Teoria systemów, Ludwig von Bertalanffy, jedność wszechświata i człowieka, celowość** **
1924 r. - Niemiec W. Köhler postuluje tworzenie teoretycznych „fizycznych postaci”
(Gestalten), jako uogólnionych form istnienia materii nieożywionej;
1925 r. - niemiecki statystyk A.J. Lotka przeprowadza analizę populacji biologicznych
i próbuje modelować je jako system wzajemnie dopełniających się lub
przeciwstawnych procesów;
1925-1926 r. - austriacki biolog Ludwig von Bertalanffy postuluje odejście od
mechanicznego (prosta suma procesów fizycznych) i redukcjonistycznego
(rozkładającego życie na izolowane zjawiska fizyczne) sposobu traktowania życia
skłaniając się do hipotezy organizmalnej (całościowe widzenie organizmu żywego);
1927 r. - Köhler proponuje opracowanie teorii systemów nieorganicznych porównywalnych
do systemów biologicznych;
1929 r. - Amerykanin W.B.Cannon wydaje pracę o homeostazie (dynamicznej równowadze)
walnie przyczyniającą się do rozbudowywania całościowej, organizmalnej, wizji
procesów życiowych;
lata trzydzieste XX w. - Niemiec J. Schaxel tworzy biologię teoretyczną (od 1923),
a Bertalanffy postuluje rozumienie biologii jako nauki ścisłej. Mimo odmiennej
terminologii obaj budują podobne systemy modelujące zjawiska biologiczne
i pozwalające porównywać je z przyrodą nieożywioną;
1947 r. - w Stanach Zjednoczonych von Neumann i Morgenstern opracowują swoją teorię
gier służącą do analizy procesów podejmowania decyzji oraz szacowania kosztów
i zysków wynikłych z określonych decyzji;
1948 r. - Amerykanin N. Wiener wydaje swoją sławną pracę o cybernetyce, jako nauce
zajmującej się przepływem informacji w systemach społecznych, biologicznych
i technicznych oraz sterowaniem tymi systemami;
od 1948 r.- austriacki biolog Ludwig von Bertalanffy formułuje podstawowe tezy ogólnej
teorii systemów jako swoistej „metanauki” mającej porządkować wyniki wszelkich
badań;
1949 r. - Amerykanie W. Weaver i C. Shannon ogłaszają fundamentalną pracę o teorii
informacji;
1954 - w Stanach Zjednoczonych powstaje Towarzystwo do Badania Systemów Ogólnych.
Systemowe widzenie świata, a w szczególności człowieka, jest jedną z nowszych i bardziej nośnych koncepcji nie tylko w nauce, ale też w praktyce społecznej i technice, a nawet pojawia się w dziełach sztuki, zwłaszcza w literaturze. Podstawowym założeniem tej teorii jest przekonanie, że cały wszechświat we wszystkich swoich częściach i przejawach stanowi jedność. Te same zasady działania obowiązują zarówno w materii nieożywionej i w organizmach żywych, jak też w społeczeństwach i w psychice człowieka, a wreszcie rządzą historią oraz współczesnością naszej cywilizacji. Jest to więc klasyczny monizm (przekonanie o zasadniczej jedności świata) znany w filozofii od dawna i w ciągu wieków przybierający najróżniejsze postacie.
Centralnym pojęciem całej nieźle już rozbudowanej teorii Bertalanffy’ego jest „system”. Wydaje się to tym dziwniejszym, że istnieje około 40 różnych definicji systemu, czasem odnoszących się do określonego zakresu rzeczywistości, lub tylko do pewnej klasy zjawisk, a naukowcy i filozofowie ciągle nie są w stanie porozumieć się i ujednolicić stanowiska w tej kwestii. Mimo to pojęcie systemu robi zawrotną karierę. Na ogół wymienia się dłuższą bądź krótszą listę cech przypisywanych systemowi obejmującą przede wszystkim jego względną odrębność w stosunku do otoczenia, dążność do stabilizacji i pewną zdolność do przeciwdziałania czynnikom destabilizującym (zdolność do zachowań homeostatycznych). Poza tym wskazuje się na wielostronną łączność z otoczeniem, z którego system pobiera energię podwyższając tym samym entropię czyli nieuporządkowanie tego otoczenia. Natomiast za pomocą pobranej energii sam system może utrzymywać niski poziom własnej wewnętrznej entropii albo ją nawet obniżać, co w praktyce oznacza wzrost uporządkowania, komplikowanie i rozwój złożoności. Tak więc systemy są rodzajem utrzymujących się „wysp uporządkowania” w morzu rosnącego nieporządku, co jest o tyle istotne, że stanowi podstawę ewolucji od form prostszych do bardziej złożonych.
