Rozdział IV

Zbliżające się wybory nie budziły szczególnych emocji wśród osób lepiej wyksztalconych i bardziej zamożnych. Roland Osioł od kilku lat kierujący Naszą Farmą miał takie osiągnięcia, że trudno byłoby mu przegrać. Dzięki współpracy z innymi farmami Nasza Farma rozwinęła handel, otworzyła bramę pozwalając obywatelom bez przeszkód podróżować za granicę i znacznie się unowocześniła. Przede wszystkim zaś przeciętny mieszkaniec Naszej Farmy stał się dużo bogatszy. Kto chciał pracować, szybko poprawiał poziom swego życia. Kto miał głowę na karku i trochę szczęścia, stawał się bogaty, a jeśli nie bogaty, to przynajmniej żył na przyzwoitym poziomie. W otoczeniu Rolanda Osła panowało przekonanie, że nikt rozsądny nie mógł zaprzeczyć tym faktom. Rządy Rolanda, aczkolwiek w szczegółach nie wszystkim się podobały, to w wymiarze ogólnym niewątpliwie były pasmem sukcesów. Dlatego Osioł prowadził spokojną kampanię wyborczą. W przeciwieństwie do Konstancjusza on nie potrzebował skrzynek po jarzynach, żeby go było widać i nie musiał krzyczeć, żeby jego głos dotarł nawet do najdalszych zakątków szopy.

- Jeżeli zostanę prezydentem, – mówił spokojnie – będę wspierał dalsze innowacje. Zacznę od powiększenia stodoły, żeby przechowywać tam siano na eksport.

- Tej z widłami? - zapytała szara perliczka.

- Tak, właśnie tej.

- Ale panie Rolandzie, przecież to miejsce święte. Naczelnik Konstancjusz odsłonił tam tablicę ku czci brata i zapowiada budowę prawdziwego pomnika, który ma stanąć niedaleko wideł. Chyba nie poważy się pan zburzyć narodowej relikwii, ani jej zbezcześcić zamieniając w magazyn siana?

- Droga pani, – Roland nie podniósł głosu i nie zmienił intonacji – nie zamierzam niczego bezcześcić i nie myślę o usuwaniu wideł czy niedawno odsłoniętej tablicy. Stodoła jednak jest przeznaczona na siano, które kupują od nas wszyscy sąsiedzi, a Nasza Farma bardzo potrzebuje dochodów z eksportu. Dzięki nim rozwijamy nowe technologie, które co prawda kosztują, ale gwarantują znaczącą poprawę warunków życia mieszkańców Naszej Farmy. Niechże stodoła będzie żywym pomnikiem naszego aktualnego rozwoju a nie tylko przypomnieniem przeszłości.

Perliczka nie wyglądała na przekonaną. Potrząsnęła głową i zakłopotana grzebnęła łapą w piasku, ale ostatecznie zebrała się na odwagę.

- Panie Rolandzie, to, przepraszam za słowo, pogwałcenie świętości miejsca tak ważnego dla narodu.

- Przyznaję, miejsce jest ważne i warte upamiętnienia, ale nie jest święte. To scena tragicznego, nieszczęśliwego wypadku. W Naszej Farmie możemy znaleźć co najmniej kilka takich miejsc i, nie przeczę, należy o nich pamiętać, lecz życie toczy się dalej.

Na te słowa poderwał się chudy kaczor.

- To oburzające. Zamordowaliście świętej pamięci prezydenta Jonasza, a teraz chcecie go jeszcze obrazić! Wy go... wy go...

- Chciał pan powiedzieć deprecjonujecie, a może umniejszacie lub poniżacie? - uprzejmie podpowiadał Roland Osioł.

- Tak, tak, właśnie poniżacie – podchwycił chudy, a chwilę później uniósł się jeszcze bardziej.

- Nie drzyj pan ze mnie łacha! - wykrzyknął – cholerny inteligent!

