Honor Frost, księżna archeologii podmorskiej (1960 r.)

Statki Kaliguli w jeziorze Nemi, akwalung, Gelidonya, typologia kamiennych kotwic, mechanizm z Antykithery, „Victory”, wyprawa Franklina, „San Jose”

Leon Battista degli Alberti (1404-1472) rozpoczął prace wydobywcze w roku 1446. Chodziło o odnalezienie wraków dwóch pływających pałaców cesarza Kaliguli, które spoczywały na dnie jeziora Nemi koło Rzymu (Skrok, 1991, s. 23). Każdy ze statków miał 80 metrów długości, a znajdowały się na nich pomieszczenia mieszkalne, biblioteki, sale gimnastyczne i baseny. Piece umieszczone pod pokładem ogrzewały statek za pośrednictwem gorącego powietrza rozprowadzanego systemem glinianych rur biegnących pod podłogą. Wspaniałość tych konstrukcji miała świadczyć o potędze właściciela i dlatego też, kiedy szalony cesarz został zamordowany, imponujące statki zatopiono jako symbole znienawidzonego tyrana. Przez stulecia krążyły o nich jedynie legendy i dopiero w XV wieku pojawiła się realna próba zbadania i ewentualnie wydobycia wraków. Battista zastosował do tego dzwon nurkowy, konstrukcję zapomnianą w średniowieczu, choć znaną już w czasach Arystotelesa. Według legendy sam Aleksander Macedoński odbył podróż na dno morza w szklanym dzwonie nurkowym, a w IV w, n.e. rzymski autor Vegetius pisał o stosowaniu dzwonu podczas wojen na morzu. Battista oczywiście nie zdołał wyciągnąć ogromnych wraków, ale zabrał z nich pewną ilość cennych przedmiotów, stanowiących niegdyś wyposażenie pływających pałaców. Przede wszystkim zaś wskazał drogę następnym badaczom zabytków ukrytych pod wodą, antycypując powstanie podwodnej archeologii.

Jednak właściwy rozwój tej nowej dziedziny nauki zaczął się dopiero na przełomie XIX i XX wieku, a jednym z najbardziej spektakularnych w tym czasie wydarzeń, które przyczyniły się do rozwoju archeologii podwodnej, było odkrycie wraku statku koło niemal bezludnej greckiej wysepki Antykithera (James, Thorpe, 1997, s. 111-112). Wiosną w roku 1900 grupa poławiaczy gąbek pracujących przy wybrzeżach Afryki wracała do domu na wyspie Syme koło Rodos. Żeglarze zostali jednak zaskoczeni przez sztorm i musieli schronić się na Antykitherze. Kiedy zaś, korzystając z okazji, spróbowali nurkować w poszukiwaniu gąbek, ku swemu zdumieniu odkryli na dnie wrak starożytnego statku z licznymi brązowymi i marmurowymi rzeźbami, które mogły mieć sporą wartość rynkową. We wrześniu 1901 roku poławiacze gąbek wrócili na Antykitherę w towarzystwie archeologów. Okazało się wtedy, że statek zatonął w I wieku p.n.e. i prawdopodobnie pochodził z Rodos. Archeolodzy wydobyli z niego sporo dzieł sztuki oraz wytworów rzemiosła, ale największą ciekawość badaczy wzbudził dziwaczny przedmiot wykonany z brązu. Nikt bowiem nie umiał powiedzieć, co to było i czemu miało służyć. Dotychczas żaden archeolog ani historyk nie widział czegoś podobnego, więc brakowało analogii. Rozpoznano co prawda szereg precyzyjnie wykonanych zębatych kół opatrzonych symbolami i napisami, ale przeznaczenie tego przedmiotu nadal pozostawało tajemnicą. Dopiero w roku 1951 sprawą zainteresował się amerykański badacz z uniwersytetu w Yale Derek de Solla Price i zaczął niezwykle żmudną pracę. Z pomocą aparatu rentgenowskiego wielokrotnie prześwietlał brązowy mechanizm, aby ustalić wzajemne położenie zębatych kół oraz innych elementów, porównując swoje obserwacje z widocznymi napisami i symbolami. Ostatecznie, po niemal 20 latach pracy, wykazał, że znalezisko z Antykithery było wymyślnym mechanicznym komputerem, a jednocześnie rodzajem kalendarza. Służył do określania wyglądu nieba w różnych porach roku i o różnych godzinach, pozwalał opisać wzajemne położenie poszczególnych ciał niebieskich i przewidywać ich układ w przyszłości. Za pomocą tego urządzenia można też było dokonywać obliczeń arytmetycznych. Ustalenia Price’a wywołały sensację, ale właściwie nie były zaskoczeniem dla historyków, ponieważ o tego rodzaju urządzeniach wspominali starożytni autorzy, chociaż nie zachowały się one do XX wieku. Na przykład Cycero pisał o Posejdoniuszu, który zbudował kulisty model wszechświata, który obracany pokazywał cykliczne zmiany w wyglądzie nieba.

