Czy istnieje reinkarnacja?
Przeświadczenie, że duch wędruje od jednej żywej istoty do drugiej jest powszechne wśród
wszystkich pierwotnych ludów świata. Poza tym reinkarnacja stanowi podstawę*
braminizmu, dżinizmu, buddyzmu i hinduizmu. Występuje w Chinach, Egipcie i *
Grecji, a jej elementy, choć czasem w postaci zaledwie szczątkowej, trwają też w
judaizmie, chrześcijaństwie i islamie;
W niektórych hinduistycznych świątyniach przechowuje się tak zwane „Kroniki Akaszy”,
czyli zapisane na palmowych liściach losy i wcielenia ludzi żyjących dawniej i w
przyszłości. Według tradycji, pierwszą kronikę miał stworzyć Bhrigu, legendarny mędrzec żyjący ponoć kilka tysiącleci przed naszą erą. Pojęcie „akaszy” wprowadził Rudolf Steiner, wywodząc je od słowa „akaca” oznaczającego w Indiach przestrzeń i wypełniający ją eter, w których przez całą wieczność wibrują energie myślowe wszystkich istot żywych. „Kroniki Akaszy” niekoniecznie pochodzą z dawnych czasów, przynajmniej część z nich powstała na użytek zwolenników spirytyzmu i New Age. Mimo to mogą być wskazówką, że przynajmniej czasem o wszystkim decyduje przeznaczenie, a nie wola człowieka.
Cała historia zaczyna się 17 stycznia 1944 roku w New Delhi, stolicy Indii. Przyszła wtedy na świat dziewczynka Shanti Devi. Pozornie nic szczególnego, a jednak... Niczym się wyróżniała, dopóki nie nauczyła się rozumieć, co do niej mówią rodzice. Z początku wprawiła ich tylko w zdumienie, ale już po kilku dniach wręcz doprowadzała do rozpaczy, kiedy uparcie powtarzała, że nie ma na imię Shanti. To zresztą też nie byłoby jeszcze niczym strasznym, ot chwilowa fantazja małego dziecka, gdyby nie inne podawane przez nią personalia. Dziewczynka z przekonaniem twierdziła, że nazywa się inaczej. I tu natykamy się na wątpliwy punkt całej opowieści, ponieważ źródła podają dwa różne imiona i nazwiska; według jednych mała Shanti Devi mówiła o sobie Annes Lugdit, a zgodnie z innymi Dudgie Kedar. Nie w tym jednak rzecz, bo wszystkie pozostałe szczegóły zgadzały się ze sobą nawet po poddaniu ich drobiazgowej analizie. W każdym razie kilkuletnia Shanti opowiadała, że naprawdę mieszka w Muttrze, jest żoną człowieka handlującego tam tkaninami i ma syna. Oczywiście rodzice nie brali tych oświadczeń poważnie i wszystko składali na karb dziecięcej wyobraźni, a może nawet skłonności do konfabulacji, żeby nie powiedzieć kłamstwa. Tym bardziej, że podobno nikt z rodziny nie słyszał o mieście Muttra. Wreszcie milcząco uznano, że Shanti jest jaka jest, to znaczy dziwna, i trzeba po prostu przeczekać, aż jej przejdzie. Mijały jednak lata, a ona wciąż prosiła o zabranie jej do Muttry i ciągle powtarzała swoją niewiarygodną bajkę. Zwrócono też uwagę na jej szczególną wymowę zupełnie różną od tej używanej w Delhi, ale na tle jej ogólnej dziwaczności sposób mówienia wydawał się już tylko mało znaczącym dodatkiem (zresztą z czasem nauczyła się mówić, jak jej otoczenie). Coraz bardziej zaniepokojeni rodzice zaczęli wreszcie chodzić z córką do lekarzy, podejrzewając jakieś zaburzenia rozwojowe lub wręcz chorobę przejawiającą się w ten dziwny sposób. Niestety, żaden z medyków nie potrafił powiedzieć niczego konkretnego. Dziewczynka była zdrowa fizycznie i psychicznie, a jedynym powodem do niepokoju mogły być jej zdumiewające opowieści. Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że akurat w Indiach nie były one aż tak zdumiewające, jak byłyby na przykład w Europie. Ostatecznie to mieszkańcy subkontynentu indyjskiego powszechnie wierzą w reinkarnację i akurat tam nie trzeba na ogół dowodzić jej realności. Co prawda idea cyklicznego powrotu duszy w innym ciele jest wspólna większości religijnych i filozoficznych systemów Indii, lecz nawet tam rzadko spotyka się tak jednoznaczne przypadki potwierdzające to przekonanie. Z drugiej strony moje dziecko utrzymujące, że nie jest moim dzieckiem, ale kimś zupełnie obcym, nawet przy ogólnej akceptacji wędrówki dusz, wydaje się czymś wielce niestosownym i mało przyjemnym. Nie dziwmy się więc, że rodzice Shanti Devi tak usilnie próbowali jej wyperswadować tę fanaberię, lub przynajmniej zepchnąć w niepamięć wspomnienia z poprzedniego życia. Wszystko jednak na próżno.
