Pitekantrop - małpolud Eugène’a Dubois (1891 r.)
Poligenizm, „brakujące ogniwo”, Spy, Trinil, Mauer, chłopiec z Nariokotome nad jeziorem Turkana, Olduvai, Czukutien i sinantrop, Atapuerca, morskie podróże, Flores, Gavdos, Kreta, Gibraltar, Linia Moviusa, Longuppo, kromaniończyk, DNA mitochondrialne, Projekt genograficzny, mutacje i „datowanie genetyczne”, gatunki człowieka
Kiedy holenderski naukowiec Marie Eugène François Thomas Dubois (1858-1940) mówił, że według niego człowiek pochodzi z południowej Azji, wzbudzał niedowierzanie, a czasem nawet spotykał się z lekceważącym wzruszeniem ramion, którym zbywano niepoważne fantazje. W drugiej połowie XIX wieku, po odkryciach Johanna Fuhlrotta (1856 r.) i Williama Kinga (1863-1864 r.), nauka znała już neandertalczyka z Europy, lecz poza nim nie dysponowała żadnymi śladami innych hominidów, więc mówienie o hipotetycznych przodkach człowieka w Azji było jedynie przypuszczeniem. Co prawda również Darwin odrzucał europejskie pochodzenie rodzaju Homo, utrzymując, że kolebką człowieka jest Afryka, ale jego przekonanie nie miało oparcia w jakichkolwiek materialnych dowodach. W konsekwencji poważni naukowcy opierający się na danych empirycznych zazwyczaj Europę uważali za praojczyznę ludzi, chociaż współczesne małpy człekokształtne występowały w Afryce i południowej Azji. Należy poza tym pamiętać, że w roku 1836 Édouard Lartet właśnie w Europie odnalazł szczątki kopalnej małpy człekokształtnej z rodzaju Pliopithecus, która przypominała gibona. Wskazanie na Europę wydawało się więc jak najbardziej uzasadnione.
Dubois miał jednak nie tylko gruntowne przyrodnicze wykształcenie i krytyczny umysł, ale też niebywały upór oraz intuicję, która w dziejach nauki nader często okazywała się ogromnie użyteczna (Shipman, 2002). Ciekawość świata przejął od swego ojca Jeana Duboisa, który był aptekarzem i wójtem wsi Eijsden w holenderskiej prowincji Limburg tuż przy granicy z Belgią i Niemcami. Pod wpływem ojca Eugène rozwijał zainteresowania naukami przyrodniczymi. Jako dziecko zwiedzał okoliczne wyrobiska po kamieniołomie wapieni w masywie Sint-Pietersberg (Montagne Saint-Pierre), gdzie zbierał skały, rośliny, muszle, kości i owady. Przez krótki czas uczęszczał do szkoły w Roemond, gdzie zapoznał się z teorią doboru i ewolucji Darwina przedstawianą podczas wykładów niemieckiego biologa i geologa Karla Vogta (1817-1895), zwolennika poligenizmu, według którego poszczególne formy współczesnego człowieka miały się wywodzić od różnych małp człekokształtnych. Na młodym Dubois wykłady znanego uczonego zrobiły duże wrażenie i niewątpliwie wpłynęły na jego decyzję o kierunku dalszego kształcenia. Eugène nie chciał bowiem iść w ślady ojca i zostać farmaceutą, lecz wybrał karierę lekarza. W roku 1877 wstąpił na Uniwersytet w Amsterdamie, gdzie studiował do roku 1884, uzyskując stopień magistra medycyny. Do tego czasu rozpoczął karierę wykładowcy akademickiego, choć sam nie przestał się uczyć. W latach 1881-1887 studiował anatomię porównawczą, a pod wpływem słynnego niemieckiego biologa ewolucjonisty i zwolennika poligenizmu Ernsta Haeckela (1834-1919) zainteresował się kwestią formy pośredniej między człowiekiem i małpą.
