz kto chciał, dowiadywał się kanałami nieoficjalnymi. Większość Naszych cieszyła się, że bez niepotrzebnego marnowania czasu sędziego i psiej policji naród sam daje sobie radę z wywrotowcami, którzy pragnęliby zatrzymać Dobry Przekręt. Oczywiście nikt nie próbował ustalać sprawców, chociaż często sąsiedzi wiedzieli, kto stał za tymi działaniami. Rozwinęło się bowiem zdrowe poczucie wspólnoty Naszych i jedności uczciwych mieszkańców Naszej Farmy sprzeciwiających się zepsutym, amoralnym, antypatriotycznym renegatom. Od lat Naród Nasz nie czuł się tak silny i zjednoczony w dążeniu do wspólnego dobra.