Zastanawiając się nad tymi procesami łatwo możemy zauważyć, że system w rozumieniu Bertalanffy’ego jest otwarty, co oznacza, że komunikuje się ze swoim zewnętrzem tak samo, jak ściśle związany z otoczeniem jest każdy żywy organizm i sam człowiek. Innymi słowy otwarte systemy możemy dostrzec w nas samych i praktycznie w każdym elemencie naszego otoczenia, a kwestia kryteriów ich wyróżniania wydaje się indywidualną sprawą każdego badacza lub określonej dziedziny wiedzy. A zatem dla anatoma i fizjologa poszczególne organy człowieka mogą funkcjonować jako systemy, dla biochemika będą nimi cykle przemian rozmaitych substancji chemicznych, dla ekologa całe populacje... Przy odrobinie dobrej woli naszą listę można rozbudować przynajmniej do kilkudziesięciu pozycji. Co to jednak oznacza? Przede wszystkim nieokreśloność samego pojęcia systemu.
Stosując rozmaite kryteria i patrząc z różnych punktów widzenia ten sam element okazuje się odrębną całością albo też częścią jednostki wyższego rzędu. Na przykład plastyka jest albo odrębną dziedziną albo zaledwie fragmentem szerzej rozumianej sztuki, która z kolei etnologowi jawi się jako część kultury. Natomiast psycholog w kulturze dostrzeże tylko jeden ze sposobów ekspresji osobowości, socjolog zaledwie fragment mechanizmów stabilizujących społeczeństwo, a biolog kolejną strukturę mającą wartość przystosowawczą, której celem zasadniczym jest przetrwanie gatunku. Oczywiście każdy z nich ma swoje racje i prawidłowo opisuje jakąś część rzeczywistości. Każdy tworzy własne systemy, które zdają się układać w organizacyjną drabinę. Otrzymujemy w ten sposób hierarchiczny obraz świata od czasoprzestrzeni, hipotetycznych superstrun i cząstek elementarnych poprzez atomy, molekuły chemiczne, ciała kosmiczne i organizmy żywe aż do istoty rozumnej, kultury i jakkolwiek rozumianego ducha.
Czy to czegoś nie przypomina? To oczywiście światopogląd magiczny! Dopiero, kiedy uświadomimy sobie magiczny charakter ogólnej teorii systemów Bertalanffy’ego, możemy zrozumieć, dlaczego w latach dwudziestych i trzydziestych, a nawet później, tak wielu „prawdziwych uczonych” odrzucało myślenie systemowe. Wychowani na jak najściślejszym empiryzmie i przekonani, że „naukowość” musi oznaczać ograniczanie się wyłącznie do interpretacji obserwowanych faktów, niechętnie zgadzali się na pojęcia trącące idealizmem. Stąd opory neopozytywistów wobec ewolucjonizmu, idei postępu i celowości (zasada antropiczna), a także odsuwanie się od badania pojęć zaczerpniętych z etyki i estetyki typu dobro lub piękno. To, czego nie można zobaczyć, dotknąć, sfotografować i zmierzyć, lub w jakikolwiek sposób nagrać czy zaobserwować, dla ścisłej nauki po prostu nie istnieje. A zauważmy, że system doskonale pasuje do takiego pojęcia; nie da się go jednoznacznie wyróżnić z otoczenia, nie mamy nawet jego definicji, nie ma żadnego materialnego wzorca, do którego można by systemy porównywać, a opisy systemów zdają się zależeć wyłącznie od woli opisującego je człowieka.