Po odkryciu koło Antykithery naukowcy i opinia publiczna upewnili się, że archeologia mórz ma przed sobą ogromną przyszłość. Kolejne odkrycia w wodach Morza Śródziemnego przekonały archeologów, że pod wodą spoczywają tysiące szczątków dawnych cywilizacji. O części z nich wiadomo było już od dawna, a inne dopiero czekały na odkrycie. Do pierwszej grupy należały cesarskie statki z jeziora Nemi. Wiedziano o nich od kilkunastu stuleci, ale zostały wydobyte przez włoskich archeologów dopiero w roku 1931. Miały być elementem propagandy Mussoliniego, który marzył o odbudowaniu śródziemnomorskiego imperium pod władzą włoskich faszystów na wzór dawnego Cesarstwa Rzymskiego. Jednak pływające pałace Kaliguli najwyraźniej przynosiły pecha: tak jak nie pomogły cesarzowi, tak też 19 wieków później nie przysłużyły się dyktatorowi (Skrok, 1991, s. 25). Faszyst

owskie Włochy upadły, a wycofujący się niemieccy sojusznicy Mussoliniego spalili wraki w roku 1945.

Dopiero kilkanaście lat po tym nieszczęśliwym prologu archeologia podwodna weszła w okres wielkich sukcesów. W połowie lat 50. XX wieku nowojorski dziennikarz Peter Throckmorton, pasjonat fotografii i nurkowania, odwiedził wioskę Bodrum na południowo-zachodnich wybrzeżach Turcji. Bodrum to antyczny Halikarnas, gdzie w drugiej połowie IV w. p.n.e. Mauzolos zbudował dla siebie słynny grobowiec, jeden z siedmiu cudów świata starożytnego wymienionych przez Kallimacha z Cyreny (ok. 310 - ok. 240 p.n.e.). Jednak Throckmorton przyjechał tam nie dla skromnych resztek niegdyś wspaniałej budowli, ale żeby spotkać się z kapitanem Kemalem Arasem, miejscowym poławiaczem gąbek, który znał położenie kilku wraków zalegających na dnie morza i przeszkadzających mu w pracy. Po wstępnym rozpoznaniu terenu Throckmorton wrócił do Bodrum w roku 1958, żeby zacząć systematyczną eksplorację, która doprowadziła go do przylądku Gelidonya w rejonie Antalyi, gdzie wyłowiono z morza kilka brązowych figurek. Dwa lata później koło Gelidonyi ruszyły oficjalne badania wraku starożytnego statku. Ich kierownikiem był amerykański archeolog George Bass, a w pracach uczestniczyli między innymi Throckmorton oraz Brytyjka Honor Frost.

Frost pochodziła z rodziny zamożnej i wpływowej. Jej dziadek był wojskowym doradcą w armii tureckiego sułtana, a ślub rodziców w Smyrnie zapadł w pamięć współczesnych z powodu niebywale bogatej oprawy. Kiedy jednak monarchia turecka upadła, rodzina straciła dawną pozycję i przeniosła się do Nikozji na Cyprze. Właśnie tam 28 października 1917 roku urodziło się ich jedyne dziecko Honor. Dziewczynka kształciła się w Szwajcarii, a wakacje spędzała na Cyprze, nad ukochanym Morzem Śródziemnym, z którym miała się związać na całe życie. Kiedy oboje jej rodzice umarli, opiekę nad małoletnią Honor przejął bardzo zamożny londyński prawnik Wilfred Ariel Evill, znany kolekcjoner sztuki.