Silnym impulsem dla Eugène’a Dubois było odkrycie szczątków dwojga neandertalczyków w belgijskiej miejscowości Spy w roku 1886. Pod wpływem tej wiadomości badacz rozpoczął poszukiwania na własną rękę w prehistorycznej kopalni krzemienia w Henkeput na południu Holandii, gdzie natrafił na kilka ludzkich czaszek z neolitu. Jednak jego najsłynniejsze odkrycie miało dopiero nadejść i wiązało się ze wstąpieniem do holenderskiej armii w roku 1887. Dubois chciał w ten sposób dostać się do Holenderskich Indii Wschodnich czyli Indonezji. Wkrótce przeniósł się z żoną i małą córką na drugą półkulę. Wbrew niedowierzaniu uczonych był przekonany, że właśnie tam znajdzie to, czego szukał czyli brakujące ewolucyjne ogniwo między małpą i człowiekiem. Przez 8 lat pracował potem jako wojskowy lekarz, a jednocześnie zajmował się wytrwałym poszukiwaniem śladów hipotetycznego praprzodka. Badał rzeczne skarpy, jaskinie i skalne zapadliska, gdzie można się było spodziewać prehistorycznych szczątków. Początkowo pracował na Sumatrze, a potem przeniósł się na Jawę czyli centralną wyspę holenderskiej kolonii. I właśnie na wschodzie Jawy w Trinil nad rzeką Solo znalazł to, czego szukał. W roku 1891 natrafił na górną część czaszki i kość udową przypominające kości ludzkie. Początkowo sądził, że ma do czynienia z dwunożną małpą podobną do szympansa. Szczegółowe badania nie pozostawiały jednak jakichkolwiek wątpliwości, że chodziło o istotę bardzo bliską człowiekowi, a zarazem wykazującą cechy ewidentnie małpie. Na tej podstawie Dubois zdecydował, że odnalazł słynne „brakujące ogniwo”, hipotetycznego małpoluda stojącego na granicy między zwierzęcością i człowieczeństwem. Dlatego też nazwał odkryty przez siebie gatunek Pithecanthropus erectus, co oznacza małpoluda wyprostowanego. Pierwszą część nazwy zapożyczył od E. Haeckela, który jeszcze przed odkryciem kości na Jawie nazwał hipotetyczną istotę Pithecanthropus alalus czyli małpoludem niemym, który nie posiadł sztuki mówienia.
Dopiero po odkryciu australopiteków (1924 r.) domniemany małpolud z Jawy okazał się człowiekiem z Jawy dużo bliższym współczesnemu człowiekowi, niż sądził Dubois, więc wprowadzono nazwę Homo erectus czyli człowiek wyprostowany. Zarówno Dubois, jak i jego współcześni oraz Darwin uważali, że postawa dwunożna jest szczególną cechą nieznaną u naczelnych poza człowiekiem, a zarazem była czynnikiem decydującym o hominizacji, ponieważ uwalniając ręce umożliwiła wytwarzanie i używanie narzędzi, co oznaczało rozwój kultury typowej dla ludzi. Stąd tak mocno podkreślali wyprostowanie pitekantropa. Wbrew temu założeniu późniejsze odkrycia pokazały, że dwunożność u człowiekowatych pojawiła się na długo przed użyciem narzędzi (przynajmniej kamiennych) i przed powstaniem samego człowieka.
Dubois triumfalnie wrócił do Europy w roku 1895, żeby objechać ważniejsze ośrodki naukowe z serią wykładów na temat kości z Jawy i pokazać uczonym, że jego pitekantrop był faktycznie brakującym ogniwem. Niestety, ku swojemu rozczarowaniu przekonał się, że świat nauki nie przyjmuje jego rewelacji nazbyt entuzjastycznie. Co prawda antropolodzy i archeolodzy byli bardzo zainteresowani, ale niekoniecznie odpowiadały im daleko idące wnioski odkrywcy. Dla ogromnie ambitnego i nieco zadufanego w sobie Eugène’a Dubois to był poważny cios. Obrażony na zbyt krytycznych naukowców postanowił zrezygnować z dalszych prób ich przekonywania, a jednocześnie w swoistym akcie zemsty uniemożliwił im badanie zebranego materiału. W ten sposób cenne obiekty pozostały poza zasięgiem uczonych przez ponad 20 lat, co dodatkowo zwiększało wątpliwości antropologów i było poważnym argumentem dla krytyków.
Z drugiej jednak strony akademicy w końcu docenili wysiłki i osiągnięcia Eugène’a Dubois. W roku 1897 badacz otrzymał doktorat z zoologii i botaniki od Uniwersytetu w Amsterdamie oraz kilka innych tytułów, chociaż na stanowisko profesora na wspomnianym uniwersytecie musiał czekać jeszcze dwa lata.
Dopiero po roku 1923, kiedy pod naciskiem środowiska naukowego, Dubois udostępnił czaszkę pitekantropa do badań, większość specjalistów uznała wagę odkrycia na Jawie. Jednak dla samego odkrywcy było już w pewnym sensie za późno. Pozostał obrażony na krytyków, a ostatnie lata życia spędził stroniąc od ludzi, rozgoryczony i przekonany o niesprawiedliwości świata.
