Rozdział X

Robert i Berenika aż do rana przeglądali zawartość pudła przyniesionego przez nietoperza. Robert miał nadzieję, że w papierach ze skrytki znajdzie jakieś wskazówki, co mogło się stać z detektywem, ponieważ wiedział, że Sroka z nim współpracowała. Niestety, wbrew tym przypuszczeniom nie natrafli na jakiekolwiek informacje wskazujące, gdzie aktualnie mógłby przebywać Ryszard Szczur. Mimo to dokumenty ze skrytki bez wątpienia były co najmniej interesujące i bez wątpienia bardzo niewygodne dla Konstancjusza oraz Ptaszystów. Ten, kto wszedł w posiadanie tych papierów miał powody, by obawiać się reakcji ze strony aktualnych władz Naszej Farmy. Berenika wyraziła przypuszczenie, że nietoperz zajrzał do dokumentów i obleciał go strach. Dlatego chętnie się ich pozbył.

Okazało się, że specjalna komisja pod przewodnictwem Stefana Gąsiora powołana dla zbadania okoliczności śmierci Jonasza podczas wiecu w stodole ukryła przed opinią publiczną kilka faktów. Tajni współpracownicy Ryszarda Szczura (prawdopodobnie myszy) sobie tylko znanymi sposobami wykradli z kancelarii Ptaszystów kilka papierów, z których wynikało jednoznacznie, że przedwyborczy wiec Jonasza miał się odbyć na głównym podwórzu farmy. Kandydat na prezydenta miał chodzić wśród zebranych, a przemówienie wygłosiłby stojąc na ramionach kilku rosłych kaczorów. Taką koncepcję opracowała kaczka Matylda. Zgodnie z jej założeniami Jonasz niesiony przez paru osiłków byłby widoocznym dla wszystkich symbolem jego panowania nad Ptaszystami i pośrednio nad całą Naszą Farmą. Wystąpiłby w roli triumfującego wodza, który majestatycznie płynie ponad tłumem jego hołdowników. Ostatecznie jednak do tego nie doszło, ponieważ koncepcję Matyldy odrzucił Konstancjusz. Pod dokumentem nakazującym przygotowanie głównego podwórza do planowanego wiecu znalazała się notatka dopisana przez Konstancjusza, który nie zgadzał się na taką formułę przedwyborczego spotkania brata.

- O co mu chodziło? - zastanowił się Robert – Przecież pomysł był doskonały.

- Ja też nie rozumiem – potwierdziła Berenika – Pewne jest tylko, że to Konstancjusz osobiście zdecydował o przeniesieniu wiecu. Później po wypadku w stodole ten fakt zatajono, czemu wcale się nie dziwię.

- Charakterystyczne, że Konstancjusz nie podał powodów swojej dezaprobaty.

- Akurat to wydaje się zrozumiałe - stwierdziła Berenika - Jeżeli rozkaz pochodzi od wodza, powinien być wykonany bez szemrania i pytania o powody.

Jeszcze ciekawszy, żeby nie powiedzieć sensacyjny, okazał się tekst, jaki przygotowała Sroka, ale już nie zdążyła go ogłosić. Ku zdumieniu kurzej pary Sroka odkryła, że gdzieś na terenie Naszej Farmy żyje ojciec Konstancjusza i Jonasza. Znamienne, że żaden z nich nigdy o nim nie wspominał i opinia publiczna nie miała pojęcia o istnieniu tego kaczora. Sroka jednak w jakiś sobie tylko znany sposób dotarła do niego i przeprowadziła niezmiernie interesujący wywiad. Ciekawe, że w dość szczegółowym, jak się zdaje, zapisie tej rozmowy Sroka zamiast imienia swego rozmówcy stosowała określenie OK czyli Ojciec Konstancjusza i nigdzie nie podała jego dokładnego adresu.

- Witam serdecznie.

- Witam.

- Chciałabym złożyć panu gratulacje z powodu zwycięstwa Konstancjusza, Naczelnika Ptaszystów a teraz prezydenta Naszej Farmy.

Starszy pan uśmiechnął się smutno.

- Nie dziękuję, ponieważ wcale mnie to nie napawa dumą.

- Jak to, pana syn jest najważniejszą osobą w Naszej Farmie, a pan nie czuje dumy?

- Nietety, nie - odrzekł OK - Jedyne, co czuję to niepokój o przyszłość. Moi obaj synowie absolutnie nie nadawali się do sprawowania jakiejkolwiek władzy.

