Krzysztof Szwagrzyk na tropie masowych zbrodni (lata 90. XX wieku)
Mord na carskiej rodzinie, systemy totalitarne: komunizm, faszyzm i nazizm, obozy koncentracyjne, Memoriał, Holokaust, Wielki Głód na Ukrainie, Katyń, obława augustowska, rzeź Ormian, frankistowska Hiszpania, Wołyń, Bałkany, Hutu i Tutsi, islamiści, pojęcie ludobójstwa
Kryzys, upadek ekonomiczny i w konsekwencji polityczny rozpad Związku Sowieckiego w latach 1988-1991 otworzył przed archeologami nowy obszar badań - poszukiwanie grobów masowych mordów popełnianych przez komunistów na całym obszarze zdominowanym dotąd przez Moskwę. Co prawda sowietolodzy już dawno próbowali liczyć miliony ofiar sowieckiego imperium, ale nie mieli dostępu do archiwów ani możliwości prowadzenia poszukiwań w terenie.
System komunistyczny, a zwłaszcza jego sowiecka wersja, od początku miał charakter zbrodniczy i już w pierwszych miesiącach funkcjonowania odznaczył się masowymi mordami. Było to zgodne z ideą Lenina, który otwarcie mówił o wytępieniu klas wyższych określanych mianem zdegenerowanych wyzyskiwaczy, burżuazji, pysznych arystokratów, bogatych chłopów czyli kułaków i duchowieństwa jako zagrażających komunizmowi. Stąd rozstrzelania całych rodzin i krwawe pacyfikacje rosyjskich wsi, które nie chciały nowej władzy. Przy okazji pod przykrywką ideologii komunistycznej i za przyzwoleniem Lenina bolszewicy przeprowadzili jedną z największych i najskuteczniejszych grabieży w dziejach ludzkości, zabierając mienie tak zwanym klasom posiadaczy, to znaczy rabując depozyty w bankach na terenie Rosji, ograbiając cerkwie i monastery oraz nakładając gigantyczne kontrybucje na ludność. Za tony zagarniętego złota i innych kosztowności oraz setki ikon sprzedawanych na Zachód kupowali w Europie broń za pośrednictwem Szwecji, dzięki czemu zdołali utrzymać się przy władzy. Ludzie na Zachodzie kupujący od Sowietów zrabowane przedmioty i sprzedający im broń nie mieli skrupułów, skoro chodziło o zysk. Nie chcieli wiedzieć, żę tylko do 1922 r. w bolszewickiej Rosji zginęło ok. 15 milionów ludzi bezpośrednio zamordowanych lub z powodu głodu i chorób wywołanych przez grabież.
Oczywiście najbardziej znanymi, do pewnego stopnia symbolicznymi, ofiarami bolszewickiego terroru są rosyjski car Mikołaj II (1868-1918) oraz członkowie rodziny Romanowów uwięzionej w domu odebranym Mikołajowi Ipatijewowi w Jekaterynburgu (Berry, 2013). Na rozkaz bolszewickich władz Jakow Jurowski (1878-1938) wymordował rodzinę cara w nocy z 16 na 17 lipca 1918 r. Jurowski napisał we wspomnieniach, że kazał Romanowym zejść do piwnicy, pospiesznie odczytał im wyrok śmierci i strzelił do cara. Inni żołnierze zaczęli bezładną strzelaninę, która trwała bardzo długo. Po jej ustaniu okazało się, że zginął lokaj Trupp, kucharz Charitonow, księżna Maria i caryca, lecz mimo ran wciąż żyło czworo dzieci cara: Aleksy, Tatiana, Anastazja i Olga, a także lekarz rodziny Botkin oraz służąca Diemidowa. Oprawcy zaczęli więc dobijać ich bagnetami, a w końcu sam Jurowski osobiście strzelał do każdej ofiary po kolei. Kiedy ranny Aleksy zaczął jęczeć, Jurowski przydeptał mu głowę i strzelił w ucho. Psa chłopca oprawcy zatłukli kolbami karabinów.
