Rozdział VI
Dzień wyborów zapowiadał się bardzo dobrze. Był koniec sierpnia, ale poranne słońce wciąż mocno grzało i rozświetlało dachy Naszej Farmy, jakby zapowiadając dalszy marsz w stronę jasnej przyszłości. Zwolennicy Rolanda Osła z optymizmem patrzyli w tę przyszłość ufając, że obywatele znów wybiorą drogę modernizacji i współpracy z innymi farmami, co już zaowocowało ogromnym postępem i poprawą życia mieszkańców. Właściwie nie mieli podstaw, by wątpić w zwycięstwo Rolanda, jeśli wziąć pod uwagę aktualny stan Naszej Farmy.
Tymczasem do budynku szkoły, gdzie tradycyjnie ulokowano komisję, szły grupki zwierząt, którym leżała na sercu przyszłość ojczystej farmy. Wśród idących widać było świnie, koty, pewną liczbę psów i raczej nieliczne owce.
Wszędobylska Sroka jak co roku pilnie obserwowała głosowanie i głośno relacjonowała przybycie znacznych osobistości jak sędzia Knur, kot Edward, Maciej de Kott czy generał Leopold. Z dziennikarskiego obowiązku, chociaż niechętnie, ogłosiła też przybycie Konstancjusza, które było wyjątkowo spektakularne. Naczelnik bowiem dostojnie kroczył z wypiętym do przodu brzuchem i wysoko uniesionym dziobem usiłując patrzeć na wszystkich z góry. Jak zawsze po obu stronach Konstancjusza szły wielkie psy obstawy, a pół kroku za wodzem w karnym szyku maszerowała kadra Ptaszystów i głośno śpiewała. Sroka zwróciła uwagę, że nie śpiewali tradycyjnego ptaszystowskiego hymnu Dziobem do przodu, lecz religijną pieśń Chwała ci o Anime łaskawa. To było o tyle zrozumiałe, że za Ptaszystami szły do głosowania również inne zwierzęta, niekoniecznie ptaki. Zabrakło też ptaszystowskiego sztandaru, chociaż dotąd członkowie ruchu zawsze nosili go ze sobą i chętnie się pod nim pokazywali.
Sroka siedząca na samym szczycie wiatraka na chwilę zamilkła wpatrując się w drogę. Dostrzegła tam coś zaskakującego.
- Idzie tutaj tłum myszy, chomików z pól i szczurów. – krzyknęła – Jest ich niezwykle dużo.
Zebrani na podwórzu słuchali z pewnym niedowierzaniem, ponieważ te odłamy społeczeństwa Naszej Farmy nigdy dotąd nie wykazywały większego zainteresowania wyborami. Owszem, pojedynczy reprezentanci prowincjonalnych gatunków, ci bardziej świadomi swoich praw i możliwości wpływania na sytuację w Naszej Farmie, uczestniczyli aktywnie w życiu społecznym i politycznym. Przykładem może być detektyw Ryszard Szczur czy też inżynier Chomicki, szanowany specjalista od przechowywania zbóż. Jednak przytłaczająca większość gryzoni pozostawała politycznie bierna i zazwyczaj nie uczestniczyła w wyborach. Tym razem zaś przyszło ich tak wiele, że droga prowadząca z pola do centrum farmy została praktycznie zablokowana przez idącą masę małych zwierząt.
Doradcy Rolanda Osła byli kompletnie zaskoczeni tą niespodziewaną aktywnością mieszkańców prowincji. Co prawda niektóre świnie nadzorujące prace na polach już wcześniej informowały o rosnącym tam zainteresowaniu sytuacją polityczną farmy, ale nikt nie traktował tego zbyt poważnie. Tymczasem okazało się, że to zainteresowanie dało znać o sobie w czasie wyborów.
- To dobrze, – stwierdził Roland – im więcej obywateli uczestniczy w wyborach, tym mocniejszą legitymację do rządzenia farmą będzie miał wybrany prezydent.
- Mądrość ludu jest tym, co zagwarantuje nam mądre rządy i zapewni Naszej Farmie prawidłowy rozwój. – stwierdził kot Edward – Możemy być pewni, że zwierzaki wybiorą najlepszego prezydenta.
- Oby miał pan rację – westchnął jak zawsze sceptyczny Ryszard Szczur.
- Nie wierzy pan w naturalną inteligencję zwierząt? - prowokacyjnie zapytał Edward i wydawał się niemile zaskoczony, kiedy usłyszał krótką odpowiedź.
- Nie wierzę.
- Już dobrze, panowie, – wtrącił sędzia Knur – nie ma o co kruszyć kopii. Po raz pierwszy mamy masowy udział drobnych zwierząt z prowincji i jeszcze nie wiemy, czy to coś zmieni.