Systemy kojarzą się ze światopoglądem magicznym. Oczywiście magia nie istnieje w ramach jakiegoś ustabilizowanego i jasno zdefiniowanego nurtu filozofii, lecz niewątpliwie daje się odkryć w rozmaitych mniej lub bardziej zwartych zespołach poglądów i sposobów podejścia do rzeczywistości. Według wielu autorów magia poprzedzała religię i filozofię, co rzekomo sugeruje jej niższość. W rzeczywistości jednak elementy magii są stałym składnikiem naszego myślenia i nigdy nie dały się do końca usunąć, a ich bliższa analiza najwyraźniej przeczy tezie o domniemanym prymitywizmie tego sposobu rozumowania. Jeżeli więc za M. Eliadem, sławnym autorem książek o religiach, uznamy, że rozmaite formy szamanizmu są przykładami magicznego widzenia świata, bez trudu jesteśmy w stanie wyliczyć jego kilka najbardziej charakterystycznych cech.
Przede wszystkim światopogląd magiczny zakłada absolutną jedność istnienia we wszystkich jego przejawach. Kamień i zwierzę, człowiek i ciała kosmiczne, chmury na niebie, zmiany pór roku, las i drzewo to wszystko ten sam wszechświat zasadniczo niezmienny i odwieczny, a jedynie wirujący w jakimś niekończącym się tańcu istnienia. Ja, istota ludzka, myśląca osoba nie różnię się niczym szczególnym nie tylko od niedźwiedzia, ale też od szarego głazu leżącego przy drodze. Kiedyś wydawało się to śmieszne i zachodnia nauka potępiła podobne „zabobony” a oto w XX wieku odkryto, że istotnie cały wszechświat jest zbudowany z tej samej materii i wszędzie obowiązują te same prawa fizyki. Wraca buddyjska teza, że poznając kroplę poznajemy wszechświat, bo są w istocie tym samym.
Mało tego, okazało się, że poszczególne elementy wszechświata, choć od czasów Kartezjusza badane odrębnie i zwykle rozpatrywane jako niezależne struktury, w istocie są ze sobą wielorako powiązane. Żaden pojedynczy człowiek nie może zaistnieć i funkcjonować bez społeczeństwa, żaden organizm nie jest izolowaną wyspą, a nawet obiekty przyrody nieożywionej są warunkowane tysiącznymi czynnikami otoczenia w rodzaju temperatury, ciśnienia albo promieniowania. Tego uczą nauki szczegółowe, ale trzeba było sporo wysiłku, aby te wnioski połączyć w całość. I tak właśnie pojawiła się idea systemów jako wzajemnie powiązanych i warunkujących jedna drugą jednostek, których ścisłe rozgraniczenie jest nie tylko niemożliwe, lecz wręcz niepotrzebne, bo zacierałoby i zniekształcało realny obraz rzeczywistości.
Trudno nie zauważyć podobieństwa tych konkluzji do założeń magii, która też we wszystkich częściach świata widziała siły łączące nawet najodleglejsze zjawiska. Stąd właśnie tak typowe dla magii przekonanie o możliwości oddziaływania na rzeczywistość poprzez poruszenie odpowiednich, często ukrytych, dźwigni. Tego rodzaju oddziaływania, albo tylko przekonanie o ich istnieniu noszą nazwę czarów. Oczywiście kłopoty z badaniem rzekomych „czarów” spowodowały ich totalne odrzucenie przez naukę, chociaż z drugiej strony nauka odkrywa coraz więcej związków między rozmaitymi elementami rzeczywistości, co niepokojąco przypomina magię.
W XX wieku jednak, ku wielkiemu zaskoczeniu części intelektualistów, pojawiła się teoria systemów, która zdaje się łączyć magię i naukę, chociaż sam Bertalanffy z pewnością nie zgodziłby się na nazywanie jego koncepcji magiczną. Jej podstawowe założenia to przeświadczenie o jedności świata i uznanie subtelnych oddziaływań między wszystkimi elementami rzeczywistości. „Prymitywny” monizm naszych praszczurów okazał się doskonałą intuicją, która znajduje potwierdzenie we współczesnej nauce. Zarówno magiczne siły i obiekty, jak nowoczesne systemy są trudno definiowalne, a ich rozumienie zdaje się zależeć przede wszystkim od sposobu myślenia człowieka. Raz więc kamień był tylko obiektem używanym w formie rekwizytu podczas zabiegu magicznego, a innym razem sam stawał się aktywnym podmiotem mogącym samodzielnie oddziaływać. Tak samo jest w teorii systemów: kamień może być tylko elementem jakiegoś systemu wyższego rzędu (na przykład budowli), albo potraktujemy go jako system sam w sobie. To właśnie jest największy kłopot teorii - nieokreśloność pojęcia systemu tak doskonale odpowiadająca nieokreśloności zjawisk magicznych.