Tymczasem inni uczeni dokonali odkryć, które pozwoliły umiejscowić pitekantropa w szerszym kontekście (Kleibl, 1981; Lewin, 2002). W roku 1907 w żwirowni w miejscowości Mauer koło Heidelbergu w Niemczech odnaleziono żuchwę jeszcze nieznanej istoty ludzkiej. Rok później żuchwę zbadał i opisał niemiecki antropolog Otto Schöttensack (1850-1912) i uznał, że należała do Homo heidelbergensis. Potem kolejne stanowiska ze środkowej Europy pozwoliły dokładniej ocenić stopień rozwoju człowieka z Heidelbergu. Rozmiary i kształt czaszki wskazywały wyraźnie, że ta forma była bardziej zaawansowana w stosunku do jawajskiego pitekantropa i bliska neandertalczykowi, co doprowadziło do konkluzji, że neandertalczyk wywodził się prawdopodobnie z form spokrewnionych z człowiekiem z Heidelbergu. Była to istota mająca czaszkę o pojemności przekraczającej 1000 cm3, żyjąca w dobrze zorganizowanych grupach, tworząca uporządkowane obozowiska, w ramach których istniały wydzielone miejsca do wytwarzania narzędzi, do ćwiartowania mięsa zwierząt i paleniska. Odkryto też umocnione kamieniami brzegi rzek, co miało prawdopodobnie zapobiegać zalewaniu obozu i ułatwiało dostęp do wody. Tak więc w stosunku do pitekantropa z Jawy, który miał mózg o pojemności od ponad 700 do ponad 900 cm3 była to istota dużo inteligentniejsza i lepiej zorganizowana. Można powiedzieć, że człowiek z Jawy i człowiek z Heidelbergu to dwa skrajne stadia rozwojowe jednego gatunku praczłowieka, który okazał się szeroko rozprzestrzeniony i mocno zróżnicowany na lokalne rasy.
Wszystko zaczęło się we wschodniej Afryce ok. 2 milionów lat p.n.e., kiedy z australopiteków wyodrębniły się pierwsze populacje praczłowieka. W roku 1959/1960 Louis S. B. Leakey i Mary Leakey jako pierwsi odkryli ich ślady w wąwozie Olduvai (Tanzania) datowane na 1,25 miliona lat. Naukową sensację wywołały też szczątki chłopca z Nariokotome nad jeziorem Turkana w Kenii odnalezione w roku 1984 przez słynnego poszukiwacza kopalnych hominidów Kamoyę Kimeu pracującego w zespole Richarda Leakeya, syna Louisa i Mary. Szkielet chłopca datowany na ok. 1,5 miliona lat był niemal kompletny, co zdarzało się niezmiernie rzadko.
Co prawda australopiteki jeszcze przez ponad 800 tysięcy lat współistniały z praludźmi, lecz ostatecznie wymarły, ustępując inteligentniejszej i bardziej zaawansowanej technicznie afrykańskiej formie praczłowieka nazwanej Homo ergaster. Pojemność mózgoczaszki praczłowieka oscylowała od ok. 750 do ponad 1000 cm3. Na ogół osiągał wzrost ponad 150 cm, a czasem zbliżał się do 180. Wytwarzał kamienne narzędzia poprzez dwustronne otłukiwanie kamienia oraz stosował pięściaki czyli kamienie z zaostrzonym końcem służącym do pracy (cięcie, uderzanie) i drugim zaokrąglonym pasującym do dłoni. Technika dwustronnej obróbki kamieni pozwoliła archeologom wyróżnić kulturę aszelską. Pojawiły się domostwa wkopane częściowo w ziemię i przykrywane gałęziami, Praczłowiek żywił się roślinami, ale też polował i łapał ryby. Znane są również dowody kanibalizmu.
Homo ergaster zaczął stosować ogień (południowoafrykańskie stanowisko Swartkrans sprzed ponad miliona lat). Ten fakt jest trudny do przecenienia, ponieważ ogień pozwalał nie tylko chronić się przed chłodem i odstraszać drapieżniki, ale przede wszystkim obrabiać żywność. Wartość kaloryczna jedzenia zależy od możliwości przyswojenia substancji odżywczych. Zwierzęta roślinożerne używają do tego solidnych zębów zdolnych rozetrzeć twarde liście czy trawę, mają długie jelito, w którym pokarm roślinny jest powoli rozkładany, a przeżuwacze wytworzyły specjalne żołądki, gdzie pokarm jest poddawany kilkuetapowej obróbce i fermentacji. To wszystko wymaga oczywiście czasu i wysiłku. Dlatego roślinożercy większość czasu spędzają na jedzeniu i mają długie jelita. Najwyżej rozwinięte naczelne wyspecjalizowały się w jedzeniu owoców, które są bardziej kaloryczne od liści i na ogół łatwiej strawne, ale i te zwierzęta muszą kilka godzin dziennie poświęcić na jedzenie. Nawet szympansy, które od czasu do czasu polują na mniejsze małpy i zjadają ich mięso, nie robią tego