Niemal w tym samym momencie usłyszeli kolejny komunikat Sroki.
- Na czele gryzoni idą kaczki! - zawołała.
- Prowadzą ich stronnicy Konstancjusza – rozległy się głosy w tłumie na podwórzu.
- A więc już wiemy - to Ptaszyści zmobilizowali gryzonie. – powiedział Ryszard do Edwarda – Jak widać, mimo rzekomo naturalnej zwierzęcej inteligencji ani myszy, ani chomiki same jakoś na to nie wpadły. Niestety, większość zwierzaków, zarówno dużych jak i małych, nie grzeszy nadmiernym rozumem.
- Pan obraża zwierzęta czyli nas wszystkich – oburzył się Edward.
Sędzia Knur smutno pokiwał głową, ponieważ jego dotychczasowe doświadczenie sądowe niestety doskonale pasowało do opinii detektywa Ryszarda.
- Ale jak Ptaszyści zdołali przekonać gryzonie? - głośno zastanawiał się gruby wieprz stojący niedaleko Knura – Przecież ptaszyzm jest dla nich zagrożeniem.
- Liczy się tylko miska, proszę pana – odpowiedziała mu piękna Locha.
- A gdzie zdrowy rozsądek? Co z ideałami?
Odpowiedzią był śmiech.
- Micha, drogi panie, tylko micha – powtórzyła Locha.
- Ma pani rację, oni nic innego nie rozumieją – dodał czarno-biały kot – przecież to tylko gryzonie.
- O, przepraszam, to takie niekoniecznie słuszne uogólnienie – poprawił się patrząc na Ryszarda Szczura.
- Nie szkodzi – odrzekł detektyw, chociaż faktycznie poczuł się nieco dotknięty.
Do dalszych wyjaśnień i ewentualnych przeprosin jednak nie doszło, ponieważ uwagę wszystkich zwróciła chmara ptaków właśnie lądująca przed szkołą. To przyleciały wróble, sikorki i jaskółki, żeby oddać swój głos. Już drugi raz tego dnia Sroka poczuła się zaskoczona. Nigdy dotąd małe ptaki gnieżdżące się w krzakach, na drzewach i pod dachami zabudowań nie uczestniczyły tak gremialnie w wyborach. Były oczywiście obywatelami Naszej Farmy i miały wszelkie prawa, lecz dotąd z nich raczej nie korzystały i ignorowały wszystko, co odnosiło się do polityki.
- Za tym nagłym wzrostem politycznej aktywności wróbli na pewno stoi Konstancjusz – stwierdził sędzia Knur.
- Nic na tym nie zyska – optymistycznie nastawiony kot Edward machnął łapą, jakby odpędzając od siebie jakąś niemiłą myśl.
- Jest pan pewien? - zapytał Ryszard, ale nie wyglądał na kogoś, kto naprawdę oczekuje odpowiedzi.
Głosowanie przeciągnęło się do późnego wieczoru, a przyczyną była wyjątkowo duża liczba osób pragnących wziąć udział w wyborach. Członkowie komisji wyborczej musieli bowiem sprawdzić, czy dany zwierzak jest faktycznie obywatelem Naszej Farmy i czy osiągnął wiek uprawniający do głosowania. Dopiero po pozytywmym zweryfikowaniu tożsamości, obywatelstwa i wieku osoby głosującej można było przyjąć od niej głos. I tu pojawiały się następne utrudnienia, ponieważ część osób robiła to pierwszy raz w życiu, więc potrzebowały dodatkowej pomocy.
- No to po nas - stwierdził detektyw Ryszard, kiedy patrzył na tłum małych zwierząt kłębiący się przed lokalem wyborczym.
- Dlaczego pan tak sądzi? - zaprotestował kot – Przecież nie wiemy, jak oni zagłosują.
Szczur zaśmiał się drwiąco.
- A ja wiem.
Kot Edward żachnął się, lecz nie podjął sporu. Natomiast szczur nie zrezygnował.
- Jak pan myśli, ile dzieci ma przeciętna mysz?
Kot wzruszył ramionami.
- A chomiki, wróble, szczury... Jak liczne jest ich potomstwo?
Kot ostentacyjnie się odwrócił pokazując, że uznaje rozmowę za bezprzedmiotową.
- Nie po to Konstancjusz ich tutaj ściągnął, żeby poparli Rolanda Osła – ciągnął niezrażony szczur – Mają zagłosować na Naczelnika Ptaszystów, a w nagrodę dostaną obiecaną Miskę Plus na każde dziecko. Naczelnik już wygrał.