Jim Bowler kopie nad jeziorem Mungo (1966 r.)

Jeziora Willarda, datowanie luminescencyjne, Ganga Maya, Java Major, Devil’s Lair, Uluru, naskalne malowidła

Nowa Południowa Walia ponad 700 km na zachód od Sydney jest sucha jak większość Australii. Skąpa, niewysoka roślinność, czerwonawa gleba, palące słońce i temperatury przekraczające 40 stopni Celsjusza to główne elementy niezbyt zachęcającego krajobrazu. W niektórych miejscach widać jeszcze parowy pozostałe po wyschniętych rzekach, co sugeruje, że kiedyś było tu więcej wody, a charakterystyczne formy geomorfologiczne (na przykład skamieniałe osady przybrzeżne i denne) zdają się też wskazywać, że część obszaru pokrywały niegdyś jeziora. Dziś jednak dominującym obiektem jest potężna piaskowa wydma o długości dochodzącej do 30 km i osiągająca wysokość 15 m oraz piaskowcowe ostańce, pojedyncze skały, które jeszcze opierają się niszczącemu działaniu wiatru.

Nic dziwnego, że tak intrygujący krajobraz przyciągnął uwagę badaczy. Nie chodziło jednak o archeologów, ponieważ mało kto mógł sobie wyobrazić, żeby w tych warunkach funkcjonowały niegdyś ludzkie społeczeństwa. Tak więc najpierw pojawili się geolodzy. W latach 60. XX wieku zaczęły się prace nad ustaleniem geologicznej przeszłości tego obszaru. Wśród badaczy zajmujących się tym zagadnieniem wyróżnił się naukowiec z Australian National University w Melbourne James (Jim) Bowler, który miał wkrótce zasłynąć jako znawca przemian geograficznych w plejstocenie Australii. Badacz dokonał serii analiz geomorfologicznych i podjął wykopaliska w miejscach, które uznał za szczególnie interesujące. Bowler i inni geolodzy ustalili, że w środkowym i późnym plejstocenie w tej części Nowej Południowej Walii było wilgotno. Istniało tu wówczas wiele jezior nazwanych łącznie Jeziorami Willarda, które zasilała rzeka. Specjaliści szacują, że jeziora miały powierzchnię od ok. 600 do ponad 35 000 hektarów. Według naukowców badających rejon dawnych jezior proces wysuszania klimatu zaczął się na długo przed końcem plejstocenu, co diametralnie zmieniło panujące wcześniej wyobrażenia, według których dopiero stopnienie wielkich mas lodu na północy globu miało doprowadzić do wysuszenia klimatu. Tymczasem szacunki uczonych próbujących wyznaczyć końcowy moment wysuszania Australii na podstawie badań Jezior Willarda oscylują wokół 19 - 15 tysięcy lat. Do tego czasu zanikła najpierw rzeka, a potem związane z nią małe i wreszcie większe jeziora. To oznacza, że w ostatnich tysiącleciach plejstocenu Jeziora Willarda już nie istniały, czyli bezpośrednie wiązanie ich wyschnięcia ze stopnieniem arktycznego lądolodu nie ma podstaw.

Bowler analizował uwarstwienie i skład mułów oraz ławic piasków pozostawionych przez jeziora i rzeki. Odtworzył i opisał rozwój koryta rzek Murray i dolnego biegu Darling. Przedmiotem jego zainteresowania były też osady eoliczne (wiatrowe), między innymi wydmy, związane z pustynnieniem Australii oraz ślady dawnej flory i fauny świadczące o zmieniającym się klimacie. Wyrósł wkrótce na znawcę przemian klimatycznych plejstocenu i holocenu w Australii, co zaowocowało prowadzonymi przez niego wykładami z meteorologii i paleoklimatologii na uniwersytecie w Melbourne. Wyniki jego prac okazały się tak znaczące, że był kilkakrotnie nagradzany przez instytucje i stowarzyszenia naukowe (w 1981, 1982 i 1986 r.). W roku 1986 wybrano go wiceprezydentem Międzynarodowego Towarzystwa Badań Czwartorzędu (International Union for Quaternary Research), a w roku 1988 został członkiem Australijskiej Akademii Nauk Humanistycznych (Australian Academy of the Humanities) w uznaniu zasług dla odtworzenia pradziejów człowieka. Paradoksalnie bowiem nie nauki o Ziemi, ani nawet stanowiąca jego specjalność paleoklimatologia czwartorzędu, przyniosły mu największą sławę, lecz archeologia.

