Rozdział IX

Gdzieś na początku stycznia Robert wszedł do domu z dziwnym wyrazem twarzy. Nic nie mówiąc podszedł do okna i zapatrzył się w wiatrak wystający ponad zabudowaniami.

- Kiedy ostatnio słyszałaś Srokę – zapytał przez ramię.

Berenika czuła, że jej odpowiedź jest w jakiś sposób ważna, więc zastanowiła się, zanim odpowiedziała.

- Przedwczoraj. Ona teraz rzadko lata.

- Tak, bo to zrobiło się niebezpieczne.

- Oj tam, zaraz niebezpieczne – tym razem Berenika wystąpiła w roli optymistki – Apoloniusz wyraźnie mówił, że prezydent nie zamierza walczyć z dziennikarzami. Kilku narwańców z własnej inicjatywy próbowało w nią rzucać kamieniami i to wszystko.

- A wcześniej, za czasów prezydentury Rolanda Osła, ktoś w nią rzucał? - zapytał, chociaż oboje znali odpowiedź.

Zamilkła.

- Wcześniej nikt też nie malował na naszych drzwiach przekreślonych kół, nikt nie wyśmiewał osób nazywanych „gorszym sortem” czy „wykształciuchami”, nie wypędzano „obcych” czyli mieszkających u nas obywateli innych farm, a w szkole nie było dzieci uznanych za „renegatów”.

- Ale przecież nikomu nic się nie stało, to tylko głupie... żarty – cicho powiedziała Berenika, chociaż czuła, że on chce jej przekazać coś, co zaprzeczy tym słowom.

- Rzeczywiście żyjemy w dość humorystycznych czasach. Kiedyś na przykład pojedyncza kotka nie napadała na siedmiu kaczorów, a ostatnio to się zdarza – zauważył Robert.

Odwrócił się plecami do okna.

- Sroka zniknęła – rzekł.

- Skąd wiesz?

- Nietoperz powiedział mi w tajemnicy, że widział, jak wczoraj nad ranem grupa psów weszła do jej domu. Nie obserwował dalszego rozwoju wypadków, ale dzisiaj w nocy poleciał tam jeszcze raz i zajrzał przez okno: Sroki wewnątrz nie było. Ona nie miała zwyczaju wychodzić w nocy.

- To jeszcze...

- Posłuchaj, poszedłem do niej dziś rano i nikt mi nie otworzył. Za to na dachu domu prezydenta siedzi papuga Tekla.

- Jak to Tekla? – zdziwiła się Berenika – Przecież ona słabo lata i prawie nie wychodzi z domu.

- A teraz wyszła i informuje mieszkańców Naszej Farmy o ostatnich wydarzeniach. Dowiedziałem się na przykład, co prezydent Konstancjusz i Dostojny Biały Indyk zjedli dziś na wspólnym śniadaniu. Pasjonujące, prawda? Zapytałem ją o Srokę, ale udała, że nie słyszy. Mamy więc nową, słabo latającą, trochę głuchą ale kolorową dziennikarkę. Tylko, gdzie jest ta biało-czarna?

Sprawa wyjaśniła się po południu. Tekla ogłaszała nowiny z dachu siedziby prezydenta. Nie poleciała aż na szczyt wiatraka, żeby więcej widzieć i być słyszalna w całej Naszej Farmie. Kto miał usłyszeć i tak usłyszał. Prezydencki dach całkowicie jej wystarczał i nie wymagał latania, bo papuga tylko wychodziła przez okienko w dachu i potem do niego wracała.

- Znana wszystkim Sroka dziś w godzinach rannych opuściła granice Naszej Farmy i udała się w nieznanym kierunku. Tym samym wreszcie pokazała swoje prawdziwe oblicze osoby sprzedajnej i działającej z nadania obcych mocodawców. Kiedy władzę w naszej ojczyźnie objęli patrioci, poczuła, że zabrakło dla niej miejsca w nowej rzeczywistości, więc uciekła słusznie obawiając się, że zostanie wreszcie pociągnięta do odpowiedzialności za uporczywie rozsiewane kłamstwa i pracę dla obcego wywiadu.

Tymczasem na dole zebrała się spora grupka słuchająca papugi.

- Czy za granicą Sroka też będzie działała jako dziennikarka?

- Zapewniam was, że nie. Nikt nie potrzebuje skompromitowanej tuby ideologicznej. Żaden rząd żadnej okolicznej farmy nie pozwoli jej na wywrotową działalność podobną do tej, jaką prowadziła u nas za czasów świń. Mamy solidne przesłanki, by sądzić, że już nigdy o tej pani nie usłyszymy i już nikt nie zostanie przez nią skrzywdzony.

- A co będzie z dziennikarskimi śledztwami rozpoczętymi przez Srokę? Aż trudno uwierzyć, że je porzuciła. A może zebrane materiały przekazała tobie? - zapytał jakiś kot.

- Nic mi nie wiadomo, żeby prowadziła jakieś śledztwa, więc nie miała też czego porzucać, a tym bardziej przekazywać mnie.

Zebrani próbowali zadawać jeszcze inne pytania, lecz Tekla ogłosiła koniec spotkania i wycofała się do wnętrza budynku.

- I co o tym sądziśz? - spytała Berenika po wysłuchaniu jego opowieści – Myślisz, że za granicą Sroka rzeczywiście zawiesi działalność? Przecież to niemożliwe, ona nie usiedzi spokojnie.

- Jestem tego absolutnie pewien – sarkastycznie parsknął Robert.

- ?

- Oczywiście, że nie będzie działać. Ani tam, ani tu.