Jeszcze ciepłe ciała odarto z kosztowności (to przez gorsety wypakowane brylantami córki cara nie zginęły od pierwszych kul), załadowano na ciężarówkę i tej samej nocy wrzucono do sztolni nieczynnej kopalni. Potem jednak Jurowski stwierdził, że zwłoki są wciąż widoczne i kazał je wydobyć. Przez dwa dni ciężarówka z rozkładającymi się zwłokami stała w lesie. W końcu Jurowski rozkazał zniszczyć zwłoki i pogrzebać w Wąwozie Porosienkowym ok. 20 km od Jekaterynburga. Ofiary próbowano porąbać i palono w jednym dole, a potem przenoszono do drugiego, gdzie szczątki były polewane kwasem. Następnie oba doły zostały zasypane. Dla ukrycia zbrodni szczątki dziewięciu osób znalazły się w jednym miejscu, a księżnej Marii i Aleksieja w drugim, żeby utrudnić ewentualną identyfikację szczątków po liczbie zamordowanych.
Mimo to miejscowi chłopi niemal natychmiast odkryli miejsce pochówku, lecz milczeli w obawie przed śmiercią. Tak więc przez dziesięciolecia nikt oficjalnie nie wiedział, jak zginął car i gdzie go pogrzebano. Sowieci aż do roku 1991 twierdzili, że car został faktycznie stracony, lecz jego rodzina przeżyła umieszczona rzekomo w bezpiecznym miejscu. Co prawda, admirał Aleksander Kołczak po wkroczeniu na czele białej gwardii do Jekaterynburga nakazał śledztwo i ludzie Nikołaja Sokołowa bez trudu ustalili prawdę, kiedy w domu Ipatijewa odkryli fragment ludzkiego palca oraz inne szczątki ciał. Dokumentację tych badań opublikowano w Europie w roku 1925, lecz sowiecka propaganda okazała się wystarczająco skuteczna, żeby potem całe lata trwały spekulacje na temat losu Romanowów. Zresztą państwom zachodnim nie zależało na nagłośnieniu całej sprawy, by nie zaogniać stosunków z Sowietami. W rezultacie na Zachodzie przez kilka dziesięcioleci pojawiali się ludzie, którzy twierdzili, że są rzekomo ocalonymi dziećmi cara.
W domu Ipatijewa zaś Sowieci urządzili muzeum rosyjskiej rewolucji, które funkcjonowało aż do roku 1977, kiedy władze Związku Sowieckiego nakazały jego likwidację. Żeby jednak nie wzbudzać nadmiernego zainteresowania, dom zburzono potajemnie w nocy z 27 na 28 lipca. A rano, kiedy budynek zniknął, nikt nie miał odwagi zapytać, co się stało. Na szczęście rok wcześniej muzeum odwiedził rosyjski filmowiec Gielij Riabow i razem z miejscowym etnografem Aleksandrem Awdoninem postanowił odnaleźć grób cara. Poszukiwania nie były szczególnie trudne, bo w istocie okoliczna ludność wiedziała, gdzie szukać, ale każdy bał się mówić. Tak więc trzy lata później Riabow i Awdonin dotarli do tego miejsca i wykopali trzy czaszki, które potem znowu ukryli. Ich obawy były jak najbardziej uzasadnione. Z jednej strony narastał religijny kult carskiej rodziny jako męczenników za wiarę, a z drugiej Sowieci oficjalnie zakazywali wspominania Mikołaja II. Ilustracją tego stanu są wydarzenia z 16 lipca 1989 r. Odbyła się wtedy publiczna modlitwa na miejscu zburzonego domu Ipatijewa zakończona pobiciem i aresztowaniem części jej uczestników przez sowiecką milicję.
Riabow dopiero w roku 1989, kiedy sowieckie imperium szło w rozsypkę, odważył się ujawnić swoje odkrycia. Dwa lata później, już po rozpadzie Związku Sowieckiego, wydobyto szczątki carskiej rodziny i poddano badaniu DNA, żeby potwierdzić ich tożsamość. Okazało się przy tym, że brakowało kości jednej z córek i syna czyli następcy tronu. Dopiero w 2007 r. rosyjscy archeolodzy odnaleźli nadpalone resztki ciał dwóch osób w pewnym oddaleniu od pierwszego grobu. Miejsce pochówku ustalili za pomocą wykrywacza metali, ponieważ przy kościach leżały pociski różnego kalibru i inne przedmioty wykonane z metalu. Tożsamość ofiar potwierdziły analiza kości oraz zapiski Jakowa Jurowskiego czyli dowódcy oddziału, który dokonał mordu: byli to Maria i Aleksy.