W roku 1969 Bowler prowadził wykopaliska nad wyschniętym jeziorem Mungo należącym niegdyś do większego zespołu Jezior Willarda. Mungo powstało sporo ponad 100 tysięcy lat temu i z tego okresu pochodzi warstwa czerwonawych osadów świadcząca o wysokiej temperaturze. Środkowa szara warstwa osadów określana jako Mungo powstawała kilkadziesiąt tysięcy lat temu w warunkach nieco chłodniejszych i wilgotniejszych, a od ok. 25 do 15 tysięcy lat osadzała się najwyższa warstwa jasno brązowa związana z rosnącą temperaturą i postępującym wysychaniem jeziora. W warstwie Mungo Bowler niespodziewanie natknął się na ludzkie szczątki nazwane Mungo I lub Panią Mungo (Mungo Lady), których wiek początkowo oszacowano na 25 tysięcy lat. Znalezisko okazało się archeologiczną sensacją. Przede wszystkim szkielet nosił ślady spalenia, co oznacza, że zwłoki poddano kremacji. Potem zaś kości celowo pokruszono, być może za pomocą pałki, a następnie pogrzebano. Można oczywiście spekulować, czy ta forma pochówku była powszechna w paleolicie Australii, czy może chodziło o sytuację wyjątkową. Poddanie czegoś działaniu ognia w większości kultur świata miało walor oczyszczający. A zatem spalenie zwłok mogło oznaczać uwolnienie ducha zmarłej i zabezpieczało żywych przed jej powrotem.

W roku 1974 Bowler odkrył jeszcze jeden szkielet nazwany Mungo III lub też Panem Mungo (Mungo Man). I w tym wypadku wywołał poruszenie wśród naukowców, ponieważ szkielet pokrywała czerwona ochra. Najwyraźniej zwłoki posypano czerwonym barwnikiem, składając hołd siłom życia, a może wyrażając przekonanie, że zmarły odrodzi się w nowej postaci. Idee reinkarnacji były powszechne wśród późniejszych Aborygenów, więc takie przypuszczenie nie byłoby pozbawione cech prawdopodobieństwa. Jednak nie ochra stała się głównym powodem zainteresowania uczonych, lecz datowanie znaleziska: szacunki wskazały bowiem na ponad 60 tysięcy lat, co diametralnie zmieniało poglądy na temat zaludnienia Australii (Kozłowski, 1999, s. 76). Przed odkryciami Bowlera sądzono, że pierwsi ludzie dotarli do północnej Australii zaledwie kilkanaście tysięcy lat temu (White, O'Connel, 1982). Tymczasem daleko na południu nad jeziorem Mungo ludzie mieszkali wiele tysięcy lat wcześniej. Świadczyły o tym kamienne narzędzia i pochówki.

Rozgorzała gorąca dyskusja, zwłaszcza na temat datowania stanowiska znad Mungo. W artykule New ages for human occupation and climatic change at Lake Mungo, Australia zamieszczonym w Nature w roku 2003 James Bowler i kilku innych badaczy opublikowali nowe rezultaty i interpretacje znalezisk znad jeziora Mungo.

