Społeczeństwo postindustrialne, Tofflerowie, przełomowe momenty dziejów: powstanie człowieka, rolnictwa, kapitalizmu, globalnej sieci informatycznej
1929 r. - Amerykanin W.B. Cannon opracowuje teorię homeostazy - dynamicznej
równowagi stanowiącej jeden z elementów systemowej wizji świata;
1944-1948 r. - Amerykanin N. Wiener tworzy cybernetykę - naukę o informacji i sterowaniu
traktującej maszyny, organizmy i mózg jako zasadniczo takie same systemy;
od 1948 r. - Niemiec L. von Bertalanffy opracowuje teorię systemów;
1959 r. - Brytyjczyk Charles P. Snow wygłasza w Cambridge wykład o dwóch kulturach,
który stanie się symbolem konfliktu humanistyki i przyrodoznawstwa w XX wieku;
połowa lat sześćdziesiątych XX w. - w Stanach Zjednoczonych powstaje ruch hipisów
i dzieci-kwiatów jako protest przeciw kapitalistycznemu społeczeństwu, w którym
młodzież czuje się z jednej strony niepotrzebna (bezrobocie), a z drugiej jest
wykorzystywana (wojsko, polityka). Szczytowym momentem ruchu jest festiwal
w Woodstock w 1969 r.;
1962 r. - w szkockim Findhorn osiedlają się Eileen i Peter Caddy. Wkrótce doznają
objawień dotyczących nowej ogólnoludzkiej wiary. Tak powstaje New Age łączący
rozmaite religie i mistyki, współczesną naukę i techniki medytacyjne, idee
ekologiczne oraz psychologiczne... Niedługo New Age wyrasta na potężny ruch
o zasięgu globalnym;
1970 r. - do Europy dociera amerykański ruch Jesus Revolution głoszący nawrót do
prawdziwej religijności i odrzucenie instytucjonalnych kościołów;
1970 r. - amerykańskie małżeństwo Heidi i Alvin Tofflerowie wydaje swoją pierwszą książkę
„Szok przyszłości” zapowiadającą kres cywilizacji przemysłowej i wejście w epokę
postindustrialną;
lata siedemdziesiąte XX w. - powstaje teoria zjawisk chaotycznych opisująca procesy
niepowtarzalne i nieprzewidywalne (Belg Prigogine, Amerykanie Mandelbrot
i Feigenbaum);
1979 r. - francuski myśliciel J.F. Lyotard wydaje książkę „Kondycja ponowoczesna”, jedno
ze sztandarowych dzieł postmodernizmu zakładającego, że tradycyjne oświeceniowe
- widzenie świata, racjonalizm i dogmat postępu uległy już zużyciu;*
1980 r. - Tofflerowie publikują „Trzecią falę” głoszącą, że ludzkość przeżyła pierwszą falę
gwałtownych zmian, przechodząc do gospodarki rolnej, drugą – przy przejściu do
przemysłu, a teraz nadchodzi trzecia - początek gospodarki opartej przede wszystkim
na informatyce i usługach;
1991 r. - Amerykanin John Brockman publikuje esej o „trzeciej kulturze” jako odpowiedzi
na tradycyjną sprzeczność humanistyki i nauk przyrodniczych. Autor wskazuje, że
zadufanie humanistów przekonanych o własnej wyższości nad umysłami ścisłymi
nie ma uzasadnienia i to raczej przyrodnicy rozumieją więcej;
1999-2000 r. - w kulturze euroamerykańskiej rośnie przekonanie o zbliżającym się końcu
świata; często jest ono związane z rozmaitym kierunkami New Age, ale miewa też
solidniejsze podstawy naukowe jak choćby „kres historii” przewidywany przez
Fukuyamę, znanego amerykańskiego uczonego i publicystę.