- A poza tym Jonasz nie był prezydentem a jedynie kandydatem – dodał Roland.

- Dla mnie tylko on był prawdziwym prezydentem!

Na szczęście do akcji wkroczyła starsza perliczka i uspokoiła rozognionego kaczora.

- Szanowni państwo - zwróciła się w stronę zebranych – jestem profesor Zofia, znawczyni literatury narodowej, a specjalizuję się w poezji farmerskiej. Pragnę zaznaczyć, że występujący przede mną pan Apoloniusz co prawda w dość bezpośredni sposób, ale ze wszech miar słusznie wyraził to, o czym wie każdy zacny mieszkaniec Naszej Farmy, każdy, kto jest prawdziwym Naszym i szanuje tradycyjne wartości jak uczciwość, prawda, rodzina, patriotyzm. Komisja pana Gąsiora, w której mam zaszczyt zasiadać jako specjalistka, ustaliła bez najmniejszych wątpliwości, że świętej pamięci Jonasz zginął w wyniku zamachu.

Prez salę przebiegł śmieszek, ale pani profesor tylko zgromiła kpiarzy surowym spojrzeniem i kontynuowała z wielką pewnością siebie.

- Na łapach świętej pamięci Jonasza stwierdzono ślady amoniaku, a to oznacza, że zamachowcy użyli podciśnieniowej bomby azotowej.

Przerwała na chwilę, jakby chciała zwiększyć napięcie.

- To nowatorska broń, która jest niewidzialna ze względu na podciśnienie na poziomie molekularnym, co powoduje, że światło nie załamuje się, ani nie odbija od powierzchni takiego obiektu. Bomba azotowa pozostaje niewidzialna i niewykrywalna do chwili, gdy imploduje, czyli wybuchnie do wnętrza i zassie otaczające ją powietrze. To właśnie wytrąciło drabinę spod świętej pamięci Jonasza, a jedynym śladem zabójstwa był amoniak na jego płetwach.

- Czy ktoś widział tę bombę? - padło pytanie z sali.

Profesor Zofia uśmiechnęła się z wyższością.

- Pan chyba nie słuchał, lub raczej nie zrozumiał, kiedy tłumaczyłam, że bomba azotowa jest niewidzialna.

- A może amoniak to po prostu produkt rozpadu moczu? - drążył krytyk ustaleń komisji Gąsiora.

- Skąd miałby pochodzić ten hipotetyczny mocz?

- A skąd bierze się mocz na łapach kaczora? - zapytał żartowniś.

Część zebranych wybuchnęła śmiechem, ale niektórzy poczuli się obrażeni, zaczęli buczeć i gwizdać. W tym momencie kilka osób wyszło ze spotkania.

Apoloniusz został i z uwagą wpatrywał się w kota, który pozwalał sobie na te nieprzystojne żarty.

- Czy tchórz, który obraża zmarłych i się nie przedstawia może być wiarygodny? - rzucił prowokacyjnie.

- Jestem Edward, – powiedział kot – przewodniczący Stowarzyszenia Wolnych Zwierzaków.

- To by pasowało – mruknął Apoloniusz pogardliwie kręcąc głową.

Spotkanie z Rolandem Osłem potoczyło się dalej utartym trybem, czyli było trochę nudne, trochę

o niczym, ale upewniło jego zwolenników, że Nasza Farma ma się świetnie. Kontynuacja rządów dotychczasowego prezydenta była niemal pewna i jak najbardziej pożądana, by zagwarantować dalszy rozwój Naszej Farmy.

Robert i Berenika wyszli nieco znudzeni, lecz wiedzieli doskonale, że zagłosują właśnie na niego. W końcu w polityce nie chodzi o to, żeby było ciekawie. Konkurentem aktualnego prezydenta był niewątpliwie bardzo ciekawy czy raczej specyficzny Konstancjusz tytułujący się Naczelnikiem. Z jednej strony był trochę zabawny a z drugiej mocno irytujący jako przywódca Ptaszystów z jego dziwacznymi koncepcjami żywcem wyjętymi z podręcznika historii. Nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł traktować poważnie ani Konstancjusza, ani tego, co wygadywał. Tak przynajmniej sądzili ci, których Naczelnik nazywał łże-inteligencją.