Autorzy artykułu posłużyli się metodą wynalezioną w roku 1984 przez zespół fizyków pod kierownictwem Davida J. Huntleya na Simon Fraser University w Kolumbii Brytyjskiej. Kanadyjscy naukowcy zauważyli, że wszelkie osady mineralne zawsze zawierają określone, zwykle zaledwie śladowe, charakterystyczne dla danego obszaru ilości pierwiastków radioaktywnych. Ich promieniowanie uszkadza strukturę niektórych minerałów, na przykład kwarcu lub kalcytu, wybijając elektrony, które zostają uwięzione w siatce kryształu. Jeśli na taki kryształ oddziałuje promieniowanie słoneczne, uwięzione elektrony otrzymują dodatkową dawkę energii, która pozwala im wyrwać się z sieci, co objawia się jako wymuszona emisja światła czyli luminescencja. Natomiast kryształy osłonięte przed wpływem słońca nie świecą, czyli zachowują uwięzione elektrony. Co więcej, liczba tych elektronów powoli rośnie, ponieważ kryształy w osadzie są stale poddawane słabemu promieniowaniu znajdujących się w otoczeniu pierwiastków radioaktywnych oraz promieniowaniu kosmicznemu. Jeżeli zatem pobierze się próbkę minerałów z głębi osadu lub gleby i wystawi ją na ściśle określony impuls świetlny, wystąpi luminescencja. Intensywność luminescencji, czyli ilość wytworzonego światła, zależy od tego, jak długo minerał pozostawał poza zasięgiem słońca; im dłuższy jest ten czas, tym silniejsza luminescencja. Metoda luminescencyjna określa więc, jak dawno temu dany obiekt ostatni raz znajdował się na powierzchni ziemi. Oczywiście trzeba przy tym uwzględnić znalezione w lokalnym osadzie pierwiastki radioaktywne oraz promieniowanie kosmiczne.

Przebadane w ten sposób szczątki opisane jako Mungo I pochodziły prawdopodobnie sprzed ok. 40 tysięcy lat, a więc były dużo starsze, niż wcześniej sądzono. Podobny rezultat osiągnięto w odniesieniu do szkieletu Mungo III, który wcześniej był oceniany bardzo różnie, bo od 30 aż do 62 tysięcy lat. Tak więc badania metodą luminescencji wymuszonej pokazały, że pochówki nad jeziorem Mungo mogły się odbyć ok. 40 tysięcy lat przed ich odkryciem, a obecność ludzi w rejonie jeziora Mungo umiejscowiły między 46 i 50 tysiącami lat. Na ten sam czas wskazywały dodatkowo badania stratygraficzne osadów jeziornych pokazujące fluktuacje poziomu wody w jeziorze oraz związane z nimi osady piasków eolicznych. Co więcej jezioro Mungo nie było miejscem wyjątkowym, ponieważ w tym samym czasie ludzie zamieszkiwali też zachodnią Australię, o czym świadczą wykopaliska w jaskini Ganga Maya rozpoczęte w pierwszych latach XXI w. Kate Morse ze współpracownikami odkryła tam siedzibę wczesnych Australijczyków, a badanie radiowęglowe dało wiek co najmniej 45 tysięcy lat.

To oznacza, że pierwsi mieszkańcy Australii musieli przybyć z Azji ponad 45 tysięcy lat temu.

W tym czasie w Indochinach i Indonezji funkcjonowały jeszcze populacje Homo erectus, lecz były stopniowo spychane w głąb lasów i w najmniej interesujące obszary, lub trwały w izolacji na odległych wyspach. Późniejsze malajskie legendy mówiły o niskich, leśnych istotach przypominających człowieka, które mieszkały w tej części świata przed przybyciem „prawdziwych ludzi” i zostały wytępione jako rzekomo groźne. Być może chodziło właśnie o ostatnich praludzi?