Można powiedzieć, że kaźń Romanowów to był mord założycielski Związku Sowieckiego jako pierwszego państwa totalitarnego. Masakra w domu Ipatijewa stała się do pewnego stopnia wzorcowa dla wszystkich zbrodni popełnianych później w imię sowieckiej władzy i komunizmu. Gdziekolwiek bowiem docierała sowiecka Armia Czerwona, powtarzał się ten sam terrorystyczny schemat nocnych aresztowań lub porwań niewygodnych ludzi, masowych rozstrzelań bardzo często poprzedzonych torturami i potajemnego grzebania zwłok w anonimowych dołach. Przykładem może być obława augustowska przeprowadzona w 1945 r. na polskim terytorium przez Armię Czerwoną i NKWD (sowieckie służby specjalne). Sowieci utrzymywali też sieć obozów koncentracyjnych zapoczątkowaną już przez Lenina na Wyspach Sołowieckich jako sposób wyniszczania wrogów politycznych, a potem źródło niewolniczej siły roboczej, o czym pisze między innymi Aleksander Sołżenicyn (1918-2008) w słynnej książce Archipelag GUŁag 1918-1956 (Sołżenicyn, 2010). System sowiecki, czy ogólniej komunistyczny, nie mógł inaczej funkcjonować, ponieważ ekonomia oparta na własności państwowej oraz niszczeniu indywidualnej aktywności ludzi zawsze prowadziła do gospodarczej zapaści. Tak powstawała charakterystyczna dla tego ustroju powszechna bieda, a komuniści musieli stosować terror, żeby utrzymać się przy władzy.
Miliony ludzi zamkniętych w obozach i wykorzystywanych aż do unicestwienia to znak rozpoznawczy XX wieku, ponieważ tę samą leninowską metodę stosowały wszystkie reżimy od komunizmu po nazizm, chociaż najbardziej znane są obozy hitlerowskie. Według rozmaitych szacunków do początku lat 90. XX wieku komuniści na całym świecie doprowadzili do śmierci od ok. 80 do ponad 100 milionów ludzi (Courtois, 1999, s. 26) zamordowanych w masowych egzekucjach (zwykle po wkroczeniu Armii Czerwonej), zakatowanych w więzieniach (jak na Łubiance w Moskwie) i obozach, wyniszczonych przez morderczą pracę i celowo wywołane klęski głodu (na przykład na Ukrainie w latach 30. XX wieku). Większość z nich zginęła z ręki Sowietów i Chińczyków po zwycięstwie Mao Zedonga, a mniejsze liczby ofiar przypadły na kraje, gdzie Sowieci siłą wprowadzili komunizm jak Mongolia, Litwa, Łotwa, Estonia, Polska, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, wschodnie Niemcy oraz kraje, które przy militarnym poparciu Sowietów przyjęły ustrój komunistyczny, na przykład Kambodża, Wietnam, Laos i Kuba. Absolutnym ewenementem jest Kambodża, gdzie komuniści z organizacji Czerwonych Khmerów wymordowali ok. 25% całej ludności kraju (Margolin, 1999, s. 554-555).
Należy przy tym pamiętać, że do ofiar Sowietów należałoby zaliczyć także ludzi zabitych podczas wojen wywołanych przez komunistów z II wojną światową na czele. Światowy konflikt zapoczątkował przecież sojusz Sowietów i hitlerowców ukoronowany wspólną napaścią na Polskę i paradą zwycięstwa w Brześciu w 1939 r. Przez dziesiątki lat historycy przemilczali fakt, że do 1941 roku Stalin i Hitler byli sojusznikami i nie nagłaśniano sowieckiego ludobójstwa, chociaż w pierwszym okresie II wojny światowej było ono uzgodnione i skoordynowane z działaniami niemieckimi. Przedstawiciele Gestapo i NKWD odbyli kilka konferencji w Brześciu nad Bugiem (27 listopada 1939 r.), w Przemyślu (ostatnie dni listopada 1939 r.) i w Zakopanem (20 lutego - 4 kwietnia 1940 r.), gdzie uzgodnili metody likwidacji polskiej inteligencji, co zaowocowało potem między innymi mordem katyńskim. 5 marca 1940 r. z inicjatywy szefa NKWD Ławrientija Berii najwyżsi przedstawiciele władz ZSRR na czele ze Stalinem (1879-1953) wydali rozkaz rozstrzelania Polaków wziętych do niewoli rok wcześniej. W rezultacie od kwietnia do maja 1940 r. zginęło 21 957 jeńców z Polski, głównie oficerów.