Należeli do nich też Berenika i Robert. Zamiast dalszego wysłuchiwania wzajemnych obelg i oskarżeń uczestników politycznego sporu wybrali się na spacer. Kurza para przez ponad godzinę wolno przemierzała pustawe o tej porze ulice i właściwie już zapomniała o wiecu. Cieszył ich widok zadbanych, najwyraźniej dobrze prosperujących chlewików i stajni. W kuźni zobaczyli sprowadzone niedawno z zagranicy mechaniczne młoty trzykrotnie sprawniejsze od tradycyjnych ręcznych. Na koniec zaś dotarli do niedawno wyremontowanego kurnika, w którym Robert nadzorował elektryczny system zasilania inkubatorów.

- Patrz – Berenika zwróciła uwagę męża na grupę stojącą przed kurnikiem – tam się coś dzieje.

Kiedy podeszli bliżej, okazało się, że kaczki, gęsi i kury zorganizowały wiec poparcia dla Konstancjusza pod hasłem Dziobem do przodu wyartykułowanym na dużym transparencie. Właśnie skończyły śpiewać ptaszystowski marsz pod tym samym tytułem, a znany już Berenice chudy kaczor Apoloniusz wchodził na zaimprowizowane podwyższenie, żeby wygłosić mowę. Najwyraźniej też opuścił wiec Rolanda Osła. Przekonywał, że wszystkie ptaki powinny się zjednoczyć, aby przełamać dominację świń.

- Dziób jest lepszy od zębów, a skrzydła są lepsze od łap – czytał z dużej kartki – oto istota ptaszyzmu.

- A co z kopytami? - zapytał wysoki kurczak oparty o ścianę.

- Jak to z kopytami? - nie zrozumiał Apoloniusz – A... no tak... no wiesz... kopyta... kopyta... no kopyta są gorsze niż ptasie pazury.

Po rozwiązaniu zagadnienia kopyt Apoloniusz wrócił do kartki i znów zaczął głośno czytać.

- Nasz Naczelnik poprowadzi wszystkie ptaki do zwycięstwa. Dzięki niemu wstaniemy z kolan i odzyskamy należne nam miejsce, które podstępnie zajęły świnie. Nasza Farma nie powinna być dalej rządzona przez świnie i osły. Wstępujcie do ruchu Ptaszystów i głosujcie na Naczelnika Konstancjusza! On jest naszą gwarancją na przyszłość.

- Tak nam dopomóż błogosławiona Anime – zawołał Czarny Gawron, reprezentant Dostojnego Białego Indyka, a zebrani odpowiedzieli zwyczajowym anim.

- Pozbędziemy się wykształciuchów – skandował Gawron.

- Anim!

- Oczyścimy nasze serca i umysły z wrogich pseudowartości.

- Anim!

- Wyzwolimy Naszą Farmę z jarzma fałszywych proroków przybywających z obcych farm.

- Anim! - odpowiedział tłum.

Wtedy na podwyższenie weszła Matylda. Złożyła głęboki ukłon Czarnemu Gawronowi i uniesieniem prawego skrzydła powitała zebranych. Przez kilka minut mówiła o coraz trudniejszej sytuacji prawdziwych Naszych w Naszej Farmie. Ostrzegała, że młodzież odchodzi od tradycji, bo karmiona w szkole oszukańczymi ideami porzuca to, co najświętsze.

- Ale za te błędy płacimy my wszyscy, – powiedziała ze smutkiem – a kara już bliska. Nasza Farma stacza się w otchłań zepsucia moralnego, co doprowadzi do upadku gospodarki.