zbyt często, ponieważ polowanie jest niepewne i wymaga ogromnych nakładów energii. Szympansie polowanie nie trwa więc dłużej niż pół godziny, bo w przypadku niepowodzenia zabraknie dnia na uzupełnienie braków energetycznych. Tymczasem obróbka cieplna za pomocą ognia rozbija duże cząstki wielocukrów i białek zawarte w pokarmie, umożliwiając ich przyswojenie. To oznacza, że z tego samego pożywienia po upieczeniu lub ugotowaniu można uzyskać dużo więcej energii niż na surowo. Praludzie, którzy to odkryli nagle zwielokrotnili ilość dostępnej energii bez dodatkowego wysiłku. Dało im to sporo wolnego czasu, który mogli poświęcić czynnościom innym niż jedzenie. To pozwoliło rozwijać kulturę, relacje społeczne i dokonywać wynalazków (na przykład doskonalsza obróbka kamienia). Z drugiej zaś strony, mając więcej czasu praludzie mogli w większym zakresie zająć się energochłonnym myślistwem. I wtedy okazało się, że polowanie nawet rzadko zakończone powodzeniem, dostarcza mięsa, które po przyrządzeniu za pomocą ognia daje dość energii, aby przeżyć. Tak więc polowanie zaczęło być opłacalne. Ubocznym efektem stało się skrócenie jelita, ponieważ trawienie pokarmu poddanego obróbce termicznej nie wymagało tak dużo czasu jak strawienie pokarmu surowego. A zatem organizm człowieka zaoszczędził dużo energii, która przydała się na rozbudowę organu warunkującego udane polowanie i współpracę w grupie, czyli mózgu. Nieprzypadkowo więc względnie szybki wzrost rozmiarów mózgu zbiegł się z użyciem ognia i powstaniem sztuki kulinarnej. U Homo sapiens mózg zużywa nawet do 20% całej energii, jaką otrzymuje organizm, ale inwestycja się opłaca, ponieważ to mózg decyduje o ewolucyjnym sukcesie człowieka. Innymi słowy wynalazek ognia stał się czynnikiem przyspieszającym rozwój rodzaju Homo, może nawet decydującym o jego ostatecznym wyodrębnieniu się z australopiteków, a zarazem uzależnił człowieka od jedzenia przetworzonego termicznie, ponieważ pokarm surowy nie wystarczyłby do utrzymania bardzo energochłonnego, dużego mózgu.
Polowanie, sztuka kulinarna związana z ogniem i rozrost mózgu umożliwiły ekspansję praczłowieka poza dotychczasowe granice. Afrykański Homo ergaster stopniowo rozprzestrzenił się aż na południe kontynentu i osiągnął wybrzeża Atlantyku na zachodzie. Już 1,9 miliona lat p.n.e. praczłowiek wkroczył na Bliski Wschód, korzystając z rozległego pasa środowisk sawannowych (dobre tereny łowieckie) ciągnących się od północnej Afryki aż do Indii. Z Kaukazu pochodzą znaleziska Homo georgicus odkryte przez gruzińskiego archeologa Davida Lordkipanidze w miasteczku Dmanisi w roku 1991. Osiem lat później znaleziono tam nieźle zachowane czaszki, a w roku 2001 fragmenty szkieletu pozaczaszkowego. Fizycznie człowiek z Gruzji reprezentował etap ewolucji pośredni między australopitekami i późniejszymi praludźmi, na co wskazywała między innymi budowa czaszki. Również pojemność mózgu szacowana na ok. 600-680 cm3 była większa niż u australopiteków, lecz mniejsza niż u Homo erectus ze wschodniej Azji. W pobliżu kości odkryto poza tym kwarcytowe i bazaltowe narzędzia przypominające raczej narzędzia kultury olduwajskiej niż aszelskiej. Na zębach człowieka z Gruzji odkryto slady używania wykałaczek wykonanych prawdopodobnie z kości, rybich ości lub drewna. Podobne ślady opisano również na zębach dużo późniejszych neandertalczyków.
Posuwając się przez Bliski Wschód, Iran, Indie i Indochiny, praludzie doszli do wschodniej Azji. W Indonezji, która była wtedy wielkim półwyspem kończącym się na wschodnim wybrzeżu Borneo i obejmującym Jawę pojawili się ok. 1,8 miliona lat p.n.e. Stamtąd pochodzą między innymi znaleziska pitekantropa Homo erectus na Jawie w Trinil (w tym kości odkryte przez Dubois datowane na 300 tysięcy lat p.n.e.), szczątki człowieka odkrytego w latach 1931-1933 w Ngandong nad rzeką Solo przez holenderskiego geologa w. F. F. Oppennoortha i czaszki z rejonu Mojokerto na wschodzie Jawy, które niemiecko-holenderski paleoantropolog Gustav Heinrich Ralph von Koenigswald (1902-1982) zaklasyfikował w roku 1936 jako Homo modjokertensis.