Już ten pobieżny przegląd wyraźnie wskazuje, że koniec drugiego tysiąclecia ery chrześcijańskiej jest okresem szczególnym pod wieloma względami. Nawet pomijając mistyczne rozważania sięgające do tez religijnych („koniec świata”, „kres czasów”, „New Age”), łatwo zauważamy, że faktycznie dzieje się coś wyjątkowego. Najwyraźniej nastąpiło załamanie właściwie wszystkich dotychczasowych reguł życia społecznego w kulturze Zachodu: rozpada się tradycyjna rodzina z dawnym podziałem ról między mężczyznę i kobietę, starsi nie są już bezapelacyjnym autorytetem, a miejsce wiary, patriotyzmu i honoru zajmują rozum i pragmatyzm. Po dwóch wojnach światowych, komunizmie, obozach koncentracyjnych nazistów i holocauście jako szczycie antysemityzmu przyszło totalne zwątpienie w dotychczasowy kierunek rozwoju.
Już w XIX wieku pojawił się postmodernizm jako programowe zaprzeczenie oświeceniowego optymizmu poznawczego, racjonalizmu i naukowości, ale dopiero w drugiej połowie XX stulecia staje się on intelektualną modą i nowym sposobem patrzenia na świat. Dostrzegamy go w powieściach Gombrowicza i Kundery, poezji Różewicza, a nawet w rozwoju literatury fantasy swoją magicznością dość jednoznacznie zaprzeczającej ideom racjonalizmu i wiary w postęp wyrażanym w dziełach science fiction. Dość zbliżone trendy dostrzegamy w plastyce, teatrze, muzyce... A także w setkach ruchów religijnych czy sekt odrzucających wielkie systemy monoteistyczne lub negujących tradycyjne zasady moralne. Nawet sama nauka zaprzecza swoim dotychczasowym podstawom, kiedy tworzy teorię chaosu i opisuje procesy nieodwracalne, a przez to niepowtarzalne i niesprawdzalne w doświadczeniu (do niedawna naukowa herezja!). Powstaje teoria systemów, gdzie są rozpatrywane obiekty jako systemy złożone z wielu elementów współdziałających ze sobą w określonym otoczeniu, których rozwój jest ukierunkowany ich wewnętrzną dynamiką. Wbrew klasycznej, krystalicznej jednoznaczności logiki aksjomatycznej natykamy się na logikę nieostrą Łukaszewicza, Kotarbińskiego i Posta, która obok odpowiedzi „tak” i „nie” dopuszcza też określenia typu „nie całkiem” albo „trochę”. Oczywiście bardzo zbliża to ją do rzeczywistości, ale pozbawia dawnej ostrości.
Poważni uczeni zaczynają zajmować się tak do niedawna niepoważnymi zagadnieniami, jak duchy i życie pozagrobowe, kwestie moralne, kosmici... Są to wszystko poglądy jawnie zaprzeczające kartezjańskim i newtonowskim tezom o naukowości tego, co uporządkowane, weryfikowalne empirycznie i oparte na jednoznacznych związkach przyczynowo-skutkowych. To dla nich i dla całościowego nowego widzenia świata Brockman tworzy pojęcie „trzeciej kultury”, która nie jest oczywiście prawdziwą kulturą w sensie etnologii, ale jest nowym sposobem myślenia naukowców i filozofów. Jednoczy humanistykę i przyrodoznawstwo w jedną dynamiczną strukturę zbudowaną na prawach fizyki, chemii i biologii (humanistyka oparta na przyrodzie!), ale niepojmowanych już w sposób rygorystyczny jako coś nadanego z góry i wiecznego. Zresztą nawet aparatura matematyczna, jeśli daje się zastosować do tych zjawisk, także nie rości sobie, tak typowych dla dawnej matematyki, pretensji do jednoznaczności i niezmienności. Nowa matematyka dość często okazuje się probabilistyczna, chaotyczna i wewnętrznie sprzeczna, a czasem dopuszcza kilka rozwiązań nawet nie wypowiadając się, które z nich jest najlepsze. Krótko mówiąc ta niepewność i nieoznaczoność to cechy postmodernizmu.