Honor była uzdolniona artystycznie i podjęła studia w londyńskiej Central School of Art oraz w oksfordzkiej Ruskin School of Art. Pracowała potem jako projektantka oraz szefowa publikacji w londyńskiej Tate Gallery. Umiejętności graficzne wykorzystała też ilustrując znaleziska archeologiczne. Oprócz tego była dobrą tancerką, a na początku lat 50. zainteresowała się nurkowaniem. Stała się entuzjastką akwalungu, wynalazku dokonanego przez Jacquesa-Yvesa Cousteau (1910-1997) w latach 40. XX wieku. Słynny francuski badacz mórz zbudował urządzenie znane jako płuca wodne, które po raz pierwszy w dziejach pozwalało człowiekowi przebywać pod wodą bez rurki łączącej nurka z powierzchnią, jak to było wcześniej (Skrok, 1982, s. 17). Umożliwiała to umieszczona na plecach butla ze sprężonym powietrzem i zaworem regulującym ciśnienie gazu doprowadzanego do płuc pływaka. W ten sposób człowiek zyskał nieznaną wcześniej swobodę poruszania się pod wodą i mógł dotrzeć do miejsc dawniej niedostępnych. W tym również do zabytków archeologicznych leżących pod wodą.

Po śmierci Evilla w roku 1963 Honor Frost odziedziczyła jego wspaniały dom przy Wellbeck Street w Londynie oraz bogatą i zaskakująco różnorodną kolekcję sztuki, ale w żadnym razie nie ograniczała się do życia w brytyjskiej stolicy. Ze względu na częste wizyty nad Morzem Śródziemnym kupiła dom na Malcie i uczyniła go swoją bazą. Stamtąd organizowała kolejne podmorskie badania. Na przykład w roku 1958 odkryła wraz z Throckmortonem datowany na IV wiek nieźle zachowany wrak statku leżący w zamulonym rzymskim porcie w tureckiej miejscowości Yassi Ada.

Sławę przyniosło jej uczestnictwo w badaniu wraku z Gelidonyi. Szczątki statku z epoki brązu stały się naukową sensacją, ponieważ na początku lat 60. to był najstarszy znany wrak. Oceniono, że najprawdopodobniej zatonął w XIII w. p.n.e., a pochodził przypuszczalnie z Kanaanu lub Syrii. Archeolodzy odkryli ze zdumieniem, że w jego ładowniach znajdowały się towary, które świadczyły o istnieniu szlaków komunikacyjnych łączących Zatokę Perską, Żyzny Półksiężyc, Kanaan, południową Arabię, wybrzeża Morza Czerwonego, Egipt i świat minojski. Statek wiózł między innymi miedziane blachy, sztabki miedzi i cyny oraz mykeńską ceramikę. Nikt wcześniej nie przypuszczał, że tak dawno funkcjonowały tak rozległe powiązania handlowe. Znaleziono też odważniki, co świadczy o tym, że już w tamtych czasach kształtował się system miar i wag ułatwiający handel. Rekonstrukcja jednostki pokazała, że była ona wyposażona w maszt z pojedynczym żaglem oraz wiosłowy ster (ster zawiasowy powstanie na Bałtyku dopiero w czasach Hanzy). Nie ustalono, dokąd statek zmierzał; być może jego celem były wyspy na Morzu Egejskim, kontynentalna Grecja lub Cypr. Pozostaje też dyskusyjne, w jaki sposób żeglowano. Mogłoby się zdawać, że w tamtej epoce dominował kabotaż czyli żegluga wzdłuż brzegów, co pozwalało orientować się w aktualnym położeniu statku, a w razie potrzeby umożliwiało schronienie się na brzegu. Z drugiej jednak strony bliskość wybrzeża groziła roztrzaskaniem się o skały. Wbrew temu dane dotyczące tradycyjnych technik żeglugi lewantyjskiej pokazują, że bez kompasu i kwadrantu można pływać nawet po otwartym morzu. Na przykład Arabowie stosowali laskę Jakuba do określania wysokości Gwiazdy Polarnej, co pozwalało określić szerokość geograficzną. Natomiast chmury, ptaki i właściwości wody służyły za wskazówki, gdzie znajdują się określone wyspy czy też porty. Biorąc to pod uwagę należy raczej zakładać, że starożytni żeglarze z epoki brązu dobrze radzili sobie również na otwartym morzu, na co zresztą wskazuje konstrukcja statku z Gelidonyi. Był on wystarczająco mocny, żeby wytrzymać trudy dalekich podróży, a jego kształt wskazywał, że nieźle się sprawował nawet w konfrontacji z wysokimi falami. Kabotaż nie był zatem absolutnie konieczny, chociaż z pewnością często go stosowano.

