Wstęp
Archeologia jako język społecznej komunikacji i edukacji.
Wbrew pozorom odkrycie naukowe to nie tylko dzieło badacza zaspokajającego swoją ciekawość i powiększenie naszej wiedzy o świecie, ale też złożony proces psychologiczny, społeczny i kulturowy.
Oczywiście, dla badacza zajmującego się konkretną dziedziną chęć wyjaśnienia określonego zjawiska jest wystarczającym powodem, żeby podjąć badania. Za każdym odkryciem zawsze stoją konkretni ludzie z ich indywidualnymi cechami, ich osobistym losem i określoną postawą życiową wyrażającą się między innymi w chęci zrozumienia rzeczywistości czyli nadania tej rzeczywistości sensu. Nie chodzi bowiem o proste powiększanie puli zgromadzonych informacji. Informacje mają wartość, kiedy umysł układa je w wewnętrznie powiązaną, możliwie spójną całość, bo tylko wtedy można mówić o ich sensie. Odkrywanie polega na dostrzeganiu relacji, zależności oraz związków między obserwowanymi zjawiskami, a zarazem jest odbiciem osobowości człowieka, który potrafi dostrzec i nadać znaczenie zjawiskom. To zaś sugeruje, że odkrycie zmienia sposób myślenia i postrzegania rzeczywistości i może znacząco wpływać na światopogląd odkrywcy oraz tych, którzy się z odkryciem zetkną.
Należy jednak pamiętać, że każdy badacz, nawet najbardziej samodzielny w myśleniu i działaniu, nie jest i nie może być całkowicie niezależnym twórcą nauki. Przede wszystkim należy do społeczeństwa, które go ukształtowało. Otrzymał określone wykształcenie w sensie intelektualnym i poznawczym oraz wychowanie, które umiejscowiło go w danej społeczności i zorientowało wobec świata zewnętrznego. Nawet jeżeli porzucił życie we wspólnocie na rzecz samotnictwa, jego decyzja była rezultatem wcześniejszych doświadczeń społecznych, a on sam nadal niesie w sobie idee, które mu wpojono w procesie kształcenia i wychowania. To oznacza, że każdy – w tym również działający w pojedynkę – badacz przystępujący do rozwiązywania stojącego przed nim problemu ma do dyspozycji wiedzę i metodologię wypracowane przez innych. Nauczył się określonej nomenklatury, poznał przyjęte dotychczas zasady myślenia i sformułowane wcześniej teorie lub przynajmniej hipotezy. Dzięki temu nie musi zaczynać swojej pracy od zera, lecz od tego miejsca, do którego doszli jego poprzednicy. To jest istota dziedziczenia społecznego i podstawowy mechanizm decydujący o specyfice rozwoju kulturowego w porównaniu do rozwoju biologicznego. Nauka jest instytucją społeczną, czyli podlega dziedziczeniu społecznemu.
Co więcej, nawet jeżeli genialny myśliciel samodzielnie dokona fundamentalnego odkrycia, lecz zachowa je dla siebie, jego praca będzie praktycznie bezużyteczna. Niestety, w takim wypadku wkład nawet najbardziej odkrywczego geniusza w rozwój nauki jest zerowy, ponieważ pojedynczy uczony to pracownik nauki, który dokłada swoją pracę do ogólnej puli wiedzy i już wypracowanych naukowych koncepcji. W dodatku badacz musi posługiwać się konwencjonalnym i możliwie zobiektywizowanym językiem, który zawiera ściśle określone i zrozumiałe dla innych pojęcia, językiem, w którym są formułowane pytania i w którym – w miarę możności – powinny mieścić się odpowiedzi na te pytania. Jeżeli jednak dany myśliciel swoje idee wyraża w subiektywnych kategoriach nieprzekładalnych na pojęcia zrozumiałe dla innych i poddające się weryfikacji, nie można uznać ich za naukowe.
Oczywiście, bywają odkrycia wymykające się opisowi w ramach wcześniejszych konwencji i wymagające wypracowania nowych pojęć. W takich wypadkach można mówić o przełomie, lub – zgodnie z koncepcją amerykańskiego filozofa Thomasa S. Kuhna (1922-1996) – o zmianie paradygmatu czyli o zmianie założenia fundamentalnego dla określonej dziedziny naukowej lub nawet dla całej nauki. Trzeba jednak zaznaczyć, że nowy paradygmat i związane z nim nowe pojęcia muszą spełniać wymóg weryfikowalności. To oznacza, że muszą być zobiektywizowane w stopniu wystarczającym, aby na danym etapie rozwoju nauki można było je poddać krytycznemu badaniu, lub nawet – idąc za wskazaniami austriackiego filozofa Karla R. Poppera (1902-1994) – podać warunki ewentualnej falsyfikacji przyjętych założeń. Dzieje archeologii wyraźnie pokazują, że kolejne odkrycia i następujące po sobie interpretacje to nie tylko powiększanie naszej wiedzy jako społeczeństwa i zaspokajanie ciekawości poszczególnych badaczy. Jest to również zmiana systemu pojęć i wartości oraz sposobu ich wyrażania, a także odrzucenie dawnych wyobrażeń uznanych za fałszywe. Tak kształtuje się język zrozumiały w danym społeczeństwie na danym etapie rozwoju i używany w określonej dziedzinie do chwili, gdy nowe odkrycia wprowadzą nowe pojęcia i wszystko po raz kolejny zmienią.