Zauważmy, że większość wymienionych tu zjawisk ma charakter dość izolowany i jest postrzegana jako element jednej, określonej dziedziny. Artyści widzą wszystko w ramach sztuki, naukowcy w obrębie nauki. Jedynie kilku szerzej patrzących teoretyków albo nurtów podjęło próbę uogólnienia. Przede wszystkim dotyczy to New Age startującego z pozycji mistyki i hipotetycznej globalnej, jeszcze nieukształtowanej, religii oraz poglądów milenarystów oczekujących końca wszystkiego zgodnie z tezami zaczerpniętymi z Biblii. Jeśli takie interpretacje pominiemy (jak na ironię, uznając je za zbyt mało „naukowe”, „logiczne” i „poważne”), natykamy się na prace Tofflerów, które mają chyba najszerszy kontekst i zdają się nie grzeszyć baśniowym mistycyzmem. Ich główna teza brzmi mniej więcej tak: żyjemy w epoce przejściowej między starym społeczeństwem przemysłowym (kapitalistycznym) a nowym, dopiero powstającym opartym na usługach i obiegu informacji. Wszystkie zjawiska, które dziś możemy obserwować, zarówno w sferze twórczości i sztuki jak też poznania naukowego, organizacji społecznej, polityki czy ekonomii wynikają z faktu ich przewartościowywania. Tofflerowie uznali, że jest to trzecia fala zmian, wręcz rewolucji, w dziejach ludzkości po pierwszej odpowiadającej wynalezieniu rolnictwa i drugiej podczas przejścia do gospodarki rynkowej i uprzemysłowienia. Zasadniczo można się z tą opinią zgodzić, chociaż wydaje się, że Tofflerowie pominęli najwcześniejszą falę przemian – tę podczas przechodzenia ze stanu zwierzęcości do człowieczeństwa. W takim ujęciu można przesunąć numerację Tofflerów i podjąć próbę zestawienia czterech etapów przejściowych w naszej gatunkowej i historycznej ewolucji.
1. Przejście od zbieractwa do myślistwa. Zaczęło się około 3 milionów lat p.n.e. i trwało przynajmniej milion lat. Społeczeństwo pierwotnie jest zorganizowane jako horda, czyli grupa żyjąca razem bez wyraźnego przywództwa, jak to jest obserwowane u małp człekokształtnych. Brak skrystalizowanych pojęć religijnych i światopoglądu, brak aparatu przymusu, słaba specjalizacja pracy. Istotą przemian jest rosnąca rola narzędzi i powstanie pojęć abstrakcyjnych zakotwiczonych w języku.
Intensywniejsze i bardziej efektywne myślistwo może prowadzić do zwiększenia ilości pożywienia, a w konsekwencji do zwiększenia liczebności grupy. To wymaga zorganizowania się w wyraźniejszą hierarchię, żeby dość duża liczba ludzi mogła skutecznie ze sobą współpracować. Wyłania się grupa wojowników walczących z wrogami i utrzymująca porządek, a ich przywódca staje się szefem (wodzem) plemienia. Pogłębia się specjalizacja w wykonywaniu określonych prac. Obok wodza pojawia się szaman (czarownik, kapłan) zajmujący się pośredniczeniem między światem ludzi i duchów. Krystalizują się poglądy na budowę i pochodzenie świata. Kształtują się religie (kult przodków, animizm, szamanizm) widzące świat holistycznie jako spójną całość wypełnioną tysiącami rozmaitych sił (magia) i wszędzie podlegającą tym samym prawom, a człowieka jako element tego świata.
2. Przejście do rolnictwa i hodowli. Zaczęło się około 11-10 tysięcy lat p.n.e. podczas „rewolucji neolitycznej”, ale w najbardziej zacofanych częściach zamieszkanego świata (na przykład wnętrze Filipin i niektóre plemiona Amazonii) to przejście dokona się dopiero w XX wieku n.e., czyli po trzynastu tysiącach lat.
Rosnąca liczba ludzi w plemieniu i presja na wynalezienie nowych źródeł żywności doprowadzają do powstania rolnictwa, które dzięki swojej większej wydajności tym bardziej stymuluje powiększanie rozmiarów plemion. W przeciwieństwie do myślistwa, teraz staje się możliwe gromadzenie majątku, który może się sam pomnażać: najbogatsi zajmują najlepszą ziemię uprawną i tworzą coraz liczniejsze stada bydła. Najbogatszymi są zwykle ci, którzy majątek zgromadzili siłą, a więc wojownicy i wodzowie, lub sprytem czyli kapłani i kupcy. To oni przekształcą się z czasem w wyższe warstwy społeczne, szlachtę lub arystokrację, a ich potomkowie będą dziedziczyli zarówno bogactwo, jak i wysokie stanowiska.