Honor Frost, księżna archeologii podmorskiej (1960 r.)

Honor Frost nie miała wykształcenia historyka ani archeologa, ale pracowitość i inteligencja w połączeniu z umiejętnością nurkowania i ciekawością świata uczyniły ją cenioną specjalistką w dziedzinie archeologii podmorskiej. W roku 1968 powierzono jej prowadzenie ekspedycji badawczej pod auspicjami UNESCO w dawnym porcie Pharos w Aleksandrii. Rezultaty okazały się tak znaczące, że w roku 1969 otrzymała zaszczytne członkostwo organizacji Society of Antiquaries grupującej najlepszych badaczy śladów przeszłości. Zaszczyt był wielki, ale Frost na tym nie poprzestała. W roku 1971 rozpoczęła badania kartagińskiego okrętu wojennego leżącego w porcie Marsala na Sycylii (Skrok, 1991, s.101). Kilka prac poświęciła statkom kartagińskim i fenickim (na przykład w roku 1974 i 1987), ale jej największym osiągnięciem było stworzenie klasyfikacji kamiennych kotwic znajdowanych w wielu miejscach Morza Śródziemnego. Kotwice należały do najczęściej znajdowanych elementów dawnych statków (Skrok, 1991, s. 108-111). Opracowała pionierską metodę datowania znalezisk na podstawie kamiennych kotwic oraz określania, skąd dany statek pochodził (między innymi publikacje z roku 1973, 1985 i 1989).

Swoistym podsumowaniem jej osiągnięć była nagroda przyznana w roku 2005 za promowanie nurkowania w badaniach archeologicznych. Do końca długiego życia zachowała świeżość umysłu i wyprostowaną sprężystą sylwetkę. Pozostała otwarta na nowe idee. Do końca kipiała niespożytą energią i planowała coraz to nowe wyprawy badawcze. Jej ostatnim, niestety już niezrealizowanym, pomysłem była ekspedycja do Indii, gdzie spodziewała się zbadać największą kamienną kotwicę. Umarła 12 września 2010 roku w wieku 93 lat. Nie pozostawiła dzieci, a z mężem rozwiodła się przed wielu laty, ale żyła w pamięci licznych przyjaciół, współpracowników i miłośników archeologii.

Bez Honor Frost bowiem nie można opowiedzieć nie tylko o powstaniu archeologii podmorskiej, lecz także o jej dalszym rozwoju. Przyjaciel Honor Frost i jej współpracownik George Bass w roku 1973 założył pierwszy na świecie Instytut Archeologii Morskiej na Uniwersytecie Pensylwanii. Jej kolega Peter Throckmorton w roku 1975 odkrył statek przy greckiej wysepce Hydra jeszcze starszy niż ten, który znaleziono koło przylądku Gelidonya - badania przeprowadzone przez greckich naukowców w latach 1989-1992 wykazały, że wrak pochodził z XXIII w. p.n.e.

W latach 2009-2014 badacze z amerykańskiej organizacji Odyssey Marine Exploration (założonej w roku 1994) natrafili na szczątki słynnego okrętu wojennego „Victory”. Wielki brytyjski okręt z ładunkiem kilku ton złota zatonął podczas burzy w Kanale La Manche w roku 1744. Nikt z załogi liczącej ponad 1000 osób nie przeżył katastrofy, a jej przyczyna pozostawała nieznana aż do początków XXI w.