Paradoksalnie, kiedy załamał się sojusz Związku Sowieckiego i hitlerowskich Niemiec, to hitlerowcy jako pierwsi ogłosili, że w Katyniu koło Smoleńska znajdują się zbiorowe mogiły tysięcy polskich żołnierzy i przedstawicieli inteligencji zamordowanych przez Sowietów strzałem w tył głowy. Miejsce ukrycia zwłok wskazali polscy robotnicy przymusowo wywiezieni przez Niemców do pracy na terenach odebranych Sowietom. Niemal 70 lat później wspomnienia jednego z nich, Teofila Rubasińskiego (1922-2013), ukazały się w wielkopolskiej prasie (Kmiecik, 2010). W roku 1941 pan Rubasiński trafił do Gniezdowa pod Smoleńskiem. Tam wiosna 1942 r. pewna kobieta powiedziała mu o kilku tysiącach polskich żołnierzy zamordowanych przez Sowietów i pogrzebanych w pobliskim Lesie Katyńskim, gdzie przed wkroczeniem Niemców znajdował się ośrodek wypoczynkowy dla pracowników NKWD. Kiedy jednak Rubasiński zaczął szukać grobów Polaków, odkrył inny dół wypełniony zwłokami w mundurach łotewskich, rumuńskich i estońskich. Miejsce ukrycia zwłok Polaków wskazał mu dopiero spotkany w pobliżu Rosjanin Kisieliew. Okoliczna ludność dobrze wiedziała, co się stało, bo część chłopów była zatrudniona do prac pomocniczych przy zbrodni. Oficjalne zeznania jako świadkowie mordu złożyli Iwan Kriwoziercew (1915-1947) i Parfien Kisieliew (1870-?). Pierwszy uciekł potem do Wielkiej Brytanii, a drugiego Sowieci zmusili do zmiany zeznań: stwierdził, że wcześniej powiedział nieprawdę, a mordercami byli rzekomo Niemcy. Charakterystyczne, że po złożeniu tych zmienionych zeznań Kisieliew i jego syn „zaginęli” w niewyjaśnionych okolicznościach.
Tymczasem polskie władze bezskutecznie poszukiwały Polaków wywiezionych w głąb Związku Sowieckiego: w marcu 1942 r. generał Władysław Anders (1892-1970) przekazał Moskwie listę polskich jeńców, którzy zniknęli po aresztowaniu przez Sowietów, lecz nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Polskie władze wiedziały, co stało się z jeńcami, lecz nie miały bezpośrednich dowodów, a zachodni alianci nie chcieli zaogniać stosunków z Sowietami jako sojusznikami w walce z Hitlerem.
W kwietniu 1943 r. Niemcy ogłosili, że w Katyniu odkryto sowieckie doły śmierci. Chodziło o propagandowe wykorzystanie tego odkrycia przeciwko Związkowi Sowieckiemu. W odpowiedzi Moskwa ogłasza, że polscy jeńcy wzięci do niewoli przez Sowietów w 1939 roku wpadli w ręce Niemców i zostali przez nich wymordowani. W tej sytuacji w kwietniu 1943 r. polskie władze zwracają się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o wysłanie komisji badawczej do Katynia, na co skwapliwie przystają Niemcy. Według Stalina był to dowód na kolaborację polskich władz w Londynie z Hitlerem. Pod egidą Międzynarodowego Czerwonego Krzyża Niemcy zorganizowali komisję złożoną z 12 ekspertów medycyny sądowej, która od 28 kwietnia do 3 czerwca nadzorowała prace ekshumacyjne i przesłuchania świadków w Katyniu. Wszyscy eksperci podpisali się pod końcowym protokołem, z którego wynikało, że zbrodnię popełniono niewątpliwie w tym czasie, gdy w Katyniu byli Sowieci.