- Jonasz też się nie nadawał?

- Żaden z braci - OK potrząsnął głową.

- Zwyczajowo nie mówi się źle o zmarłych...

- Dobrze, dobrze – żachnął się OK – Zgodnie z tą logiką nie powinno się mówić źle o zmarłych przestępcach, nie należy krytykować błędnych decyzji postaci historycznych ani głupich posunięć naszych przodków. Czy tak? O to w tym chodzi?

Sroka zaśmiała się.

- Rzeczywiście, jest dużo racji w tym, co pan mówi. Chodziło mi raczej o zmarłych niedawno, o tych, których znaliśmy i których motywacje są dla nas w jakiś sposób zrozumiałe.

- Pani wybaczy, ale to absurd: nie wolno mówić źle o niedawno zmarłym sąsiedzie, który znęcał się nad rodziną, ale wolno o władcy, który kilkaset lat temu zabił ojca walcząc o tron.

- Poddaję się. – Sroka uznała argumentację rozmówcy – W każdym razie czy mogłabym prosić o wyjaśnienie, dlaczego pan nie jest zadowolony z sukcesu Konstancjusza?

- Szanowana pani, Konstancjusz i Jonasz to moi synowie, więc w zasadzie powinieniem ich wspierać i bronić przed ewentualną krytyką, ale tego nie zrobię. Niestety, nie jest do końca prawdą, że my jako rodzice kształtujemy swoje dzieci – one w dużym stopniu kształtują się same. Nie wiem, może to genetyka, może wpływ gwiazd a może nasze nieuświadomione błędy wychowawcze? Moi synowie są tego przykładem.

OK na chwilę przerwał.

- Widzi pani, Konstancjusz od najwcześniejszego dzieciństwa był uparty i nieposłuszny. Bywało, że robił coś na przekór tylko dlatego, że ja mu kazałem postąpić inaczej. Zawsze starał się, żeby jego było na wierzchu. Za wszelką cenę chciał pokazać swoją niezależność i wyższość.

- A Jonasz?

- Niestety, słaby charakter. Też się stawiał, ale tylko za namową Konstancjusza. Usiłował manifestować swoją niezależność wzorując się na bracie, ale w jego przypadku niemal zawsze kończyło się to katastrofą.

- Co to znaczy?

- Pamiętam taką sytuację – zaczął OK – Mieli wtedy cztery, może pięć lat. Padał deszcz, a Konstancjusz, mimo naszych zakazów, brodził w kałużach i był cały ubłocony. Jonasz oczywiście chciał go naśladować, ale w taki sposób, żeby jakoś się odróżnić. Skoro brat chodzi po kałużach, on wszedł do stawu obok i oczywiście wpadł po szyję.

- Zabawne.

- Nie całkiem. Przewrócił się, zachłysnął się wodą i cały przemókł. Do dziś mam wrażenie, że gdybym go nie wyciągnął, mógł się wtedy utopić, chociaż tam nie było głęboko. Po powrocie do domu wylądował w łóżku z gorączką.

- Rzeczywiście – przyznała Sroka – zabawne, ale nie do końca. Czy po takich doświadczeniach bracia zmienili zachowanie?

- Jonasz chciałby, ale Konstancjusz tym bardziej okazywał nieposłuszeństwo i starał się podkreślać swoją niezależność, a brat-słabeusz naśladował go pakując się zwykle w kolejne kłopoty.

- Konstancjusz nie miał poczucia winy? Przecież to przez niego brat omal nie utonął, a przynajmniej się przeziębił. Wydaje mi się, że w normalnej sytuacji rodzeństwo dba o siebie nawzajem. A może się mylę?

- Nie myli się pani, w normalnych warunkach normalne rodzeństwo, ale tu było inaczej – westchnął OK.

Sroka miała pewne obawy, czy należy zadać następne pytanie, lecz widząc nad wyraz krytyczny stosunek OK do synów postannowiła zaryzykować.

- Jak w kontekście doświadczeń z synami w dzieciństwie widzi pan tragiczne wydarzenie ze stodoły? Dostrzegam tu wyraźną zbieżność z pańską opowieścią...