W Chinach praczłowiek żył co najmniej 2 miliony lat p.n.e. (ślady ludzi odkryte przez panią profesor Hou Yamei w Longuppo na początku XXI w.) i rozwinął się w lokalną formę Homo erectus nazwaną początkowo sinantropem Sinanthropus pekinensis lub człowiekiem pekińskim. Odkrycia sinantropa w jaskiniach Czukutien (Zhoukoudian) na obszarze kamieniołomu wapienia działającego w masywie Longgushan (Wzgórze Smoczej Kości) dokonało trzech ludzi. Pierwszym był szwedzki geolog Johan Gunnar Andersson (1974-1960) - w roku 1921 badał Longgushan i stwierdził obecność kwarcu, który z pewnością nie pochodził z tych okolic. To mogło oznaczać, że przynieśli je tu prehistoryczni mieszkańcy Czukutien. Andersson zlecił więc swojemu asystentowi austriackiemu paleontologowi Otto Zdanskyemu (1894-1988) przeprowadzenie wykopalisk. Zdansky kopał w roku 1921 i 1923, wydobywając sporą ilość materiału, który został potem wysłany do zbadania w Uppsali. Okazało się, że wykopano dwa zęby przypominające zęby ludzkie. Jednak ani Zdansky, ani Andersson nie upublicznili tego faktu. Dopiero podczas wizyty szwedzkiego księcia w Pekinie w roku 1926 Andersson obwieścił, że znaleziono ludzkie szczątki. Rozpoznał je kanadyjski lekarz Davidson Black (1884-1934), trzecia i zarazem najbardziej znana osoba uczestnicząca w odkryciu sinantropa.
Black pracował w Pekinie w szkole medycznej, a od roku 1924 był szefem wydziału anatomii. Planował jednak poszukiwanie i badanie kopalnych szczątków człowieka. Dlatego prośbę Anderssona o analizę kopalnych zębów z Longgushan przyjął z ogromną radością. Kiedy zorientował się, co trzyma w ręku, postanowił zacząć wykopaliska, a Fundację Rockefellera poprosił o ich sfinansowanie.
Niestety, czas nie sprzyjał badaniom naukowym. W Chinach wybuchła rewolucja, a wojskowi nie byli zainteresowani archeologią ani antropologią. Co więcej, do zagranicznych naukowców odnosili się podejrzliwie, widząc w nich potencjalnych szpiegów. Zwłaszcza, że na ogół nie rozumieli, czego właściwie szukają ludzie z Zachodu i w jakim celu to robią. Europejczycy i Amerykanie opuszczali niebezpieczny kraj, lecz uparty Black pozostał na miejscu razem z rodziną, żeby kopać w jaskiniach masywu Longgushan.
Miejscowa ludność od wieków wydobywała z jaskiń Longgushan skamieniałe „kości smoków”, które po zmieleniu spożywano jako afrodyzjak. Tabletki ze sproszkowanych smoczych kości były zalecane przez lekarzy i sprzedawane w aptekach, a klienci potwierdzali ich skuteczność. Black jako lekarz i wytrawny anatom rozpoznał w domniemanych smoczych kościach szczątki praludzi, którzy żyli w północnych Chinach ponad milion lat temu. Jaskinie Czukutien okazały się jednym z najcenniejszych odkryć paleoantropologii. W 1927 roku w Bulletin of the Geological Survey, China Zdansky opublikował informację o wykopaliskach, a Black w tym samym roku opisał znalezione szczątki jako dowód na istnienie nowego gatunku praczłowieka, którego nazwał sinantropem. Davidson Black traktował te ustalenia jako dowód, że kolebką ludzkości jest Azja. Swoje poglądy na ten temat wyłożył w roku 1925 w artykule Asia and the dispersal of primates, gdzie dowodził, że miejsca narodzin ludzkości należy szukać w Tybecie, Indiach, Junanie i kotlinie Tarym. Praca została przyjęta bardzo dobrze, chociaż ukazała się rok po odkryciu australopiteka w Afryce. Pojedyncze i na dodatek niejednoznacznie interpretowane znalezisko z Afryki nie wystarczało jednak, aby zmienić opinię większości specjalistów opartą na solidnym materiale dowodowym.
Rok 1928 i następny przyniosły Blackowi wielkie sukcesy, ponieważ odkryto żuchwę, kilka zębów i fragmenty czaszek, a znani uczeni, jak na przykład Henri Breuil, potwierdzali, że obok kości znajdują się prehistoryczne kamienne narzędzia.
Kolekcja kości rosła, a Black, uznając, że oryginalne okazy są własnością Chińczyków i powinny pozostać w Chinach, kazał wykonywać ich gipsowe odlewy, które wysyłał do Ameryki Północnej. Wkrótce okazało się, że uczciwość Blacka zaszkodziła interesom nauki, ponieważ podczas II wojny światowej Japończycy wkroczyli do Pekinu i większość cennych okazów zaginęła, lub została zniszczona podczas barbarzyńskiego plądrowania miasta i masowych mordów. Ocalały tylko kopie przechowywane w Stanach Zjednoczonych.