Archeologia podlega tym samym prawom jako jeden z wielu języków społecznej komunikacji. Wraz z pogłębiającą się wiedzą archeologiczną zmienia się samoświadomość społeczeństw, upadają pewne mity, a czasem rodzą się niestety nowe. Wystarczy przypomnieć, w jaki sposób oświeceniowi uczeni próbowali wyjaśniać pochodzenie wielkich konstrukcji w Avebury czy Stonehenge. W tym czasie megalityczne budowle nie były powszechnie znane i budziły zainteresowanie zaledwie wąskiej grupy intelektualistów. W XX wieku zaś dzięki książkom, prasie i innym mediom kamienne kręgi stały się elementem kultury popularnej i weszły do katalogu pojęć języka codziennego. W wyniku niemal trzystu lat pracy badawczej wykonanej przez pokolenia uczonych dokonał się też zasadniczy przewrót w myśleniu o Avebury i Stonehenge. W XVIII wieku megality postrzegano jako twory tajemniczej rasy olbrzymów lub ewentualnie druidów uznawanych za prehistorycznych mędrców i magów. Dziś już wiemy, że megality są dużo starsze, niż sądzono, a ogromne kamienie transportowali i obrabiali ludzie bardzo podobni do nas, nie mityczne olbrzymy. Co prawda rozmaici fantaści nadal snują bałamutne opowieści o tajemniczych zaginionych cywilizacjach lub wręcz kosmitach, którzy mieli rzekomo budować gigantyczne konstrukcje i na Wyspach Brytyjskich, i w wielu innych miejscach na naszej planecie. Jednak wbrew tym dziwacznym koncepcjom wyniki rzetelnych badań archeologicznych stopniowo przenikają do powszechnej świadomości. Przekształcają nasze widzenie świata i nas samych.
Dzięki ustaleniom archeologów uczymy się szacunku dla przodków, których kiedyś uznawaliśmy za skrajnie prymitywnych, lub odwrotnie za dużo mądrzejszych od nas, których wiedza miała rzekomo przekraczać to, co wiemy dzisiaj. Warto przy tym zauważyć, że zmiana perspektywy jest w dużym stopniu tożsama ze zmianą języka. Dzięki pracy zapaleńców-amatorów i zawodowych archeologów poznaliśmy dawno zaginione kultury, związane z nimi pojęcia i przekonaliśmy się, że wbrew pozorom są nam zaskakująco bliskie. Tymi samymi słowami możemy dziś opowiadać o neandertalczyku i o nas. Tymi samymi pojęciami opisujemy jego motywacje i nasze, chociaż jeszcze kilkadziesiąt lat temu neandertalczyk jawił się jako brutalny małpolud. Archeologia uprzytomniła nam, ile elementów naszego współczesnego świata powstało setki lub nawet tysiące lat temu i nadal trwa. Dzięki tej wiedzy możemy się poczuć częścią długiego procesu ewolucji biologicznej i kulturowej.
Co ciekawe, koncepcje wypracowane przez archeologów aż nazbyt często dają się odnieść bezpośrednio do współczesności nie tylko w wymiarze poznawczym, ale także etycznym. Ofiary wojen i masowych rzezi dokonywanych w imię mniej lub bardziej wzniosłych idei to chleb powszedni archeologów. Może należałoby wyciągać wnioski z odkrywanych przez nich masowych grobów i pobojowisk sprzed stuleci? Czy rzeczywiście tysiące ofiar coś zmieniły? Czy warto było prowadzić wyniszczające wojny? Może załamanie dawnych kultur, na przykład Majów, Krety czy Wyspy Wielkanocnej, powinno być wskazówką lub wręcz przestrogą dla nas reprezentujących zaawansowaną cywilizację techniczną? Katastrofalne wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, zmiany klimatu czy wyniszczanie przez rabunkową gospodarkę całych ekosystemów występowały w przeszłości i nadal nam zagrażają.
Archeologia pokazuje, że w istocie niewiele się zmieniliśmy, wciąż podlegamy siłom natury i przynajmniej przez kilka ostatnich tysiącleci działają w zasadzie identyczne mechanizmy społeczne. Jesteśmy bardzo dumni z ogromnego postępu technologii, lecz dwunogi naczelny wyposażony dzisiaj w energię nuklearną myśli niestety tak samo, jak myślał kiedyś mając w ręku kamienny pięściak.