Jesienią 1943 r. okolice Smoleńska znów zajęły wojska Stalina i niemal natychmiast ruszyły prace pod przewodnictwem naczelnego chirurga Armii Czerwonej Nikołaja Burdenki (1876-1946), żeby obalić ustalenia komisji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Nawet na procesie zbrodniarzy hitlerowskich w Norymberdze Sowieci próbowali oskarżyć Niemców o zamordowanie 11 tysięcy Polaków w Katyniu, lecz międzynarodowy trybunał zignorował tę próbę, ponieważ wszyscy wiedzieli, kto naprawdę powinien za to odpowiadać. Pięć lat później Specjalna Komisja Kongresu Amerykańskiego do Zbadania Zbrodni Katyńskiej w oparciu o zeznania świadków i ekspertów potwierdziła winę Sowietów, a w roku 1952 wezwała do osądzenia sowieckich zbrodniarzy, lecz to było oczywiście niewykonalne.
Za to specjaliści medycyny sądowej uczestniczący w komisji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Katyniu w roku 1943 boleśnie odczuli siłę i wpływy Sowietów.
Reimond Speleers (1876-1951) z uniwersytetu w Gandawie został aresztowany w roku 1944 przez belgijski ruch oporu w dużej części opanowany przez prosowieckich komunistów. Władze skonfiskowały osobisty majątek profesora, znalezione w jego domu dokumenty z Katynia świadczące o winie Sowietów zniszczono, a Speleersa skazano na 25 lat więzienia.
Vincenzo Mario Palmieri (1899-1994) lekarz sądowy i kryminolog z Uniwersytetu w Neapolu był po wojnie szykanowany, szkalowany i zastraszany przez włoskich komunistów działających na zlecenie Moskwy, lecz nie odwołał swojego podpisu pod protokołem z Katynia.
Natomiast lekarze pochodzący z krajów podbitych przez Związek Sowiecki w wyniku II wojny światowej stali się obiektem szczególnie brutalnej nagonki.
František Hájek (1886-1962), czeski lekarz sądowy i kryminolog z uniwersytetu w Pradze, został aresztowany w roku 1945, zmuszony do odwołania podpisu pod protokołem z Katynia i podjęcia współpracy z komunistycznym reżimem.
Bułgar Marko Markow (1901-1867) z Instytutu Medycyny Sądowej w Sofii trafił do więzienia w roku 1945 niedługo po wkroczeniu Sowietów. Usłyszał wyrok śmierci, który jednak cofnięto w zamian za oświadczenie, że hitlerowcy rzekomo zmusili go do podpisania dokumentu wykazującego winę ZSRR. Komunistyczne władze pozwoliły mu nawet pracować naukowo.
Słowacki poeta i profesor medycyny František Šubik (1903-1982) z Uniwersytetu w Bratysławie w roku 1945 uciekł do Niemiec, lecz Amerykanie odesłali go do okupowanej przez Sowietów Czechosłowacji. Za udział w komisji katyńskiej był więziony do 1947 r., ale nie odwołał swojego podpisu pod dokumentem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. W 1952 r. uciekł do Austrii, a potem przeniósł się do Włoch, Niemiec i Stanów Zjednoczonych.
Alexandru Birkle (1896-1986) z Instytutu Medycyny Sądowej w Bukareszcie ukrywał się od wkroczenia Sowietów do Rumunii. W roku 1946 uciekł z kraju, jego żona i córka zostały aresztowane, a dom skonfiskowany. Kiedy złożył zeznania przed Specjalną Komisją Kongresu Amerykańskiego do Zbadania Zbrodni Katyńskiej (1952), jego rodzina w Rumunii trafiła do więzienia na 5 lat.
Węgierski patolog z uniwersytetu w Budapeszcie Ferenc Orsós (1879-1962) uciekł przed Sowietami do Niemiec i zeznawał przed Specjalną Komisją Kongresu Amerykańskiego do Zbadania Zbrodni Katyńskiej.
Fin Arno Staxén (1900-1952) anatom patologiczny z uniwersytetu w Helsinkach, mimo nacisków ze strony Sowietów konsekwentnie odmawiał odwołania swojego podpisu pod protokołem z Katynia. Zmarł niepodziewanie i według niektórych opinii w dziwnych okolicznościach w Zurychu.
