Wilhelm Koenig i kontrowersyjna elektryczność (1940 r.)
Bateria z Bagdadu, pozłacanie metodą ogniową i przez galwanizację, reliefy z Dendery, manna i botanika biblijna, Arka Przymierza
Książka Neun Jahre Irak opublikowana w Brünn, Münster i Wiedniu w roku 1940 wywołała falę dyskusji, która miała trwać kilkadziesiąt lat. Jej autor, z wykształcenia malarz, Wilhelm König od roku 1931 był asystentem niemieckiego kierownika Bagdadzkiego Zarządu Starożytności w Iraku oraz szefem laboratorium badającego znajdowane obiekty. Rok wcześniej przyjechał do Niemiec, ponieważ ze względów zdrowotnych musiał opuścić Irak. König twierdzi, że w roku 1938 dokładnie obejrzał dziwaczne gliniane naczynie. Według jednej z wersji ten tajemniczy obiekt odkrył w podziemnych magazynach Narodowego Muzeum Iraku w Bagdadzie i dlatego nie bardzo wiadomo, skąd przedmiot pochodził i kto go tam umieścił. Inna opowieść głosi, że to sam König znalazł naczynie w miejscowości Chudżut Rabua pod Bagdadem. Podczas budowy linii kolejowej w roku 1936 robotnicy natknęłi się tam na starożytną kamienną płytę, którą wezwani archeolodzy zidentyfikowali jako część grobowca z czasów monarchii Partów (James, Thorpe, 1997, s. 132). Wewnątrz podziemnej budowli stwierdzono sporo artefaktów, w tym posążki i dziwne naczynie, w którym znajdowała się miedziana tuba, skorodowany żelazny pręt oraz okruchy naturalnego asfaltu. Na dnie dzbana zidentyfikowano poza tym ślady organicznego kwasu. König nie potrafił zinterpretować znaleziska, lecz jeden z miejscowych robotników nie miał żadnych wątpliwości, że ma do czynienia z prymitywnym ogniwem elektrycznym. Takie urządzenia miały podobno być znane w Iraku jeszcze w XX wieku, a używano ich do galwanizacyjnego pozłacania niewielkich przedmiotów ze srebra lub miedzi. König poszedł tym tropem. Opisał zatem gliniany dzban napełniony octem lub innym kwasem znanym w starożytności na Bliskim Wschodzie, na przykład sokiem z cytryny. Otwór dzbana miał być według Königa zamknięty asfaltowym korkiem, który utrzymywał miedzianą tubę zawieszoną w dzbanie. Przez środek korka przechodził dodatkowo żelazny pręt odizolowany od miedzianej tuby. Ponieważ miedź i żelazo były zanurzone w kwasie, zachodzące na nich reakcje chemiczne wytwarzały różnicę potencjału elektrycznego. Połączenie drutem wystających z korka końcówki miedzianej i żelaznej powodowało przepływ prądu o napięciu do ok. 1,5 V (Wille, 1983, s. 106).
Interpretacja Königa spotkała się oczywiście z krytyką, ponieważ naukowcy nie chcieli zgodzić się na tak wczesną znajomość elektryczności. Przykładem może być Elizabeth Stone, znawczyni mezopotamskiej archeologii pracująca na nowojorskim uniwersytecie Stony Brook. Stwierdzila, że nie zna żadnego archeologa, który wierzyłby, że naczynia znalezione w Iraku były niegdyś ogniwami elektrycznymi (Stone, 2012). Zwróciła za to uwagę, że pochodzenie i odkrycie rzekomej baterii jest dyskusyjne. Poza tym zakwestionowała datowanie obiektu, a przede wszystkim interpretowanie go jako urządzenie wytwarzające elektryczność. Z drugiej jednak strony Stone nie potrafiła w sposób przekonujący wyjaśnić, czym mogły być tajemnicze naczynia. Sugerowała bliżej nieokreślone rytuały, podczas których miały rzekomo być używane podobne dzbany. Druga wskazywana przez Stone możliwa interpretacja to miedziane tuby na zwoje papirusów. Tyle tylko, że nigdy takich tub nie przechowywano w glinianych dzbanach. Nie ma też resztek papirusu, chociaż według Stone ślady kwasów organicznych w dzbanach miałyby być pozostałością po całkowitym rozpadzie papirusowych zwojów. Pozostaje też kwestia, do czego miałby służyć żelazny pręt.
Tymczasem w latach 60. XX wieku podobne urządzenia lub ich elementy odkryto w kilku miejscach na terenie Iraku, na przykład w Ktezyfoncie (z III w. p.n.e.), lecz w żadnym nie było fragmentów papirusu. Tymczasem tajemnicze obiekty zaintrygowały fizyka Waltera Wintona z londyńskiego Muzeum Nauki i stwierdził on, że nie ma najmniejszych wątpliwości, co do natury badanego przedmiotu - według niego to musiało być prymitywne ogniwo (James, Thorpe, 1997, s. 133).
W sposób pośredni potwierdzili to również eksperymentatorzy ze słynnego programu telewizyjnego Pogromcy mitów (Mythbusters). W roku 2005 zbudowali kilka kopii baterii z Bagdadu i okazało się, że działają zhodnie z oczekiwaniami Wintona.