Religie rolników akcentują rozróżnienie przyrody, często wrogiej, bo przynoszącej susze i powodzie, nieurodzaje lub ataki szkodników, oraz człowieka przeciwstawianego środowisku. Dawne moce i duchy dzielą się teraz na dwa przeciwstawne obozy dobra i zła. Zróżnicowanie życia społecznego i bogactwo sztuki, techniki oraz specjalizacja pracy powodują pojawienie się wielu bóstw (politeizm) o określonych specjalnościach zamiast dawnego światopoglądu magicznego. Zanika holistyczna wizja rzeczywistości.
W sprzyjających okolicznościach (klimat, żyzna gleba, okres spokoju) akumulacja dóbr doprowadza do bardzo dużych różnic majątkowych. Najubożsi zostają więc zepchnięci na sam dół drabiny społecznej, a ci ze szczytów coraz bardziej umacniają się na swoich pozycjach. W końcu zakładają państwa z władzą sprawowaną przez monarchę (dawnego wodza) często utożsamianego z najwyższym kapłanem. Podporą państwa jest zawsze aparat przemocy w postaci wojska oraz kult religijny. Tym bardziej, że kult często dostosowuje się do nowych okoliczności. Na wzór hierarchicznego społeczeństwa ludzi z monarchą na szczycie, w wielu kulturach powstaje politeizm z bogiem najwyższym, sprawującym władzę nad innymi. Człowiek najczęściej nie jest już fragmentem świata pojmowanego jako całość, lecz poddanym monarchy sprawującego władzę z łaski bogów.
Czasem tendencja do budowania boskiej hierarchii kończy się na stworzeniu idei boga jedynego (monoteizm), oprócz którego nie ma już istnieć żadne inne bóstwo. Oczywiście i w tym przypadku wiąże się to z jednoczeniem wyznawców pod władzą jednego monarchy. Na przykład Izraelici długo czcili wielu bogów, ale po epoce sędziów (patriarchalnych przywódców) przychodzi epoka monarchii, a z nią coraz wyraźniejsza tendencja do monoteizmu (jeszcze za Salomona czcili wiele bóstw). Podobnie chrześcijaństwo mogło się tak rozwinąć ze względu na zapotrzebowanie Cesarstwa Rzymskiego, któremu należało dać jednoczącą je ideę. Pomysł, że światem rządzi jedyny Bóg, a na ziemi panuje jedyny cesarz, był niezwykle kuszący. Nieprzypadkowo więc cesarz Konstantyn, chociaż nie był chrześcijaninem, zwołał sobór do Nicei w roku 325 i tam jest tytułowany przydomkiem Soter czyli Zbawiciel. Tak samo nie są przypadkiem polityczne, jedynowładcze ambicje rzymskich papieży widzących siebie jako ziemskich przedstawicieli jedynego Boga i nazywających siebie ojcami świętymi. Zresztą ten sam sposób myślenia przyświecał monoteizmowi muzułmańskiemu z ideą kalifa jako monarchy i najwyższego kapłana w jednej osobie. Religia i państwo wykazują więc wyraźną tendencję do tworzenia jednolitego systemu. W takiej atmosferze zaczyna się formować nowa jakość - naród albo grupa ludzi o tej samej kulturze dążąca do utworzenia własnego państwa. Idea ta wpajana ludziom jako patriotyzm czyli przywiązanie do swego narodu i narodowego państwa staje się jedną z głównych wartości społecznych.