Berenika poczuła łzy w oczach. Wydało się jej, że oni wciąż mają przekreślone koło na drzwiach, chociaż je dokładnie zmyła. Kto miał zobaczyć, zobaczył i zapamiętał. Teraz to koło było już nie na drzwiach lecz w głowach sąsiadów. Może więc Tekla ogłosi kiedyś, że także Robert i Berenika uciekli nad ranem z Naszej Farmy, udali się w niewiadomym kierunku i nigdy więcej się nie odezwą?

- A właściwie o jakie dziennikarskie śledztwa pytali Teklę? - zastanowiła się Berenika.

- O kilka. Na przykład ostatnio Sroka kilkakrotnie mówiła, że zajmuje się głośnym zabójstwem kota Edwarda, chociaż Ptaszyści twierdzili, że nie ma czym się zajmować, bo sprawa jest jasna i oczywista.

Berenika oczywiście pamiętała to zdarzenie. Z pewnością wszyscy w Naszej Farmie pamiętali, chociaż niektórzy woleliby zapomnieć. Edward, przewodniczący Stowarzyszenia Wolnych Zwierzaków, co roku organizował barwny festyn połączony z występami artystów z różnych części Naszej Farmy, a nawet z innych farm. Zabawa jednoczyła zwierzaki, uświadamiała im, że są co prawda różne, ale mogą żyć obok siebie, mogą się przyjaźnić i wzajemnie akceptować swoją odmienność. Festyny cieszyły się rosnącym zainteresowaniem i każdego roku przyciągały coraz więcej uczestników, mimo że nieodmiennie spotykały się z ostrą krytyką ze strony zwolenników naszości, a szczególnie członków PiN. Brakowało im na festynach odniesień do bojowników poległych niegdyś w walce o niepodległość Naszej Farmy i nie akceptowali pokojowych haseł współistnienia z innymi farmami, z którymi kiedyś walczyli ich bohaterscy przodkowie. Również Dostojny Biały Indyk niestrudzenie potępiał każdy kolejny festyn wskazując na oderwanie Stowarzyszenia Wolnych Zwierzaków od przykazań zawartych w Księdze. Przekonywał, że festyny są bluźnierstwem przeciwko Przenajświętszej Anime.

Ta sytuacja trwała latami aż do momentu, gdy urząd prezydenta objął Konstancjusz i zapowiedział, że festyny, które od dawna budzą zastrzeżenia natury etycznej, zostaną poddane dokładnej lustracji, ponieważ istnieje duże prawdopodobieństwo, że są rozsadnikiem szkodliwej ideologii renegatyzmu. Zupełnie przypadkowo właśnie wtedy doszło do nieszczęścia. Na oczach setek rozbawionych, radośnie tańczących zwierząt gąsior Józef zamordował nożem Edwarda. Krzyczał przy tym, że uwalnia Naszą Farmę od zdrajcy szerzącego szkodliwą inność. Zabójca został oczywiście natychmiast schwytany i stanął przed sędzią Stefanem, ale okazało się, że w momencie zabójstwa był niepoczytalny. Nie mógł więc być uznany za winnego. Sąd nie wykazał też żadnych związków między zbrodniczym czynem szaleńca, ideologią ptaszystowską oraz rządowym programem walki z innością renegatów. Jeśli nawet ktoś doszukałby się tu jakiejś pozornej zbieżności, to byłaby ona całkowicie przypadkowa.

Tylko Sroka i znany detektyw Ryszard Szczur uparcie rozsiewali niesprawdzone dziwaczne pogłoski, jakoby Józef działał na czyjeś zlecenie pochodzące z kręgów zbliżonych do PiN. Sroka rzekomo dysponowała nawet jakimiś dowodami w tej sprawie i miała ujawnić te rewelacje, ale wcześniej uciekła z Naszej Farmy. Tekla wtedy ogłosiła, że Sroka nie miała żadnych dowodów, przestraszyła się konsekwencji kłamstwa i dlatego uciekła. Natomiast nie powiedziała ani słowa o detektywie, który też jakby zapadł się pod ziemię.

- Swoją drogą ciekawe, co się dzieje z Ryszardem Szczurem – zastanowiła się Berenika - Dawno go nie widziałam.

- Konstancjusz nienawidzi go co najmniej tak samo, jak Srokę – stwierdził Robert – więc detektyw miał powody, żeby zniknąć. Zwłaszcza teraz. Ale według mnie on się jeszcze pojawi.

- Skąd wiesz?

- To proste - smutno uśmiechnął się Robert - Tekla nie powiedziała, że Ryszard Szczur już nigdy nikogo nie skrzywdzi swoimi kłamstwami.

- Myślisz, że on coś wie?

- Chyba tak, może przekonamy się jeszcze dzisiaj.

- Jak to?

Okazało się, że nietoperz, z którym rozmawiał Robert nie tylko zajrzał do mieszkania Sroki następnej nocy po jej zniknięciu, ale też odkrył dokumenty ukryte przez nią na dachu. Początkowo nietoperz jako zwierzak z natury ostrożny, żeby nie powiedzieć bojaźliwy, nie chciał się mieszać w nieswoje sprawy, bo bał się Ptaszystów Konstancjusza, lecz ostatecznie zwyciężyło poczucie przyzwoitości. Postanowił oddać papiery Robertowi, którego znał jako porządnego koguta i ufał mu. Umówili się na spotkanie o drugiej, kiedy większość dziennych zwierząt ma najgłębszy sen.

Nietoperz okazał się niezwykle punktualny: dokładnie dwie godziny po północy kurza para usłyszała delikatne skrobnięcie w drzwi. Oczekując zapowiedzianej wizyty Robert otworzył je niemal natychmiast, ale nikogo za nimi nie było. Wyjrzał na zewnątrz i rozejrzał się w poszukiwaniu nietoperza, lecz na próżno. Za to na ziemi stało spore tekturowe pudło.