Wśród osób, których nie dosięgli Sowieci znaleźli się szwajcarski lekarz sądowy z uniwersytetu w Genewie Francis Naville (1883-1968) oraz Holender Herman Maximilien de Burlet (1883-1957), anatom z uniwersytetu w Groningen od 1945 r. przebywający w USA. Podobnie Eduard Lucas Miloslavić (1884-1952) lekarz sądowy z uniwersytetu w Zagrzebiu (Chorwacja) wyjechał na stałe do USA pod koniec roku 1944. Również Duńczyk Helge Andreas Boysen Tramsen (1910-1979) z Instytutu Medycyny Sądowej w Kopenhadze do końca życia dawał świadectwo, że mord katyński był dziełem Sowietów.
Równie zagmatwane i nacechowane strachem przed Sowietami były dzieje materiałów zebranych w Katyniu. Zapakowano je w kilka skrzyń, a nastęnie zostały wywiezione przez dyrektora Instytutu Medycyny Sądowej we Wrocławiu (Breslau) Gerharda Buhtza (1896-1944) i oficjalnie zaginęły. W rzeczywistości część z nich, to znaczy fragmenty kilku zwłok, kości, dokumenty i niektóre przedmioty osobiste znalezione przy ofiarach, trafiły na Uniwersytet Wrocławski, gdzie były ukrywane przez polskich naukowców do chwili upadku komunizmu.
Co ciekawe, odkrywca katyńskich grobów Teofil Rubasiński ocalał, ponieważ w 1943 r. uciekł z niemieckiego oddziału robotniczego i ukrywał się aż do końca wojny. W obawie o życie przez lata nie ujawniał, co widział w Katyniu. Dopiero po upadku komunizmu w Polsce uzyskał od władz Niemiec poświadczenie, że to on odnalazł doły śmierci w Lesie Katyńskim i przekazał swoją relację polskim władzom sądowym (1992).
Władze komunistycznej Polski dopiero w roku 1989, kiedy imperium Sowietów coraz wyraźniej chyliło się ku upadkowi, oficjalnie przyznały, że to NKWD wymordowało polskich jeńców. Rok później potwierdził to Związek Sowiecki, lecz formalne sowieckie dochodzenie nie było prowadzone zbyt energicznie, a w roku 2004 zostało umorzone już przez rosyjski sąd. Mimo to w latach 90. XX wieku Rosjanie zgodzili się na ograniczone polskie badania archeologiczne w katyńskim lesie.
Całe sowieckie imperium były przepełnione podobnymi grobami zwłaszcza w tych rejonach, gdzie działały obozy koncentracyjne lub wykorzystywano niewolniczą pracę więźniów i przymusowych przesiedleńców (Werth, 1999, s. 52-54), lecz większość z nich pozostała nieznana i nie doczekała się badań archeologicznych również po rozpadzie ZSRR. Była to konsekwencja postawy władz Rosji, które nie uznały komunizmu za ideologię przestępczą. Co prawda zezwoliły na działalność Stowarzyszenia Memoriał (1989 r.) gromadzącego dane o komunistycznych prześladowaniach, lecz uparcie bagatelizowały rozmiary zbrodni popełnionych przez Sowietów, usprawiedliwiały je aktualną sytuacją polityczną, lub starały się je ukryć i nie dopuszczały do procesów zbrodniarzy. Było to podejście zasadniczo odmienne od tego, które prezentowały władze Niemiec wobec hitleryzmu. Tam bowiem, głównie pod naciskiem mocarstw okupujących pokonane Niemcy, nazizm oficjalnie potępiono, planowe wyniszczanie Żydów (Holokaust) i innych grup etnicznych oraz społecznych (na przykład homoseksualistów i chorych psychicznie) uznano za zbrodnię przeciw ludzkości, przynajmniej głównych winowajców osądzono, a miejsca mordów i masowych pochówków ofiar w większości zostały odkryte i ujawnione.
Ruszyły za to badania w krajach wyzwolonych spod władzy Sowietów i niezależnych od posowieckiej Rosji. Przykładem mogą być prace archiwalne i wykopaliskowe prowadzone przez Krzysztofa Szwagrzyka, który zajął się odnajdowaniem ukrytych grobów ludzi pomordowanych przez Sowietów okupujących Polskę i przez polskich komunistów zależnych od Moskwy (Szwagrzyk, 2000). Dotarł między innymi do dołów grzebalnych w Białymstoku i na tak zwanej Łączce na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie (wykopaliska od 2012 r.). Wydobyte szczątki były w miarę możności identyfikowane na podstawie zachowanych fragmentów odzieży, przedmiotów znalezionych w dołach, cechach uzębienia i badań genetycznych, polegających na porównaniu DNA z kości oraz DNA żyjących członków rodziny.