Taka „monokultura” religijna i polityczna znajduje oczywiście swój odpowiednik w ujednoliconej, kanonicznej postaci idei piękna i sztuki, dobra, prawdy i poznania naukowego. Znamy liczne przykłady prześladowania „heretyków” ośmielających się wierzyć inaczej, myśleć i czuć odmiennie, lub zajmować się tym, co władca i kapłan reprezentujący Boga postanowili odrzucić. Z drugiej jednak strony z góry założona i powszechnie akceptowana nierówność wytwarza „arystokrację ducha”. Największe umysły i najlepsi artyści mogą pracować nie oglądając się na opinię ogółu, a jedynie spełniając wymagania panujących. Natomiast ludzie prości i niewykształceni zgadzają się z tą sytuacją i mogą ewentualnie próbować dorównać „kulturze wysokiej”, lecz jej nie negują.
3. Przejście do dominacji rzemiosła i kapitału od około XIV-XV wieku n.e., a potem „rewolucja przemysłowa” w XIX wieku. Proces zajął około 400-500 lat.
Oparte, oczywiście, na wcześniejszym rozwoju rolnictwa, ale też na intensywnym handlu, który pobudził rzemiosło do produkcji na rynek. W rezultacie dochodzi do akumulacji kapitału i wyłonienia się najbogatszej grupy producentów i kupców. To oni, dzięki swej sile ekonomicznej, wymuszają zmiany w sferze prawa i polityki, aby stymulować rozwój własnych przedsiębiorstw. Przy sprzyjających okolicznościach społecznych i odpowiednim rozwoju techniki szczególnie przedsiębiorczy i bogaci zaczynają wytwarzanie na wielką skalę znacznie przekraczając potrzeby najbliższego sąsiedztwa. Jest to już produkcja wyłącznie z myślą o rynku i maksymalnym zysku. Pojawia się więc myślenie kapitalistyczne w kategoriach pieniądza i zysku. To prędzej czy później prowadzi do wysycenia rynku, to znaczy wyprodukowania takiej ilości towaru, że wszyscy potencjalni nabywcy dysponujący odpowiednią ilością pieniędzy już go nabyli. A zatem po wysyceniu rynków lokalnych producenci i kupcy muszą albo zdecydować się na ograniczenie wzrostu swoich dochodów, albo ekspandować jeszcze dalej na nowe, dotąd nieeksplorowane, obszary. Oczywiście rzadko wybierają pierwszą ewentualność, czyli świadome samoograniczenie, i w ten sposób dochodzi do ekspansji wyrażającej się w kolonizacji i podbojach.
Z rynkowym sposobem myślenia wiąże się też oderwanie kapitalisty od państwa. Nadal trwają państwa narodowe i oficjalnie wychowuje się ludzi w patriotyzmie i pobożności, lecz przedsiębiorca szuka zysku wszędzie, nawet poza własnym krajem. On nie ma narodowości tak samo, jak pieniądze, którymi obraca; zakłada ponadpaństwowe konsorcja i tworzy międzynarodowe sieci powiązań finansowych. To sprzyja postawom pluralistycznym w kwestiach światopoglądu, religii, pojęć piękna i dobra, bo liczy się przede wszystkim zysk. Nauka, estetyka i etyka zostają uwolnione spod dławiącej i normującej kurateli kapłanów, ale dostają się w tryby mechanizmów rynkowych - muszą się dobrze sprzedawać. Jeżeli określone dzieło sztuki, pogląd filozoficzny czy nowa teoria nie znajdują nabywców, popadają w zapomnienie i obumierają. To jednak oznacza, że twórcy muszą się podporządkować gustom i myśleniu najszerszych mas. Stąd reklama, sztuka popularna i ciągłe odwoływanie się do tak zwanej opinii publicznej. Jednym słowem otrzymujemy społeczeństwo demokratyczne, w którym elity rządzące muszą liczyć się z głosem „ludu” (vox populi vox Dei?) czyli przeciętnego obywatela, który przecież w głosowaniach wybiera te elity na najwyższe stanowiska polityczne, a na rynku wybiera konkurujące ze sobą towary. Należy więc oferować mu produkt tani i łatwy opatrzony w dodatku hasłem „dla wszystkich”, natomiast termin „kultura wysoka” zaczyna nabierać znaczenia elitarnego ustępując „kulturze masowej”.
4. Przejście do dominacji usług i sieci informatycznych od XX-XXI wieku - według Tofflerów „trzecia fala” zaczynająca się w Ameryce Północnej, Europie i Japonii.