9 września 2014 roku kanadyjski okręt podwodny zlokalizował wrak w Cieśninie Wiktorii między Wyspą Wktorii i Wyspą Króla Williama w Archipelagu Arktycznym. Okazało się, że jest to „Erebus” jeden z dwóch okrętów słynnej wyprawy brytyjskiego admirała Johna Franklina (1786-1847), który w roku 1845 wyruszył na poszukiwanie Przejścia Północno-Zachodniego czyli morskiej drogi z Atlantyku na Pacyfik wzdłuż północnych wybrzeży Ameryki. Mimo świetnego wyposażenia ekspedycji nie powrócił nikt spośród jej 129 uczestników. Na ironię zakrawa fakt, że legendarny szlak między oceanami przebył Irlandczyk Robert McClure (albo M'Clure, 1807-1873), który w roku 1850 wyruszył na statku „Investigator” na poszukiwanie Franklina. Co prawda trzy lata później statek McClure'a wmarzł w lody i zatonął (wrak odkryto na dnie Morza Beauforta koło Wyspy Banksa w 2010 r.), a załoga ocalała tylko dzięki pomocy kolejnego statku „Resolute”, lecz ostatecznie dotarła do Pacyfiku. Losy wyprawy Franklina zaś pozostały nieznane; chociaż w latach 80. XX wieku natrafiono na szczątki jego trzech ludzi na wyspie Beechay. Sprawą zainteresował się pochodzący z Polski Thom Żagoń, który dla rządu kanadyjskiego badał pokrywę lodową Arktyki. Żagoń od 2008 roku analizował ruch lodów, prądy morskie, zdjęcia satelitarne i opowieści Eskimosów, żeby wskazać rejon, gdzie należałoby szukać śladów wyprawy Franklina. W rezultacie udało się znaleźć „Erebusa” i zintensyfikowano poszukiwania drugiego okrętu noszącego nazwę „Terror”.

Swoistym Świętym Graalem archeologii podmorskiej jest hiszpański galeon „San Jose”, który w 1708 r. wraz z szesnastoma innymi statkami wyruszył z Cartageny na karaibskim wybrzeżu Kolumbii. Flotylla wiozła do Europy srebro z peruwiańskich kopalni załadowane w panamskim Portobelo oraz złoto i inne kosztowności. Król Hiszpanii potrzebował pieniędzy na prowadzenie wojny przeciw koalicji Wielkiej Brytanii, Holandii, Austrii i  Prus. Niestety, po południu 8 czerwca 36 mil od Cartageny w okolicach wysepki Isla de Baru hiszpańskie statki spotkały czekającą na nie brytyjską armadę pod dowództwem admirała Charlesa Wagera (1666-1743). Jeden ze statków został zdobyty, inne uciekły do Cartageny, a na „San Jose” doszło do potężnej eksplozji, która w ciągu kilkunastu minut zatopiła galeon wraz z ogromnym majątkiem i ok. 600 ludźmi. Wśród późniejszych poszukiwaczy wraków zapanowało przekonane, że ładunek „San Jose” to największy skarb kiedykolwiek zatopiony w morzu. Przez trzy stulecia krążyły legendy o bogactwie leżącym na dnie Morza Karaibskiego. Dopiero w 1981 r. poszukująca zatopionych skarbów amerykańska firma Sea Search Armada ogłosiła, że w przybliżeniu potrafi zlokalizować wymarzony statek. Rząd Kolumbii nie zgodził się jednak na to, by poszukiwacze otrzymali część skarbu, więc prace zostały przerwane, a sprawa trafiła nawet do sądu. Ku rozczarowaniu firmy Sea Search Armada amerykańscy prawnicy w 2013 r. uznali racje kolumbijskich władz. Tymczasem rok później kubański archeolog amerykańskiego pochodzenia Roger Dooley ofiarował prezydentowi Kolumbii Juanowi Manuelowi Santosowi starą mapę Karaibów, na której oznaczono miejsce spoczynku wraka tuż obok małej, nieistniejącej od dwustu lat wysepki. Dooley założył potem firmę Maritime Archeology Consultansts z siedzibą w Szwajcarii i razem z Kolumbijczykami zaczął poszukiwania legendarnego skarbu. Kiedy zaś w 2015 r. ogłoszono, że poszukiwacze dotarli do wraku za pomocą podwodnego drona, Sea Search Armada ponownie zwróciła się do sądu, tym razem kolumbijskiego. Zgodnie z wyrokiem rząd Kolumbii ma podzielić się z firmą SSA, jeżeli miejsce odkrycia będzie zgodne ze współrzędnymi podanymi w roku 1981.

Jak widać, archeologia podmorska nie przestaje się rozwijać, chociaż może czasem prowadziić na sale sądowe. Każdy rok przynosi nowe odkrycia, lecz to, czego dokonała Honor Frost pozostanie w dziejach nauki już na zawsze jako dzieło w pewnym sensie założycielskie dla tej dziedziny wiedzy.

Literatura

Skrok. z., 1982, Archeologia mórz.

Skrok Z., 1991, Archeologia podwodna.

James P., Thorpe N., 1997, Dawne wynalazki.