- Pyta pani, czy obwiniam Konstancjusza? - OK nie zamierzał robić uników - Nie mogę powiedzieć na pewno, ponieważ mnie tam nie było, ale zbieżności, jak pani to ujęła, oczywiście dostrzegam. Bez wątpienia to Konstancjusz skłonił Jonasza do kandydowania i, o ile mi wiadomo, na jego życzenie Jonasz zaczął się wspinać po drabinie...

- Tak było – potwierdziła Sroka – a poza tym Konstancjusz nakazał przeniesienie wiecu z głównego podwórza, gdzie początkowo miał się odbyć, do stodoły.

- O tym nie wiedziałem - rzekł OK.

- Bo to jest ukrywane.

OK przez moment milczał, zanim zaczął mówić o swoich przemyśleniach.

- Już mówiłem, moim synom nie wolno było dawać władzy. Zdałem sobie z tego sprawę dawno temu, kiedy Konstancjusz i Jonasz byli jeszcze dziećmi. Obaj nie cieszyli się popularnością wśród rówieśników, ale wiem, że odpowiadał za to Konstancjusz. On jest chory na władzę. Na podwórku nie potrafił się powstrzymać od ciągłego pouczania kolegów i pokazywania, że uważa się za lepszego od nich. Oczywiście nikt tego nie lubi, więc Konstancjusz najczęściej bawił się sam lub tylko z Jonaszem. Kilkakrotnie wrócił do domu z podbitym okiem, bo któremuś z kolegów puściły w końcu nerwy, a moi potomkowie, jak sama pani wie, nie grzeszą ani wzrostem, ani siłą fizyczną. W rezultacie rzadko wychodzili i nie mieli przyjaciół.

- To smutne. a proszę powiedzieć, jak pan reagował, kiedy Konstancjusz wracał z podbitym okiem? Interweniował pan u rodziców winowajcy? Pocieszał syna?

OK zaśmiał się sarkastycznie.

- O nie, czemu miałbym świecić oczami za zarozumialstwo synalka? Za dobrze go znałem, żebym nie wiedział, że na pewno zasłużył na cięgi.

- Aż tak źle go pan ocenia?

- Właśnie tak. Obaj zrobiliby wszystko, żeby zniszczyć każdego, kto jest lepszy od nich, a zwłaszcza Konstancjusz gnany tą swoją niezdrową ambicją. Zupełnie nie rozumiem, co i komu on chce udowodnić, ale żeby tego dokonać, przekroczy każdą granicę. Nie będzie się oglądał ani na zasady moralne, ani na opinię innych. Jego zawsze musi być na wierzchu. Nie cofnie się przed niczym.

Sroka nie odezwała się, kiedy OK na chwilę przerwał. Czuła, że kaczor jeszcze coś opowie.

- To było w ostatnim roku szkoły – zaczął OK – Nauczyciel matematyki zorganizował konkurs, w którym Konstancjusz uzyskał drugi rezultat. Zwyciężył jego kolega, taki mocno okrągły wieprzek powszechnie znany ze szczególnych uzdolnień matematycznych. Jego wygrana nikogo nie zaskoczyła. Wyniki zostały wywieszone na ścianie szkoły, a uroczyste ogłoszenie zwycięzcy i wręczenie dyplomu miało się odbyć dwa dni później. Tymczasem na drugi dzień wybuchł skandal, bo w torbie kolegi znaleziono eleganckie pióro, które zginęło Konstancjuszowi. W tej sytuacji oskarżony o kradzież wieprzek został zdyskwalifikowany, a dyplom najlepszego matematyka otrzymał mój syn.

- Ciekawa historia - stwierdziła Sroka.

- Ciekawa - przyznał OK.

Na zakończenie wywiadu Sroka jeszcze raz zapytała o rolę, jaką Konstancjusz odegrał w wypadku w stodole.

- W sensie moralnym niewątpliwie jest co najmniej współodpowiedzialny za śmierć brata i on to wie, chociaż sam przed sobą nie chce się przyznać. Dlatego z takim uporem organizuje te swoje rzekomo Słuszne Marsze i szuka winnych, którym mógłby przykleić etykietkę autorów wyimaginowanego spisku i zamachu.

Pod zapisem wywiadu Sroka dodała jeszcze dwa pytania, których nie odważyła się zadać Ojcu Konstancjusza.

Czy bracia byli w istocie ofiarami apodyktycznego ojca?

Czy amoralność Konstancjusza jest rezultatem emocjonalnej pustki, którą stara się zapełnić chorobliwą ambicją?