W dziewiątym roku życia Shanti trafiła do lekarza-bramina. Ten po pierwszych słowach dziewczynki zorientował się, że los zetknął go z bardzo interesującym przypadkiem i poprosił rodziców o opuszczenie pokoju. Potem bardzo długo rozmawiał z Shanti w cztery oczy, usiłując przyłapać ją na jakiejś niekonsekwencji, lub wykryć objawy typowe dla zaburzeń psychicznych, ale wszystko na próżno. Shanti najwyraźniej nie kłamała, przynajmniej nie w sposób świadomy, i była całkowicie normalna. Po tej rozmowie bramin niedwuznacznie zasugerował rodzicom dalsze badania córki, ale już nie pod kątem medycznym czy psychiatrycznym, lecz jako wyjątkowy przypadek długotrwałego zachowania pamięci z wcześniejszego życia. To był początek zupełnie innego podejścia do problemu. Zajęli się nim naukowcy z kilku indyjskich ośrodków i przede wszystkim zaczęli poszukiwania od Muttry, w którą nikt z otoczenia dziewczynki dotychczas nie wierzył. Bardzo szybko okazało się, że miasto o takiej nazwie rzeczywiście istnieje i jest niewielką miejscowością na północ od Agry, nawet niezbyt daleko od Delhi. Co więcej, ku zdumieniu rodziców Shanti, w dokumentach biur meldunkowych Muttry znaleziono kupca o nazwisku podanym przez dziewczynkę i on naprawdę przez trzydzieści lat handlował tkaninami. Żeby było jeszcze ciekawiej, zgodnie z miejskimi dokumentami, ów kupiec owdowiał 25 października 1928 roku, kiedy jego żona zmarła podczas porodu. Chyba nie trzeba dodawać, że imię tej żony zgadzało się z imieniem podanym przez Shanti, a na świat przyszedł wtedy ich syn. Naukowcy wciąż niedowierzający swoim ustaleniom wypytywali dziewczynkę o szczegóły jej domniemanego życia w Muttrze i zanotowali dokładny opis domu, rozkład pomieszczeń oraz liczne, mało istotne szczegóły dotyczące wnętrza. Potrafiła też opisać swój tryb życia jako żony kupca a także scharakteryzowała męża. Miał on, według niej, sporą bliznę na prawym ramieniu, wąsy oraz wysokie czoło. Opowiedziała nawet, co lubił jeść.