Badania szczątków kostnych, w tym między innymi mitochondrialnego DNA z kości Mungo III, wykazały, że przodkowie Aborygenów wywodzili się od Homo sapiens z Indonezji z pewnym udziałem Homo denisoviensis. Reprezentowali wczesną rasę australoidalną, która zamieszkiwała wtedy całą południową Azję od Indii po Filipiny. Opanowali umiejętność budowania tratw i prawdopodobnie wiedzieli, że tratwy o szerokości do 3 metrów i długie na ponad 10 metrów są na morzu najstabilniejsze. Wiedzieli też, że po drugiej stronie morza u południowych brzegów Timoru oraz na wschód od Moluków znajduje się jakiś ląd. Świadczyły o tym chmury, lecące stamtąd ptaki, szczątki wyrzucane przez morze i układ prądów. Wystarczyło przepłynąć kilkanaście, może kilkadziesiąt kilometrów, żeby dostrzec ziemię ukrytą za horyzontem. W okresie zlodowaceń ogromne ilości wody były związane w postaci lodu, co przełożyło się na bardzo niski poziom mórz; duża część szelfu była wynurzona, a cieśniny między lądami węższe. Co prawda nie doszło do bezpośredniego połączenia Australii z Indonezją i Azją, lecz obie masy lądów bardzo się do siebie zbliżyły, co ogromnie ułatwiło przeprawę. Dzięki temu azjatyccy australoidzi dotarli do Wielkiej Australii czyli plejstoceńskiego kontynentu złożonego z Australii, Nowej Gwinei i Tasmanii.

Wyprawa do nowej ziemi nie mogła być pojedynczym wyczynem, ponieważ na jednej tratwie płynęło zaledwie kilkanaście osób. Gdyby tylko jedna tak mała grupa została w Australii, a jej członkowie krzyżowali się między sobą, już po kilku pokoleniach doszłoby do ujawnienia wad genetycznych i cała populacja uległaby prawdopodobnie degeneracji aż do wymarcia. Należy też brać pod uwagę rozmaite katastrofy, które dotykały pierwszych osadników: wypadki na morzu, śmierć podczas polowania i choroby łatwo mogły zniszczyć nieliczne społeczności. To oznacza, że tratw było wiele, płynęły w różnym czasie i lądowały prawdopodobnie w różnych punktach północnego wybrzeża Wielkiej Australii. Na tratwach musiały podróżować całe rodziny lub hordy czyli niewielkie grupy tworzące wspólnoty. W wielu wypadkach można zapewne mówić o planowej kolonizacji nowej krainy. Z mieszania i krzyżowania wielu takich grup powstali późniejsi Aborygeni.

Ludzie ekspandowali z północy w falach skorelowanych z okresami wilgotniejszymi i suchymi, a nowe populacje spychały starsze grupy coraz dalej na południe. To znajduje odbicie w etnicznej strukturze Australii widocznej jeszcze w XIX wieku, kiedy najbardziej archaiczne populacje Aborygenów żyły na Tasmanii, a najbardziej zaawansowane cywilizacyjnie i spokrewnione z Malajami oraz Papuasami zamieszkiwały północne wybrzeża kontynentu.

Wraz z przybyciem człowieka jako sprawnego i inteligentnego drapieżnika nastąpiło załamanie australijskiej megafauny (Achenbach, 2010). Wielkie torbacze, warany i nielotne ptaki które nie znały ludzi, względnie łatwo padały ich łupem, zanim zdążyły się nauczyć, jak unikać groźnego przybysza. Można się domyślać, że pierwsze polowania w Australii musiały zachwycać łatwością, z jaką zabijano zwierzynę, która nie znała człowieka i ilością mięsa, ponieważ człowiek atakował przede wszystkim duże gatunki. W pamięci Aborygenów ten pierwszy okres związany z zaludnieniem Australii przetrwał jako legendarny Okres Marzeń, kiedy harmonia i szczęście były udziałem wszystkich, a świat był młody i piękny. Do tego raju utraconego wracają później duchy zmarłych i stamtąd też przybywają, żeby ponownie wcielić się w rodzących się Australijczyków.