Co więcej, z ową nieokreślonością i płynnością wiąże się hierarchiczność systemów oraz oddziaływań magicznych. W obu wypadkach możemy uporządkować siły i zjawiska zgodnie z zakresem ich oddziaływania, aby móc wybrać piętro rzeczywistości, na którym chcemy się znaleźć. Historykowi wystarczy stwierdzenie, że istota ludzka musi jeść, co przekłada się na wiele wojen i rewolucji spowodowanych głodem. Biolog zejdzie na poziom bardziej podstawowy wskazując, że jedzenie stanowi źródło energii podtrzymującej procesy fizjologiczne, a fizyk dostrzeże w odżywianiu nieliniowe i nierównowagowe procesy termodynamiczne zachodzące kosztem powiększania zewnętrznej entropii. Natomiast naukowiec obeznany z teorią systemów stwierdzi, że odżywianie jest albo samodzielną całością, albo elementem struktur wyższego rzędu zależnie od tego, co chcemy badać, uwypuklić czy tylko wziąć pod uwagę.
A co na to adept sztuki magicznej lub szaman? Ku naszemu zdumieniu potraktuje sprawę dokładnie tak samo, jak to zrobił ów badacz systemów. Widząc zjawisko odżywiania jako całość wybierze tylko te elementy, które są aktualnie istotne dla jego celów, inne zaniedbując. Czy nie przypomina to wyraźnej intencjonalności w procesie wyróżniania systemów przez Bertalanffy’ego?
A zatem mamy chyba pełne prawo wskazywać na głębokie podobieństwa między myśleniem magicznym i systemowym? Wydaje się, że jedyna prawdziwa różnica między nimi polega na głębokości i charakterze wiedzy szczegółowej stanowiącej podbudowę obu światopoglądów. Szaman formułuje swoje tezy przede wszystkim intuicyjnie i opisuje świat w kategoriach jakościowych. Za to naukowiec opiera się niemal wyłącznie na weryfikowalnych badaniach ilościowych. Ma się rozumieć, że po obu stronach „metoda” nie jest absolutnie czysta. Na przykład szaman dysponuje często bardzo konkretną wiedzą na przykład na temat ziół i sposobu przyrządzania z nich określonych leków. W nauce natomiast jest wiele intuicji i niesprawdzanych założeń pozwalających w ogóle rozpocząć badania. Przecież nie jesteśmy ani tylko logiczną maszyną, ani tylko zbitką uczuć. Musimy więc docenić prastary światopogląd magiczny i jednak uznać jego wartość poznawczą.
Na zakończenie tego szkicu warto jeszcze wrócić do kwestii wyodrębniania systemów. Stwierdziliśmy już, że proces wyróżniania poszczególnych jednostek ma charakter w dużym stopniu konwencjonalny, bo przyjęte kryteria silnie zależą od intencji badacza lub od szczegółowej dziedziny nauki. A jeżeli przyjmiemy taką interpretację, pod znakiem zapytania staje samo istnienie systemów w świecie realnym. Czy są to więc jednostki obiektywne, czy może mają tylko wartość heurystyczną?
Możemy odpowiedzieć dwojako za każdym razem powodując odmienne konsekwencje. Przyjmując obiektywność systemów moglibyśmy dojść do wniosku, że istnieje coś takiego, jak „system absolutny”, odpowiednik platońskiej idei. Ewentualnie można pokusić się o sformułowanie teoretycznego prawzoru pojęcia systemu zawierającego wszystkie podstawowe cechy tego rodzaju jednostek. Za pomocą tak uogólnionego systemu można byłoby rozpoznawać systemy we wszystkich formach istnienia. Stąd wniosek, że należałoby spodziewać się sformułowania kiedyś dokładnej i jednoznacznej definicji systemu, a stan z przełomu XX i XXI wieku, kiedy prób takich definicji mamy kilkadziesiąt, jest zaledwie przejściowy. Czy jednak nie popadamy w ten sposób w błąd popełniany przez średniowiecznych zwolenników realnego istnienia idei jako uniwersaliów? Oni właśnie przyjęli, że każdemu pojęciu z ludzkiego języka i myślenia odpowiada ogólne pojęcie, czyli idea zawierająca wszystkie cechy pojęcia językowego. Jeżeli więc mówimy „pies”, aby określić konkretne zwierzę, odnosimy się do „idealnego psa w ogóle”, do jakiegoś „psa uniwersalnego” istniejącego gdzieś w realnym świecie, lub w umyśle Boga. Oczywiście rodzi to zabawne problemy w przypadku wynalazków. Czy idea dopiero co wynalezionej rzeczy istniała już wcześniej? A jeśli tak, to w jakiej formie?