XX wiek pozostawił po sobie ogromną liczbę zbiorowych mogił ofiar szaleńczych ideologii. Co prawda komunizm był z nich najstarszy i pochłonął zdecydowanie najwięcej ludzkich istnień, lecz nie był jedyny. Sama I wojna światowa to popis patriotycznego zaślepienia polityków i wojskowych, którzy posyłali na śmierć setki tysięcy ludzi, chociaż wiedzieli, że nie mogą przełamać frontu. Tak było między innymi nad Sommą w 1916 r. Rzeź niemal półtora miliona Ormian dokonana przez Turków w latach 1915-1918 w imię budowy narodowego państwa to kolejny przykład mordu z pobudek patriotycznych. Do tej samej kategorii zbrodni nacjonalistycznych należy zaliczyć trwający od lat 30. XX wieku do 1945 r. nazistowski obłęd wyniszczenia „podludzi” czyli Cyganów, Słowian i kilku innych grup etnicznych a zwłaszcza Żydów (Hilberg, 1961).
W Hiszpanii generał Francisco Franco (1892-1975) wygrał wojnę domową (1936-1939) przeciwko komunistom i wprowadził system faszystowski jako skrajnie prawicową dyktaturę opartą na armii, terrorze wobec przeciwników politycznych i ścisłej współpracy z Kościołem katolickim. Kilkaset tysięcy ofiar wojny domowej nazywanej chrześcijańską krucjatą przeciw komunizmowi, masowych rozstrzeliwań i już powojennych mordów grzebano potajemnie w zbiorowych mogiłach. Rękami ok. 20 tysięcy więźniów politycznych dyktator zbudował sobie gigantyczne mauzoleum w bazylice umiejscowionej w Dolinie Poległych pod ogromnym krzyżem wysokim na 150 metrów. W Dolinie Poległych miano pochować 33 tysiące zwycięzców frankistowskiej krucjaty czyli wojny domowej. Kiedy jednak okazało się, że nie ma ich aż tak dużo, Franco nakazał potajemnie ekshumować i zwozić z całej Hiszpanii szczątki ofiar własnego terroru i mimo protestów żyjących krewnych umieścił je przy mauzoleum jako zwłoki swoich zwolenników. Jeszcze 40 lat po śmierci Franco w mauzoleum codziennie odprawiano mszę za duszę zbrodniarza. Jego współpracownik ksiądz Josemaría Escrivá Balaguer (1902-1975), który w roku 1928 założył fundamentalistyczną katolicką organizację Opus Dei i otrzymał od dyktatora tytuł szlachecki, w roku 2002 został ogłoszony katolickim świętym przez papieża Jana Pawła II. Nic dziwnego, że w takiej atmosferze niemal zapomniano o grobach ponad 100 tysięcy ofiar reżimu: na początku XXI wieku archeolodzy zdołali przebadać tylko nieliczne doły grzebalne zawierające mniej niż 10 tysięcy zwłok. Władze ne były zainteresowane zbadaniem wszystkich grobów.
Do milionów ofiar komunistów, faszystów i nazistów należy dodać jeszcze pogromy ludności żydowskiej dokonywane przez przedstawicieli najróżniejszych narodowości w całej Europie podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu (w samej Polsce doszło do ponad 130 zbiorowych mordów popełnionych przez miejscową ludność na Żydach). Uznanie tych zbrodni z trudem toruje sobie drogę do zbiorowej świadomości poszczególnych narodów, chociaż powoli rośnie liczba publikacji na ten temat (Tryczyk, 2015). Sąsiedzi od pokoleń żyjący obok siebie zaczęli się wzajemnie mordować, kiedy wmówiono im, że są wrogami, ponieważ mówili innymi językami, wyznawali inną religię, lub mieli innych przodków. Przykładem są polsko-ukraińskie czystki etniczne na Wołyniu, gdzie w 1943-1944 zginęło ok. 50-60 tysięcy Polaków i 2-3 tysiące Ukraińców. Na Bałkanach w latach 90. wzajemnie zabijali się ludzie mieszkający razem od wieków, w wielu wypadkach związani stosunkami rodzinnymi: Serbowie i Chorwaci, muzułmanie i chrześcijanie, prawosławni i katolicy, Albańczycy i Słowianie... Archeolodzy, często przy użyciu fotografii lotniczych i satelitarnych oraz georadarów, odkrywali potem zbiorowe mogiły tysięcy ofiar tych sąsiedzkich zbrodni, lecz losu wielu ludzi na Bałkanach nigdy nie udało się ustalić.