Niestety, początkowe sukcesy myśliwskie okazały się zapowiedzią klęski, ponieważ wkrótce zabrakło dużej zwierzyny łownej. Największe zwierzęta zostały wytępione, o czym świadczą dane paleontologiczne, a ich miejsce zajęły te, które umiały uciec przed myśliwymi oraz mniejsze, które względnie łatwo mogły się ukryć. Niebagatelną rolę w katastrofie ekologicznej, jaka dotknęła Australię odegrał też przywieziony przez człowieka pies. W krótkim czasie stada zdziczałych psów dingo wytępiły wiele miejscowych gatunków. Na domiar złego w okresie od 30 do 20 tysięcy lat temu postępowało osuszanie klimatu, co pokazały na przykład badania Jezior Willarda. W rezultacie zarówno zwierzęta, jak i ludzie musieli opuszczać pustynniejące okolice i przenosić się na tereny nieco wilgotniejsze, a dla wielu wręcz zabrakło miejsca. Australia stawała się kontynentem coraz mniej gościnnym i z coraz uboższą fauną.

Ludzie, którym przyszło tu żyć musieli więc przystosować się do trudnych warunków i zrobili to przede wszystkim ograniczając swoją rozrodczość. W tak ubogim, najczęściej pustynnym środowisku nie było mowy o ekspansji, powiększaniu liczebności i tworzeniu nadwyżek żywności, co przełożyłoby się na kształtowanie struktur politycznych. Większa liczba ludzi oznaczała nie siłę i rozwój, lecz groźbę głodu. Australia nie miała nadających się do uprawy roślin dostarczających skrobi jak to było w Eurazji, gdzie istniało kilka gatunków dzikich zbóż, roślin strączkowych i roślin produkujących pożywne bulwy. W Australii nie było też zwierząt, które nadawały się do udomowienia jako źródło mięsa lub mleka. W warunkach pustynnych przy ciągłym niedoborze wody i niecyklicznych, a więc nieprzewidywalnych, zmianach klimatu związanych z efektem El Niño (okresy suszy i gwałtownych opadów) ludzie nie mogli przejść do etapu rolnika lub hodowcy. To oznaczało, że pierwotni Australijczycy musieli pozostać myśliwymi i zbieraczami na poziomie epoki kamiennej. Aborygeni wypracowali sztukę egzystencji w równowadze z ubogim środowiskiem nie dlatego, że byli niezdolni do rozwoju, lecz dlatego, że warunki środowiska uniemożliwiały rozwój. Aborygeni trwali więc w epoce kamiennej przez kilkadziesiąt tysięcy lat. Co prawda malajscy żeglarze docierali do północnych wybrzeży Australii, gdzie łowili morskie zwierzęta i produkowali trepang (suszone strzykwy), lecz nie byli zainteresowani kolonizacją kontynentu. W 1944 r. Maurie Isenberg, żołnierz oddziałów strzegących wybrzeży przed spodziewaną japońską inwazją, znalazł pięć miedzianych monet na jednej z wysp Wessel przy północnych brzegach Australii. Ponieważ nie zdawał sobie sprawy z wagi swojego odkrycia, dziwne monety wrzucił do puszki i zapomniał o nich na wiele lat. Dopiero w 1979 r. przekazał znalezisko do muzeum. Okazało się wtedy, że monety mają ok. 1000 lat i pochodzą z sułtanatu Kilwa we wschodniej Afryce, poświadczając tym samym istnienie sieci handlowych połączeń oplatających cały Ocean Indyjski od Zendż i Arabii po Indie, Indonezję i wybrzeża Australii. Malajscy kupcy i rybacy wielokrotnie docierali do Australii, a ich śladem podążali też żeglarze z Chin a nawet z Japonii. Na materialny ślad tych kontaktów natrafiono w roku 1879, kiedy w Darwin została odkryta porcelanowa figurka wyprodukowana w XV w. w Chinach.