Po nagłej śmierci Blacka w roku 1934 na zawał serca szczegółową analizę kości z Czukutien dokończył Franz Weidenreich (1873-1948), już obeznany z podobnymi znaleziskami z Jawy. Ten wybitny antropolog musiał wyemigrować z hitlerowskich Niemiec z powodu żydowskiego pochodzenia. Pracował więc w Chinach a potem w USA. Badając sinantropa doszedł do wniosku, że tak zaawansowana istota o największym wśród praludzi mózgu (1200 cm3) mogła być przodkiem Homo sapiens. Potem jednak zmienił poglądy i głosił tezę o poligeniczności Homo sapiens, co oznaczało, że poszczególne odmiany współczesnego człowieka powstały i rozwijały się niezależnie od siebie. Wydaje się dziwne, że człowiek cierpiący z powodu rasistowskich uprzedzeń lansował koncepcję uzasadniającą rasizm. To jednak świadczyło o intelektualnej uczciwości, nie poddał się bowiem uprzedzeniom wynikającym z jego osobistych doświadczeń i głosił tezy, które według niego najlepiej pasowały do dostępnych danych.
W każdym razie sinantrop okazał się istotą ogromnie interesującą. Znał ogień, którego jednak nie potrafił sprawnie rozniecać - prawdopodobnie dlatego w Czukutien ognisko paliło się stale, o czym świadczy gruba warstwa popiołu. Wytwarzał szereg rozmaitych narzędzi i był zbieraczem oraz łowcą. Uprawiał kanibalizm, o czym świadczą ślady skrobania na ludzkich kościach.
Tymczasem na zachodnim krańcu Starego Świata fala migrujących populacji praczłowieka dotarła do Europy poprzez Bliski Wschód i Bałkany, korzystając z bardzo niskiego poziomu mórz spowodowanego przez zlodowacenia. Druga przeszła północną Afrykę i ok. 1,2 miliona lat p.n.e. przekroczyła Cieśninę Gibraltarską, która w tym czasie była płytka i wąska, a u jej wejścia z obu stron ciągnęły się rozległe, niskie wyspy. Praludzie z kręgu Homo ergaster mogli więc dość swobodnie wędrować wykorzystując pory odpływu, a także przekraczali wąskie morskie cieśniny. W każdym razie po afrykańskiej i europejskiej stronie Gibraltaru reprezentowali tę samą kulturę aszelską, co wskazuje, że komunikacja była względnie łatwa.
Archeolodzy zauważyli też geograficzne zróżnicowanie kultur praczłowieka. W 1948 r. amerykański znawca prehistorii Hallam Leonard Movius (1907-1987) ogłosił, że można wyróżnić dwa typy kamiennych narzędzi. W Afryce, zachodniej Europie, na Bliskim Wschodzie, w Indiach i zachodniej Indonezji praczłowiek posługiwał się pięściakami typowymi dla kultury aszelskiej. Natomiast w Azji na północ od Morza Kaspijskiego, Iranu i Himalajów były stosowane narzędzia z otoczaków. Granica między tymi „przemysłami” otrzymała nazwę Linii Moviusa. Z czasem okazało się, że ten podział nie jest ścisły ani absolutny, ponieważ na przełomie XX i XXI w. odkryto pięściaki również w Chinach.
Pod koniec XX w. i na początku XXI archeolodzy uznali, że praczłowiek zdobył umiejętność podróżowania po morzu już kilkaset tysięcy lat p.n.e. Australijski pasjonat archeologii Robert G. Bednarik głosił, że praludzie, którzy dotarli do wysp wschodniej Indonezji, musieli dysponować tratwami, żeby przepłynąć morskie cieśniny. Chcąc udowodnić, że to było możliwe, Bednarik budował tratwy z materiałów dostępnych na Jawie i metodami znanymi w paleolicie, a potem pływał na nich między wyspami. Na przykład w 2000 r. opisał swoją podróż przez morze Timor. Inny Australijczyk, archeolog Michael J. Morwood (1951-2013), znalazł na Flores pięściaki, których wiek oszacowano na 840 tysięcy lat. Nawet gdyby ta ocena była nieco przesadzona, trzeba odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób twórcy tych narzędzi kilkaset tysięcy lat temu dotarli na Flores. W plejstocenie Jawa stanowiła całość z Azją, lecz Flores była wyspą. Sugestia Bednarika, że praludzie zbliżeni do Homo erectus, którzy wtedy zamieszkiwali Indonezję, musieli opanować sztukę budowania tratw i umieli nimi podróżować wydaje się prawdopodobna. Oczywiście można też założyć, że praludzie przypadkowo przepływali morskie cieśniny porwani przez prądy lub uczepieni dryfujących pni. Jednak pojedynczy ludzie rzuceni na bezludny ląd mieliby małe szanse na przeżycie, a przede wszystkim nie byliby w stanie zapoczątkować nowej populacji. Kilka osób krzyżujących się między sobą, a potem ich dzieci krzyżujące się między sobą to podręcznikowy przykład inbreedingu, krzyżowania krewnych, co w ciągu kilku pokoleń prowadzi do ujawnienia ukrytych dotąd wad genetycznych, wywołuje choroby, często bezpłodność i kończy się wymarciem takiej populacji. Chodziło więc raczej o podróże większych grup ludzi, hord lub kilku rodzin, i to w kilku falach migracyjnych. To zaś wymaga przyjęcia, że praczłowiek opanował sztukę budowania tratw i świadomie przepływał na niezbyt odległe lądy.