Zwróćmy uwagę, że bardzo podobnie wygląda to w odniesieniu do teorii Bertalanffy’ego. Zakładając istnienie „ogólnego czy idealnego systemu” musimy bezwzględnie przyjąć ograniczenia rozwojowe wszechświata wyznaczone przez cechy „supersystemu”, bo kolejne formy powstające w toku ewolucji nie mogą go zmienić. To zaś sugeruje jakiś rodzaj planu, czyli właściwie nawrót do kreacjonizmu, finalizmu, lub może do zasady antropicznej.
Teoretycznie moglibyśmy bronić się przed podobnymi zarzutami przyjmując, że systemy są realne, ale podlegają zmianom ewolucyjnym. Innymi słowy czym innym będzie system fizyczny, czym innym biologiczny, a jeszcze inaczej powinna wyglądać ta jednostka wyróżniona w społeczeństwie, co zresztą doskonale odpowiada naszej potocznej wiedzy. Rzeczywiście jest to jakaś odpowiedź, lecz przeczy ona podstawowej tezie rozpatrywanej teorii zakładającej przecież nadrzędność systemu wobec nauk szczegółowych, a więc porównywalność systemów w rozmaitych dziedzinach. W końcu miała to być „metanauka” objaśniająca i analizująca inne nauki.
Druga możliwa odpowiedź na pytanie o realność systemów to uznanie, że systemy mają znaczenie tylko heurystyczne i jako takie muszą być traktowane wyłącznie w kategoriach modelu realnych procesów. Oczywiście w niczym to nie przeszkadza, jeśli chodzi o prowadzenie badań i poszukiwanie uogólnień. Możemy to robić i wyciągać wszystkie logiczne wnioski, lecz należy pamiętać, że mamy do czynienia z konstruktem naszego umysłu, a nie z realnym faktem. Oczywiście nasze wyobrażenie w jakimś stopniu powinno odpowiadać temu, co naprawdę istnieje, ale raczej w sposób określany przez fenomenologię jako „przedmiot intencjonalny”, czyli jest tworem tyleż rzeczywistego świata, co aktywności ludzkiego umysłu. Zresztą potwierdza to chyba fakt, że ten sam element wszechświata może być albo systemem, albo też częścią innego systemu zależnie od punktu widzenia poznającego umysłu.
Niebagatelną rolę odgrywa też typ kultury i wynikający z niego sposób myślenia. Człowiek Zachodu czyli przeciętny mieszkaniec Europy, Ameryki czy Australii wychowany na myśleniu analitycznym uruchamia inne obszary mózgu niż człowiek Wschodu. Zachodni styl myślenia oznacza rozkładanie wszystkiego na możliwie proste elementy. Natomiast człowiek Wschodu ze wschodniej lub południowej Azji myśli holistycznie, całościowo i rzadko próbuje rozkładać obiekt na elementarne składniki. W oczach Europejczyka istota ludzka to złożenie układów organów, współpracujących ze sobą tkanek i komórek oraz życia emocjonalnego i intelektualnego. Natomiast dla Japończyka lub Chińczyka ta sama istota ludzka jest harmonijną całością, w której wszystko jest powiązane ze wszystkim i musi współgrać. Wschodnie ujęcie ma więc charakter bliski spojrzeniu magicznemu i systemowemu. Zachód zaś to analiza w stylu Kartezjusza.
Literatura
L. von Bertalanffy, Historia rozwoju i status ogólnej teorii systemów.
[w:] G.J. Klir (red.), Ogólna teoria systemów. Warszawa 1976.
J. Gleick, Chaos. Narodziny nowej nauki. Poznań 1996.
J. de Rosnay, Makroskop. Próba wizji globalnej. Warszawa 1982.
L. Żuk, Celowość i ukierunkowanie systemów. Wrocław 2008.