Statki Portugalczyków i Hiszpanów pojawiły się koło Australii w XVI w., lecz ich odkrycia były trzymane w tajemnicy. Mimo to niektóre dane wydostawały się poza tajne archiwa. Na przykład w 1508 r. holenderski kartograf Johannes Ruysch (ok. 1460-1533) na swojej mapie umieścił ląd Java Major odpowiadający północnej Australii. Ten sam ląd pojawiał się też na innych mapach opracowanych przez Holendrów i Włochów w latach 1519, 1535, 1582 i 1602, a nazwy związane z Java Major pochodziły z języka portugalskiego. Na brzegach Australii wylądowali Holendrzy Willem Janszoon (1570-1630) w 1606 r. i Dirk Hartog (1580-1621). I wreszcie w 1770 r. Anglik James Cook (1728-1779) ogłosił kontynent posiadłością brytyjską. Europejczycy przynieśli zaawansowaną technologię, sprowadzili użyteczne zwierzęta i rośliny, zaczęli nawadnianie, zbudowali miasta. To oznaczało katastrofę dla Aborygenów traktowanych jak rasa niższa, umierających na choroby przywleczone przez kolonizatorów i spychanych do rezerwatów, a przede wszystkim poddanych planowej dekulturacji.

W Australii pozostały po nich naskalne malowidła rozsiane po całym kontynencie jak na przykład w Devil’s Lair w zachodniej Australii, gdzie kilkadziesiąt tysięcy lat temu Aborygeni pokryli malunkami ściany niewielkiej jaskini. Jedne z najsłynniejszych obrazów znajdują się na świętej skale Uluru w centrum kontynentu oraz na skałach w Laura koło Cairns w Queensland. Biali natrafili na naskalne dzieła sztuki pod koniec XVIII wieku. W roku 1788 pierwszy gubernator Nowej Południowej Walii Arthur Phillip (1738-1814) znalazł duże powierzchnie skał pokryte malunkami i rytami w okolicach Port Jackson czyli późniejszego miasta Sydney. W ciągu dwóch następnych stuleci poznano ponad 100 tysięcy takich stanowisk, o czym pisze Josephine Flood w monografii wydanej w roku 1997. Wiele z nich miało znaczenie magiczne i religijne, co wywoływało niechęć białych kolonistów i misjonarzy. Dopiero w drugiej połowie XX wieku Aborygeni zaczęli odzyskiwać pradawne sanktuaria i zdobyli pewną autonomię w ramach australijskiego państwa. Niestety, poza nielicznymi wyjątkami jak na przykład w Parku Narodowym Kakadu, naskalne malowidła nadal niszczały. Główni winowajcy to już nie otwarci wrogowie aborygeńskiej kultury lecz przemysł zajmujący coraz większe obszary kontynentu, sieć nowoczesnych dróg, urbanizacja i turyści. Niebagatelne znaczenie ma też fakt, że większość naskalnych obrazów w Australii powstała pod gołym niebem, gdzie działają deszcz, wiatr, zmiany temperatury i słońce.

Poza najmniejszym kontynentem ludy australoidalne zostały wyparte, częściowo wytępione i zasymilowane głównie przez rasę mongoloidalną. Do XX wieku dotrwali tylko nieliczni jak na przykład australoidalni mieszkańcy Andamanów, archipelagu niewielkich wysp na zachód od Indochin, gdzie rzadko lądowały statki kupców, a władcy nie byli zainteresowani podbojem. Dopiero w roku 1789 Brytyjczycy dokonali aneksji wysp, a w roku 1947 archipelag stał się częścią Indii.

Literatura

Achenbach J., 2010, Zaginione giganty, National Geographic 10, 2010.

Flood J., 1997, Rock Art of the Dreamtime.

Kozłowski J. K., 1999, Ekspansja Homo spiens do Australii i początki zasiedlenia Nowej Gwinei i Tasmanii [w:] Encyklopedia historyczna świata. Tom I. Prehistoria.

White J. P., O'Connel J. F., 1982, A Prehistory of Australia, New Guinea and Sahul.

Jim Bowler kopie nad jeziorem Mungo (1966 r.)