Nagromadzenie dóbr i globalnych powiązań wraz z rozwojem technik informatycznych i coraz sprawniejszej komunikacji doprowadziło do pojawienia się społeczeństw, w których większość ludzi nie pracuje już w wytwórczości, ale w szeroko rozumianych usługach. Są to handlowcy, pracownicy administracji, nauczyciele, ludzie obsługujący biura turystyczne i hotele, programiści komputerowi... Globalna wymiana informacji zmienia wszystko. Bankierzy, handlowcy i przemysłowcy dokonują transakcji za pomocą internetowej sieci, przelewają wirtualne pieniądze z konta na inne konta bankowe znajdujące się po drugiej stronie planety. Za pomocą Internetu lub telewizji odbywają się telekonferencje z udziałem osób w danym momencie przebywających na różnych kontynentach. Istnieją zespoły redakcyjne składające się z ludzi pracujących w różnych strefach czasowych i mimo to wspólnie wydających czasopisma... A wszystko to się dopiero zaczyna...
Oczywiście te rewolucyjne przemiany, gigantyczne możliwości techniki, współpraca niemal wszystkich ze wszystkimi i tak wielkie skurczenie się Ziemi, że dowolna informacja może w ciągu niewielu sekund dotrzeć do każdego zakątka świata musiały oddziałać na ludzką świadomość. Ziemia stała się globalną wioską. Narody ze swoją patriotyczną ideologią i państwami straciły rację bytu. Otwartość granic, światowa sieć telekomunikacyjna, telewizja, Internet, ponadpaństwowe przedsiębiorstwa i organizacje wykluczają myślenie w kategoriach my i oni - zostaliśmy tylko my. Doskonale widać to w naszym stosunku do przeszłości. Ludzie starsi ciągle rozpamiętują niegdysiejsze wojny i krzywdy darząc niechęcią potomków swoich dawnych wrogów. Za to młodsi, nawet jeśli znają historię, uważają, że przeszłość to zamknięty rozdział, a dziś należy ze wszystkimi rozmawiać i dogadywać się za pomocą słów a nie armat. Ewentualne wojny winny rozstrzygać się raczej na parkietach giełd i w bankach niż na polu bitwy.
Padają dawne zasady etyczne budząc zgrozę tradycjonalistów, jak choćby legalizacja eutanazji i homoseksualnych ślubów w Holandii (2001 r.). Diametralnie zmienia się model rodziny. Stare religie i kościoły tracą wyznawców stając się zaledwie dumną fasadą, za którą zieje pustka, a ludzie gdzie indziej szukają nowych idei. Pluralizm wynikający z częstych kontaktów międzykulturowych staje się wszechogarniającą zasadą. Mogę wierzyć w co chcę, ale muszę szanować wiarę innych. Właśnie dlatego ruch ekumeniczny odrzuca próby nawracania innych chrześcijan. To samo dotyczy opinii obyczajowych, artystycznych, etycznych... Oczywiście pluralizm musi też oznaczać rozchwianie wszelkich wartości, niepewność i dyskusyjność absolutnie wszystkiego. Nie dziwmy się więc, że dla wielu jest to po prostu koniec świata, spełnienie Apokalipsy.
Patrząc na to zestawienie stwierdzamy, że kolejne fale zmian następują coraz szybciej i wyraźnie skracają się okresy pomiędzy nimi. Poza tym łatwo też dostrzec, że same przemiany rozprzestrzeniają się w coraz krótszym czasie: rolnictwo przez kilkanaście tysięcy lat; społeczeństwa rynkowe tylko pół tysiąclecia; globalne społeczeństwo usługowe prawdopodobnie w ciągu kilkudziesięciu a może stu lat. Następuje więc gwałtowne przyspieszenie ewolucji naszej cywilizacji i dawniej długie fale przemian stają się spazmatycznymi drganiami niszczącymi wszystko stare i niemal natychmiast tworzącymi nowe. Powstaje tylko pytanie, dokąd tak pędzimy? A może jesteśmy unoszeni falami w rzece, która coraz wyraźniej przyspiesza, zbliżając się do jeszcze niewidocznej krawędzi wodospadu?