To samo da się powiedzieć o afrykańskich populacjach praczłowieka, których potomkowie zasiedlali Kretę co najmniej 130 tysięcy lat p.n.e. W latach 2008-2009 Amerykanin Thomas Strasser z Providence College odkrył w płytkich jaskiniach na zachodzie Krety pięściaki bardzo podobne do pięściaków z północnej Afryki. Znaleziska Strassera nie były jednak niczym szczególnym, bo równie archaiczne lub jeszcze starsze narzędzia znano już z wykopalisk na wyspie Gavdos ok. 30 km na południe od Krety. Zatem archeolodzy od dawna przypuszczali, że praczłowiek z Afryki dopłynął na Kretę kilkaset tysięcy lat temu.
W tym kontekście przekroczenie morskiej bariery w postaci Cieśniny Gibraltarskiej okazuje się stosunkowo łatwe. Zwłaszcza, jeśli zważyć, że plejstoceńskie lodowce związały ogromne ilości wody i poziom światowego oceanu był znacznie obniżony, a między północną Afryką i Półwyspem Iberyjskim wynurzało się z wody kilka wysp.
Europejski praczłowiek nazwany Homo antecessor został odkryty w Atapuerca niedaleko Burgos na terenie Hiszpanii w latach 1996-1997. Wykopaliska w tym miejscu zaczął Francisco Jordá Cerdá już w roku 1964, ale odkrył jedynie artefakty z okresu brązu. Późniejsze badania archeologiczne w latach 70. XX wieku ujawniły ślady Homo heidelbergensis datowane na ok. pół miliona lat. Wreszcie w roku 1996 jeden z kierowników wykopalisk, José María Bermúdez de Castro, mógł stwierdzić, że badacze odkryli ślady istoty ludzkiej wytwarzającej narzędzia ponad milion lat temu. To była sensacja, ponieważ dotąd sądzono, że praczłowiek pojawił się w Europie 500 tysięcy lat później jako Homo heidelbergenis.
Opisany w roku 1908 człowiek z Heidelbergu powstał bowiem w Afryce ok. 600 tysięcy lat p.n.e., a 100 tysięcy lat później dotarł do Europy przez Gibraltar. Stopniowo zdominował, a potem wyparł wcześniejsze i mniej inteligentne formy praludzi. Miał ustąpić dopiero bardziej zaawansowanym ludziom z kręgu Homo neanderthalensis i Homo sapiens idaltu.
Z drugiej strony izolowane populacje praczłowieka utrzymywały się bardzo długo nawet po powstaniu neandertalczyka i ekspansji kromaniończyka, zwłaszcza w oddalonych rejonach planety. W Afryce ostatni praludzie żyli daleko na południu, zanim ich nie wytępili kromaniończycy. Na Jawie miejscowy Homo erectus żył jeszcze 22 tysiące lat p.n.e. w czasach, gdy Homo sapiens zaludniał już kolejne wyspy Indonezji. Być może malajskie legendy o włochatych, leśnych istotach podobnych do ludzi, które żyły niegdyś na tych wyspach i zostały podobno wytępione przez człowieka mówią właśnie o ostatnich przedstawicielach Homo erectus.
Te opowieści zdaje się potwierdzać znalezisko w wapiennej jaskini Liang Bua na wyspie Flores. W roku 2003 odkryto tam szczątki ludzi, którzy osiągali wzrost około metra, co wskazuje na skarłowacenie związane z wyspiarskim środowiskiem. Według ustaleń Michaela J. Morwooda budowa szkieletów ludzi z Flores wykazuje duże podobieństwa do szkieletu Homo erectus. Mózg był niewielki, bo miał ok. 380 cm3, co odpowiada wielkości mózgu szympansa. Wały nadoczodołowe były niewielkie w porównaniu do tych samych struktur na czaszkach Homo erectus. Należy jednak pamiętać, że przy karłowaceniu takie struktury ulegają redukcji. Człowiek z Flores wytwarzał narzędzia, zamieszkiwał jaskinie i był zbieraczem oraz leśnym myśliwym. Najciekawsze jednak okazało się datowanie tych znalezisk. Najstarsze rozpoznane ślady Homo floresiensis, bo tak nazwano tę formę, pochodziły sprzed ponad 90 tysięcy lat, a najmłodsze liczyły sobie zaledwie kilkanaście tysięcy. Tak długo, czyli do końca plejstocenu, nie przetrwał żaden przedstawiciel Homo erectus znany na początku XXI wieku.