- Już wznosi się karzący miecz nad nasze głowy – dodał Czarny Gawron.

Słuchacze zamarli przejęci grozą.

- Przedwieczna Anime kocha nas, ale oczekuje posłuszeństwa, a krnąbrnych ukarze bez litości.

- Nadchodzi koniec świata – pisnął Apoloniusz.

- Ale jest ktoś, kto nas ocali i poprowadzi w świetlaną przyszłość – uroczyście ogłosiła Matylda.

- Oto on – nasz Naczelnik, który przejdzie kiedyś do historii jako Konstancjusz Wielki.

W tym momencie ku zaskoczeniu wszystkich zebranych nagle pojawił się sam Konstancjusz. Zdawało się, że przyszedł znikąd, chociaż w rzeczywistości stał dotąd niezauważony za plecami Matyldy i Czarnego Gawrona. Nieco kołyszącym ale pewnym krokiem wystąpił przed innych witany oklaskami. Omiótł spojrzeniem wszystkich i władczo uniósł skrzydła w geście powitania, czym pobudził widownię do głośniejszego aplauzu. Kiedy je opuścił, oklaski umilkły.

- Witam was, moi kochani - zaczął – Dość już powiedziano tutaj o upadku naszej ojczyzny w skutek nieodpowiedzialnych rządów złodziejskiego układu pana Osła i jemu podobnych. Nie ma wątpliwości: trzeba zmiany, ale nie takiej, jaka przytrafiła się nam kilka lat temu. Tamta dała władzę zdominowanemu przez świnie układowi, który obrabował i zrujnował Naszą Farmę. Teraz musimy przekręcić kompas nadający kierunek wydrzeniom, żeby skierować naszą ojczyznę na właściwe tory. Ogłaszam początek akcji Dobry Przekręt.

Aplauz.

- Osoby wykluczone, oszukane i obrabowane przez świńską Wielką Zmianę odzyskają godność, a winni zostaną ukarani, kiedy zwycięży Dobry Przekręt.

Konstancjusz na chwilę przerwał dając słuchaczom czas na kolejny wybuch entuzjazmu.

- Te wszystkie wykształciuchy, produkty chorej edukacji z jakimiś dyplomami i kolaboranci świń to gorszy sort mieszkańców Naszej Farmy wyzuty z patriotyzmu i wszelkiej godności. Trzeba ich usunąć jak chore wrzody, żeby uwolnić zdrową tkankę Narodu Naszego czyli prostych robotników rolnych, kury domowe, pracowite nioski i gęsi ofiarnie dostarczające pierza. Oni są lepsi od łże-inteligencji, bo nie zostali skażeni niby-edukacją.

- Precz z niby-inteligencją! Niech żyje Naród Naszej Farmy, niech żyją Nasi! - zawołał Apoloniusz.

Konstancjusz uśmiechnął się i znów zabrał głos.

- Zwracam się do was, zapomniani, poniżani obywatele Naszej Farmy. Wstańcie z kolan i weźcie sprawy w swoje ręce, a ja wam pomogę. Dotychczasowi panowie Naszej Farmy troszczyli się tylko o siebie. To może się skończyć, lecz tylko od was zależy, czy tak się stanie po wyborach. Jeżeli ja zostanę prezydentem, Dobry Przekręt wejdzie w życie i każda rodzina co miesiąc będzie otrzymywała dodatkową miskę żywności na każde dziecko. Program Miska Plus da szansę ubogim wielodzietnym rodzinom.

- Skąd weźmiemy tyle żywności? - zapytał Robert.

- Zapewniam wszystkich, że magazyny są pełne, chociaż świnie mówią inaczej. Stać nas na dobrobyt każdego dziecka w Naszej Farmie.

- Ale nie ma dokładnych obliczeń? - naciskał Robert.

Wokół nazbyt dociekliwego koguta zrobiła się nieprzyjemna atomosfera. Ktoś rzucił niechętny komentarz, padła nawet groźba.