Szał zabijania tylko za to, że ktoś jest inny nie ominął też Ameryki Łacińskiej (zbrodnie komunistycznych władz Kuby, reżimu peronistów w Argentynie w latach 40., 50. i 70. XX wieku, czy wojskowej junty w Chile w latach 70. i 80.), Afryki (na przykład masowe rzezie Hutu i Tutsi w latach 90.) i krajów muzułmańskich (między innymi rzezie dokonywane przez islamistów w Iraku i Syrii na początku XXI w.).
Archeolodzy badający ślady najnowszej historii niemal wszędzie natykają się na doły pełne zwłok ludzi pomordowanych w imię rzekomo wyższych wartości jak państwo, naród, rasa, klasa społeczna, idea polityczna czy religia uznana za jedyną prawdziwą. Dopiero jednak miliony ofiar II wojny światowej przekonały rządy do podpisania 9 grudnia 1948 r. międzynarodowej Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa. Jej projektodawcą był polski prawnik żydowskiego pochodzenia Rafał Lemkin (1900-1959), absolwent prawa na polskim Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Po zajęciu wschodniej Polski przez Armię Czerwoną udało mu się uniknąć schwytania przez NKWD, a w roku 1940 uciekł spod sowieckiej okupacji do Szwecji. Niedługo potem wyjechał do Stanów Zjednoczonych i tam napisał książkę o masowych mordach w wojennej Europie. Sformułował prawną koncepcję ludobójstwa jako celowego wyniszczania narodów, grup etnicznych, religijnych lub rasowych.
Pozornie po takim zdefiniowaniu problemu pozostało tylko wprowadzić w życie regulacje prawne zapobiegające ludobójstwu i dzięki odpowiedniej edukacji wyleczyć społeczeństwa z niechęci do inności. Niestety, powojenna historia świata pokazała, że nie jest to takie łatwe. Nawet idea Unii Europejskiej wolnej od konfliktów zbrojnych i opartej na coraz ściślejszym łączeniu gospodarek i systemów prawnych poszczególnych krajów przy zachowaniu tożsamości kulturowej napotkała ogromny opór konserwatystów i populistów. Ci ludzie wciąż myślą w kategoriach państwa narodowego oraz religijnej, kulturowej a nawet rasowej wyższości. Nie rozumieją, że państwo to organizacja strzegąca porządku w ramach przyjętych regulacji prawnych i określająca warunki działalności ekonomicznej, a nie reprezentująca interesy narodu lub, jak głosili Marks i Engels, klasy rządzącej. Innymi słowy obywatele jednego państwa nie muszą należeć do tego samego narodu w sensie kulturoym a tym bardziej biologicznym, ale powinni przestrzegać tego samego państwowego prawa.
Literatura
Berry S., 2013, Przepowiednia dla Romanowów.
Courtois S., Zbrodnie komunizmu [w:] Courtois S. (...) Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania.
Courtois S., Werth N., Panné J.-L., Paczkowski A., Bartosek K., Margolin J.-L., 1999, Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania.
Hilberg R., 1961, The Destruction of the European Jews.
Kmiecik S., 2010, To ja odkryłem groby w Katyniu. Głos Wielkopolski 9 kwietnia 2010.
Margolin J.-L., 1999, Kambodża – w kraju niepojętej zbrodni [w:] Courtois S. (...) Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania.
Sołżenicyn A., 2010, Archipelag GUŁag 1918-1956.
Szwagrzyk, K., 2000, Zbrodnie w majestacie prawa.
Tryczyk M., 2015, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów w latach 1941-1942.
Werth N., 1999, Państwo przeciw społeczeństwu [w:] Courtois S. (...) Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania.