Rozdział VII

Ranek potwierdził przypuszczenia Ryszarda Szczura. Przewodniczący komisji wyborczej sędzia Knur ogłosił, że po przeliczeniu wszystkich głosów, co prawda z niewielką przewagą, ale jednak wygrał Konstancjusz. To dało mu prawo objęcia urzędu prezydenckiego na najbliższy rok.

- Konstancjusz nowym prezydentem Naszej Farmy! – wołała Sroka przelatując nad domami – Wyborcza porażka Rolanda Osła! Co czeka Naszą Farmę? Jaki będzie następny rok?

Tuż po wschodzie słońca Konstancjusz pojawił się przed lokalem wyborczym i już jako prezydent elekt triumfalnie przemaszerował przez centralne podwórze prowadząc za sobą rozradowany tłum zwolenników. Wkroczył do budynku szkoły, żeby przemówić z okna pierwszego piętra. W pierwszym wystąpieniu podziękował swoim wyborcom i potwierdził wolę dogłębnego zreformowania farmy w duchu poszanowania tradycji i dla dobra najuboższych pomijanych i lekceważonych przez świnie, koty i osły, którzy dotąd rządzili.

- Rozliczymy tych państwa z ich oszustw. – wołał – nasz Dobry Przekręt to przede wszystkim poszanowanie prawa, sprawiedliwość, uczciwość i powszechny dobrobyt, a nie oszukańcze bogacenie się nielicznych spryciarzy kosztem ciężko pracującej większości. Teraz to się zmieni.

Tłum oklaskami nagrodził te słowa, a ktoś zaczął skandować: Kon-stan-cjusz! Kon-stan-cjusz! Kon-stan-cjusz! Kon-stan-cjusz!

Stopniowo inni podchwycili hasło i po minucie imię nowego prezydenta rozbrzmiewało ponad podwórzem. W pewnym momencie zaczęło się jednak przebijać inne hasło skandowane twardziej i bardziej zdecydowanie.

- Na-czel-nik! Na-czel-nik! Na-czel-nik! Na-czel-nik! Na-czel-nik!

To krzyczeli Ptaszyści zgromadzeni najbliżej okna, z którego przemawiał Konstancjusz. Nagle, jak na komendę nad ich głowami pojawiły się ptaszystowskie sztandary oraz charakterystyczne emblematy z kaczą głową i literami PiN. Grupy skandujące hasła przez chwilę rywalizowały, kto będzie głośniejszy.

Konstancjusz zaś stał spokojnie w oknie, uśmiechnięty i milczący. Miarowo kiwał głową, jakby potwierdzał to, co działo się na podwórzu. Obserwująca go Sroka pomyślała, że zdaje się na coś czekać.

Po krótkich zmaganiach głos Ptaszystów okazał się silniejszy. Ich rywale jeden po drugim milkli, a im więcej osób rezygnowało, tym wyraźniej rozbrzmiewało ptaszystowskie Na-czel-nik! Na dodatek niektórzy przyłączali się do głosu Ptaszystów.

- Moi kochani! - Konstancjusz podniósł do góry prawe skrzydło uciszając tłum – Moi kochani! Dziękuję wam. Obiecuję, że będę prezydentem wszystkich Naszych, ale nie przestanę być jednym z Ptaszystów. Te dwie idee naszość i ptaszyzm w żaden sposób się nie wykluczają. Powiem więcej, one się wzajemnie uzupełniają, a stopione w jedno przyniosą korzyść wszystkim uczciwym obywatelom naszej ojczyzny. Niechaj drżą kłamcy, złodzieje i oszuści ze świńsko-oślego układu. Niech boją się naszego gniewu zdrajcy ojczyzny i sługusy obcych interesów. Uczciwi nie mają powodów do obaw.

Przerwał na chwilę, ponieważ koło centralnego spichrza wybuchła mała awantura. Okazało się, że jakiś krewki gąsior chciał usunąć z placu wieprzka, który ośmielił się krytycznie komentować słowa Konstancjusza. Wieprzek był jednak uparty i silny, więc nie pozwolił się usunąć, a nawet dał w dziób gąsiorowi. Wtedy przyłączyły się jeszcze dwa kaczory i wreszcie wspólnymi siłami usunęli wichrzyciela.

- Dziękuję wam – zawołał Naczelnik - za obronę naszych ideałów przed agresją oszalałych z nienawiści wrogów ojczyzny. Wasza postawa jest wzorcowa. Niech stanowi wskazówkę dla wszystkich zwolenników Dobrego Przekrętu i niech będzie przestrogą dla awanturników, którzy zechcą napadać na uczciwych obywateli.

- Zaintonujmy pieśń dziękczynną za szczęśliwy wybór pana prezydenta – zawołał Dostojny Biały Indyk, który w jakiś niepojęty sposób pojawił się w oknie obok Konstancjusza. Mimo pokaźnej postury niezauważony przez zebranych przedostał się do szkoły i zajął należne mu miejsce koło nowego prezydenta Naszej Farmy.

Ponad podwórzem popłynęła uroczysta pieśń Chwała ci o Anime łaskawa.

Podniosłego nastroju nie zepsuły nawet dwie bójki sprowokowane przez koty, które bezczelnie stały w tłumie i wyzywająco milczały zamiast śpiewać jak wszyscy. Zostały jednak sprawnie usunięte z głównego podwórza, a ich przykład podziałał otrzeźwiająco na innych przedstawicieli gorszego sortu planujących wrogie wystąpienia. Zgodnie ze słowami Naczelnika oni też zostali łagodnie lecz zdecydowanie wyproszeni, żeby nie zakłócali radości prawdziwych Naszych.

Jak to się odbyło, mieszkańcy Naszej Farmy dowiedzieli się później od wszędobylskiej Sroki, która obserwowała wydarzenia z dachów. Według jej relacji w bocznej uliczce czekały uzbrojone bojówki złożone z psów. Co prawda nie były to psy tak potężne jak te dwa, które strzegły samego Naczelnika, ale działając w grupie stanowiły naprawdę dużą siłę zdolną zapewnić porządek i bezpieczeństwo. Po spotkaniu z nimi koty, kilka zapalczywych prosiaków i jakiś nadmiernie aktywny kogut zrezygnowali ze złośliwych prób zakłócania powyborczego wiecu. Spokojnie odeszli do swoich domów, a jedynym śladem ich niesławnej działalności było kilka piór i kłaków futra walających się koło zabudowań owczarni.

Tymczasem na podwórzu nowy prezydent wygłaszał swoje exposé.

- Ja Konstancjusz i wszyscy Ptaszyści zawsze dotrzymujemy słowa. Dlatego jutro zapraszam prawdziwych Naszych do centralnego spichrza, aby zgodnie z moją obietnicą wyborczą odebrali należne im Miski Plus.

Głośne oklaski i okrzyki były najlepszą odpowiedzią na te słowa.

- To wam się należy, chociaż świnie, osły, koty i inne zdradzieckie mordy myślą inaczej. Pamiętajcie, jeżeli oni kiedykolwiek wrócą, odbiorą wam Miskę Plus, więc bądźcie czujni. Obserwujcie działania wrogów narodu i jeśli zajdzie potrzeba, sami powstrzymajcie ich knowania, lub powiadomcie siły porządkowe i Ptaszystów, którzy będą wiedzieć, co robić.

- Tak wam dopomóż Anime – ponad głową prezydenta Konstancjusza dodał Dostojny Biały Indyk.

- Anim – chórem odpowiedzieli zebrani.

Przed wejściem do budynku zrobiło się jakieś zamieszanie. Konstancjusz wyjrzał, żeby sprawdzić, czy to znowu jacyś niewydarzeni wichrzyciele, lecz rozpoznał chudego kaczora Apoloniusza, który chciał wejść, ale nie wpuszczali go Ptaszyści strzegący drzwi. Konstancjusz nakazał go jednak przepuścić, a chwilę później chudzielec już stał obok prezydenta.

- Narodzie Nasz! – zawołał z okna – Nareszcie mamy swojego prezydenta i nigdy go nie opuścimy, no nie?

- Nie! – odkrzyknęło kilkadziesiąt gardeł.

Na twarzy Dostojnego Białego Indyka pojawił się nieco zakłopotany uśmiech, lecz Apoloniusz spokojnie kontynuował swój dialog z tłumem.

- Czy poprosimy pana Naczelnika Konstancjusza, żeby prezydentował nam do końca świata?

- Pro-si-my! Pro-si-my! Pro-si-my!

Trwało to kilka minut, aż Konstancjusz uniósł skrzydła, żeby uspokoić wrzawę.

- Dobrze. Już dobrze. Ogłaszam więc, że z woli Narodu Naszej Farmy obejmuję urząd prezydenta i na usilne wasze prośby składam uroczyste przyrzeczenie: nigdy nie oddam raz zdobytej władzy.

Na podwórzu zawrzało. Większość powitała to oświadczenie entuzjastycznie, a ci, którzy mogli ewentualnie mieć jakieś wątpliwości zachowali je dla siebie.

- To bezprawie i zamach stanu – zawołała Sroka z dachu szkolnego budynku, lecz nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo w jej stronę poleciały kamienie, więc szybko przeniosła się na wiatrak.

Konstancjusz wychylił się z okna.

- Oto macie dowód, jak oni traktują głos narodu, który zdecydował o wyborze prezydenta. Obrażają was wszystkich, kiedy wynik wolnych wyborów nazywają zamachem stanu. To kwik przegranych świń, które nie potrafią pogodzić się z porażką i dlatego próbują obalić legalnie wybranego prezydenta. Obiecuję wam, że z pomocą łaskawej Anime przerwiemy oszukańczą dezinformacyjną działalność znanej plotkary Sroki, skończymy z obelgami rzucanymi przez przeciwników Dobrego Przekrętu i wyłapiemy sterowanych z zewnątrz spiskowców działających na szkodę Naszej Farmy.

- Anim – zakończył Dostojny Biały Indyk.