Otwarte pozostaje pytanie o przeznaczenie takich ogniw lub złożonych z nich baterii. Niektórzy sugerują, że mogło chodzić o pozłacanie przedmiotów metodą galwanizacyjną. Powszechnie znane było i stosowane aż do XVIII wieku pozłacanie ogniowe. Do tego celu używano amalgamatu czyli sproszkowanego złota zmieszanego z rtęcią. Półpłynny amalgamat nanoszono na pozłacany przedmiot i wkładano do pieca lub opalano ogniem, żeby odparować rtęć. Na przedmiocie pozostawała wtedy cienka lecz mocno przylegająca warstwa złota. Opary rtęci są jednak silnie trujące, więc pozłotnicy często chorowali i szybko umierali. Skrajnym przykładem jest Sobór Isaakijewski budowany w Petersburgu w latach 1818-1858; podczas pozłacania elementów kopuły w latach 1838-1841 umarło ponad 50 pracowników. Nieprzypadkowo w roku 1842 Francuska Akademia Nauk zaleciła rezygnację ze złocenia ogniowego i przejście na bezpieczną metodę galwaniczną.
Według rozmaitych spekulacji elektryczność z domniemanych mezopotamskich baterii mogła też być używana do wzbudzania strachu u prostych ludzi lub nawet do leczenia (oddziaływanie elektryczności na określone punkty na skórze). Trzeba jednak stwierdzić, że w rzeczywistości nie ma śladów praktycznego użycia elektryczności w czasach partyjskich czy też późniejszych. Ten fakt bywa uznawany za dowód przeciwko interpretacji Königa.
Należy jednak pamiętać, że w odległej przeszłości ludzie dokonali co najmniej kilku wynalazków znacząco wyprzedzających epokę, to znaczy takich, których nie umieli praktycznie wykorzystać. Wystarczy przypomnieć greckie badania nad elektrostatycznością, które jednak nie doprowadziły do wynalezienia butelki lejdejskiej. Podobnie prosty silnik parowy opracowany przez Greka Herona w Aleksandrii nie znalazł zastosowania, pozostając jedynie ciekawą zabawką. Nieliczna grupa arystokratów-intelektualistów, którzy na ogół nie musieli pracować, a nawet uznawali pracę za poniżającą czynność godną niewolników i chłopów, dokonywała wynalazków raczej dla zabawy. Nie interesowało ich pomaganie w pracy niższym warstwom społecznym ani też zwiększanie produkcji. Techniczne udogodnienia staną się poszukiwanym towarem dopiero w okresie kapitalizmu, podczas intensywnego rozwoju handlu i masowej produkcji towarów przeznaczonych na sprzedaż.
Z drugiej strony nie brakuje fantastów, którzy czasem próbują wykazać, że kilka tysięcy lat temu pojawiły się skomplikowane urządzenia rodem z XIX lub XX wieku. Przykładem mogą być słynne reliefy ze zbudowanej w okresie ptolemejskim świątyni bogini Hathor w Denderze w Górnym Egipcie. Na pięciu widać postacie trzymające duże gruszkowate kształty z wężowatą strukturą na ich powierzchni. Niektórzy sądzą, że była to szklana żarówka zasilana elektrycznością z baterii podobnych do tych z Mezopotamii. Według ich opinii wężowata struktura znajdowała się nie na powierzchni lecz wewnątrz pełniąc rolę żarnika. Zapominają tylko, że nawet gdyby Egipcjanie potrafili wytworzyć szklane bańki nadające się do zbudowania żarówki, nie bardzo wiadomo, jak mogliby uzyskać wewnątrz rozrzedzenie powietrza bliskie próżni. Jeszcze poważniejszym problemem jest sama elektryczność. Nie znaleziono bowiem w Egipcie szczątków ogniw elektrycznych i nie są znane żadne egipskie opisy urządzeń wykorzystujących elektryczność. Przede wszystkim zaś napięcie uzyskiwane z baterii nawet kilku ogniw podobnych do tych z Mezopotamii nie wystarczałoby do rozżarzenia drucika. Co więcej, według egiptologów reliefy przedstawiają raczej symboliczne stworzenie świata. Widzą tam boską kolumnę dżed i reprezentującego stwórczą moc węża, który wyrasta z kwiatu lotosu jako źródła duchowego życia, a nie żarnik wewnątrz szklanej bańki.
Oczywiście to nie przekonuje fantastów. Wskazują oni na przykład na biblijny opis Arki Przymierza czyli skrzyni, w której Izraelici przechowywali najświętsze dla nich przedmioty: dwie kamienne tablice z Dekalogiem, laskę Aarona (brata Mojżesza i pierwszego arcykapłana z rodu Lewitów) oraz dzban z manną. Manna to według Księgi Wyjścia i Księgi Liczb pokarm zsyłany z nieba, aby Izraeilici przeżyli podróż przez pustynię. Według amerykańskich botaników Harolda N. Moldenke (1909-1996) i Almy L. Moldenke (1908-1997) manna to wydzielina tamaryszku (Moldenke, Moldenke, 1952), a według innych jagody pustynnego krzewu Ochradenus baccata (Maillat, Maillat, 1999).
W każdym razie Arka Przymierza była najważniejszym obiektem związanym z izraelskim kultem. Nic zatem dziwnego, że podobno chroniły ją specjalne moce. Autor Księgi Samuela pisze, że Filistyni porwali Arkę, lecz okazało się na tyle niebezpieczna, że musieli ją zwrócić. Według niektórych autorów skrzynia miała być wielkim kondensatorem i dlatego jej dotknięcie groziło porażeniem. Wciąż jednak nie ma wskazówek, że Arka Przymierza faktycznie była naładowana elektrycznie podobnie, jak nie ma dowodów, że tajemnicze dzbany były elektrycznymi bateriami.
Literatura
James P., Thorpe N., 1997, Dawne wynalazki.
König W., 1940, Neun Jahre Irak.
Maillat J., Maillat S., 1999, Les plantes dans la Bible.
Moldenke H. N., Moldenke A. L., 1952, Plants of the Bible.
Stone E., 2012, Archaeologists revisit Iraq, March 23.
Wille H. H., 1983, Geburt der Technik.
Włodarczyk Z., 2011, Rośliny biblijne. Leksykon.