Swoistego podsumowania badań nad praczłowiekiem odkrytym przez Dubois dokonał amerykański ornitolog i ewolucjonista niemieckiego pochodzenia Ernst Mayr (1904-2005), który w połowie XX wieku zaproponował, aby wszystkie formy praczłowieka uznać za jeden gatunek Homo erectus zróżnicowany na wiele ras, podobnie jak współczesny Homo sapiens jest ogromnie zróżnicowany, a mimo to pozostaje jednym gatunkiem. W ustach Mayra jest to o tyle znaczące, że on sam był znawcą mechanizmów różnicowania geograficznego w procesach ewolucyjnych.
Idąc tym tropem, można przypuszczać, że gdyby Homo sapiens wymarł, a przyszli archeolodzy i antropolodzy mieli dostęp wyłącznie do kości współczesnego człowieka i dość przypadkowo zachowanych niektórych elementów jego kultury materialnej, prawdopodobnie również opisywaliby kilka lub nawet kilkanaście „gatunków” ludzi. Uznaliby, że rzekome gatunki istniały jednocześnie, a często na tym samym obszarze. Tę, zdawałoby się absurdalną, tezę można odrzucić dopiero po szczegółowych badaniach opartych na dużym materiale porównawczym.
Na przykład w latach 2005-2011 zrealizowano Projekt Genograficzny zaplanowany i sfinansowany przez komputerową firmę IBM oraz amerykański miesięcznik National Geographic. Chodziło o zbadanie DNA mitochondrialnego u kobiet z różnych współczesnych populacji rozsianych po całym świecie. Ponieważ zaś wyłącznie kobiety przekazują DNA mitochondrialne potomstwu, nigdy nie jest ono mieszane z DNA mężczyzn i nie ulega rekombinacji zaciemniającej obraz uzyskiwany w trakcie badań. Dzięki temu DNA mitochondrialne jest bardzo dobrym, ponieważ jednoznacznym wskaźnikiem tras, jakimi człowiek wędrował w dalekiej przeszłości.
W 2014 r. brytyjscy naukowcy dokonali zestawienia wszystkich dostępnych badań genetycznych człowieka, a wynikiem ich prac była Mapa genetycznej historii ludzkości opublikowana w czasopiśmie Science. Obejmowała ona cztery tysiąclecia dziejów człowieka.
Okazało się, że wszyscy ludzie są ze sobą bardzo blisko spokrewnieni, co oznacza, że mieli stosunkowo nieliczną grupę wspólnych przodków. Analiza DNA mitochondrialnego i jądrowego jednoznacznie wykazały afrykańskie pochodzenie współczesnego człowieka (Ryszkiewicz, 2012). Co
więcej, znajomość przeciętnego tempa mutacji poszczególnych genów u człowieka pozwala określić, które populacje i jak dawno temu oddzieliły się od wspólnych przodków. To swoiste „datowanie genetyczne” zestawione z danymi z innych dziedzin precyzyjnie (oczywiście w skali archeologicznej) określają czas i trasy migracji, a także moment wymierania poszczególnych populacji.
To uświadamia nam, jak wiele form człowieka istniało w przeszłości i jak wiele z nich zanikło. Co więcej, dzięki takim badaniom możemy zrozumieć, że te same mechanizmy nadal działają i wymieranie człowieka może się kiedyś powtórzyć. Przecież praczłowiek też z pewnością nie sądził, że za kilka milionów lat nie będzie istniał jako gatunek, a jednak tak się stało. Przestrzega przed tym znany paleoantropolog Richard Leakey. Swoje prace terenowe przerwał po utracie obu nóg w wyniku katastrofy lotniczej w roku 1993, lecz kalectwo nie przeszkodziło mu w prowadzeniu działalności na rzecz ochrony przyrody. W roku 1995 razem z brytyjskim popularyzatorem nauki Rogerem Lewinem wydał książkę o szóstym wielkim wymieraniu organizmów na Ziemi (pięć wcześniejszych pozostawiło ślady w materiale kopalnym) opisano jako rezultat niszczycielskiej i bezmyślnej działalności człowieka. Autorzy chcieli ostrzec, że ludzkość, która kilka milionów lat temu zaczęła swój zwycięski pochód w Afryce jako niewielkie australopiteki a później jako praludzie, neandertalczycy, denisowianie i człowiek nazywający się rozumnym może go zakończyć w globalnej klęsce ekologicznej. Taka katastrofa zmiotłaby z powierzchni Ziemi przede wszystkim duże i względnie wrażliwe organizmy czyli właśnie takie, jak człowiek.
Literatura
Kleibl J., 1981, Skąd przychodzisz Adamie?
Lewin R., 2002, Wprowadzenie do ewolucji człowieka.
Leakey R., Lewin R., 1995, The Sixth Extinction.
Ryszkiewicz M., 2012, Człowiek zmieszany i trochę wstrząśnięty, Wiedza i Życie 2, 2012.
Shipman P., 2002, The Man Who Found the Missing Link. Eugène Dubois and His Lifelong Quest to Prove Darwin Right.