- Tak właśnie mówią zausznicy Rolanda Osła, świnie i zadufane w sobie koty z rządzącego układu - stwierdził Konstancjusz – Czemu pan jako ptak popiera ich kłamstwa?

Przez chwilę przyjrzał się Robertowi, a potem machnął lekceważąco skrzydłem.

- Niestety, nawet niektóre ptaki uległy świńskiej propagandzie. Masz kolego jeszcze trochę czasu, ale kiedy Ptaszyści będą rządzić Naszą Farmą, tobie podobni odpowiedzą za zdradę.

- Za CO? - Robert z niedowierzaniem patrzył na Konstancjusza.

- Musimy oczyścić Naszą Farmę z takiego elementu.

Po tych słowach Berenika i Robert uznali, że nie ma dla nich miejsca na ptaszystowskim wiecu.

Dopiero wieczorny serwis informacyjny jak zwykle obsługiwany przez niezawodną Srokę przekonał Berenikę i Roberta, że wiec przed kurnikiem opuścili trochę za wcześnie. Po ich wyjściu bowiem Naczelnik ujawnił tyleż interesujące, co zaskakujące szczegóły Dobrego Przekrętu. Obiecana przez Naczelnika Ptaszystów comiesięczna dodatkowa miska żywności na każde dziecko w rodzinie nie będzie ograniczana tylko do ptasich rodzin. Wszyscy obywatele Naszej Farmy są równi, więc wszystkie dzieci w Naszej Farmie otrzymają pomoc od rządu. Nie będzie żadnych ograniczeń. Wsparcie dostaną ptaki, ale też owce, konie, osły a nawet świnie. Jeżeli w rodzinie jest jedno dziecko, będzie jedna miska dodatkowa, jeżeli dwoje – dwie miski, a jeżeli dobra Anime dała dzieci dziesięcioro, rząd wspomoże taką rodzinę dziesięcioma miskami.

- Konstancjusz chce zrujnować gospodarkę. – wołała Sroka latając nad zabudowaniami farmy – To, co wszyscy wypracowaliśmy, on planuje rozdać! Grozi nam ekonomiczna zapaść, twierdzą członkowie Rady Finansów. Z ich inicjatywy w budynku tłoczni oleju jutro o zachodzie słońca odbędzie się publiczna debata na temat nieprzemyślanych projektów Konstancjusza. Przyjdźcie, żeby ocenić zagrożenie i zapobiec szaleństwu, za które zapłacimy my wszyscy.

Brenika nie była jednak zainteresowana.

- Mnie nie trzeba przekonywać, – stwierdziła – Bez debaty wiem, ile są warte pomysły małego Naczelnika. Szkoda mi czasu na tego pana.

W tej sytuacji Robert, który nie lubił chodzić sam uznał, że też nie pójdzie. Ograniczył się do przeczytania ogłoszenia zawieszonego na głównym podwórzu, gdzie znalazła się lista organizatorów oraz prowadzących debatę. Honorowym przewodniczącym był Roland Osioł, a organizatorzy to członkowie Rady Finansów: Maciej de Kott, świnia Bernadeta i kot Paweł. Poza tym swój udział zgłosiły tak szacowne osoby jak sędzia Knur, kot Edward reprezentujący Stowarzyszenie Wolnych Zwierzaków oraz kogut Leopold, dowódca sił zbrojnych Naszej Farmy. To oznaczało, że debata zapowiada się interesująco. Na dole plakatu widniał niewielki dopisek informujący, że mimo zaproszenia na spotkanie nie przyjdzie ani Naczelnik Konstancjusz, ani żaden inny oficjalny reprezentant Ptaszystów, ponieważ nie zamierzają uczestniczyć w „tego rodzaju wydarzeniach”. To oznaczało, że nie będzie prawdziwej dyskusji i ostatecznie przekonało Roberta, że nie warto iść, żeby usłyszeć to, co i tak wiedział.