Wszystko wyglądało niepokojąco prawdziwie. Sprawdzono też informacje dotyczące wyglądu tamtego mężczyzny i odkryto, że były zgodne z rzeczywistością, chociaż nikt nie umiał wyjaśnić, skąd mogła je znać mała dziewczynka, która nie opuszczała Delhi. W końcu naukowcy zdecydowali się na pewien eksperyment. Sprowadzili do Delhi żyjącego jeszcze kupca z Muttry wraz z synem, który urodził się w tak tragiczny sposób, i jego drugą żoną. Zorganizowano zdumiewającą konfrontację: kupiec stanął w szeregu jako jeden z szesnastu mężczyzn, a Shanti po krótkiej chwili rozpoznała w nim swego męża. Kupiec również okazał wielkie wzruszenie, ponieważ w głosie Shanti słyszał ponoć swoją zmarłą żonę. Podczas długiej rozmowy starszy pan z Muttry i dziewięcioletnia mieszkanka Delhi rozmawiali o sprawach znanych tylko małżeństwu żyjącemu dwadzieścia pięć lat temu, o których nie mógł wiedzieć nikt obcy, co tym bardziej potwierdziło opowieści Shanti. Okazało się też, że dziwna wymowa dziewczynki, która kiedyś tak niepokoiła jej rodziców, była po prostu dialektem używanym w Muttrze; podczas rozmowy z kupcem dziewczynka znów przeszła na język swojego domniemanego poprzedniego wcielenia. Wszystko więc przemawiało na korzyść tezy o inkarnacji. Jednak badacze postanowili sprawdzić wszystko tak dokładnie, jak tylko to było możliwe w zaistniałej sytuacji. A zatem po dziesięciu dniach wybrali się do Muttry z Shanti i jej ojcem, ale bez kupca. Rezultat przerósł oczekiwania i właściwie odebrał wszelkie argumenty sceptykom: dziewczynka zdawała się poruszać po znanym sobie mieście, chociaż podobno nigdy tu nie była. Z wyprzedzeniem opisywała ulice i place, do których mieli właśnie dojść, znała miejscowe nazwy, a w końcu zaprowadziła ich do sklepu swego męża. Po drodze pozdrawiała po imieniu napotykanych ludzi, którzy mieszkali tu dwadzieścia pięć lat temu, chociaż oni jej nie rozpoznawali. W domu kupca poruszała się z równą swobodą i pewnością. Znała rozmaite zakamarki mieszkania i zaprowadziła ich do tajnej skrytki pod podłogą, gdzie podobno ukryła pieniądze zanim umarła. Jakież jednak było jej zdziwienie, kiedy odkryła, że skrytka jest pusta. Kupiec wyjaśnił potem, że niegdyś natrafił na ten schowek i zabrał pieniądze, które zainwestował w swój interes. Nie mógł już mieć żadnych wątpliwości co do tożsamości Shanti podobnie zresztą, jak wciąż żyjący rodzice jego byłej żony - oni też uznali w Shanti swoją córkę zmarłą przed ćwierćwieczem.
A co na to naukowcy? W roku 1953 badacze z uniwersytetów w Allahabadzie, Benares i Lakhnau wydali wspólne oświadczenie o tej treści:
„Opierając się na wynikach naszych badań Shanti Devi, możemy potwierdzić dokonanie się prawdziwej reinkarnacji. Regresywnych wspomnień tej dziewięcioletniej dziewczynki odnoszących się do życia wcześniejszego o dwadzieścia pięć lat nie da się wyjaśnić zwykłymi metodami naukowymi”.
Tak wyglądają fakty opisane i potwierdzone przez badaczy z cenzusem naukowym. Czy jednak mogą być wiarygodnym dowodem reinkarnacji? Trudno na to pytanie odpowiedzieć w sposób jednoznaczny, a przyczyny wątpliwości tkwią w samej naturze zjawiska, bo zgodnie z regułami zaakceptowanymi w oficjalnej metodologii naukowej badane zjawisko winno być powtarzalne. Dlaczego? Aby w tych samych warunkach i przy tych samych parametrach, otrzymać te same (przynajmniej w jakichś rozsądnych granicach) rezultaty. Innymi słowy cała nauka opiera się na milcząco przyjmowanym założeniu, że wszechświat jest systemem wzajemnie powiązanych łańcuchów przyczynowo-skutkowych, gdzie określony czynnik zawsze wywołuje określone zjawisko. Nie ma więc zagadnień wyjątkowych, nie ma elementów uprzywilejowanych, ani zjawisk absolutnie jednostkowych. Łatwo zauważyć, że takie podejście faktycznie ujawnia podstawowe mechanizmy rządzące naszą rzeczywistością i pozwala je ująć w zrozumiałe i powtarzalne reguły, a więc nadające się do praktycznego zastosowania. Na tym bazuje cały dotychczasowy postęp techniczny. Co jednak począć na przykład z pytaniem o powstanie życia, jeśli na razie dysponujemy tylko jednym przykładem tego zjawiska? Równie trudnym jest problem powstania i funkcjonowania wszechświata, który także znamy w pojedynczym egzemplarzu. Przed takimi zagadnieniami tradycyjna nauka staje właściwie bezradna z braku materiału porównawczego, czyli z braku powtarzalności. I to samo dotyczy duchów oraz reinkarnacji. Chociaż krążą na ten temat tysiączne opowieści, każda z nich jest właściwie jednostkowa i jako taka trudno porównywalna. Przypadek Shanti Devi należy do wyjątków pod względem precyzji opisu, dokumentacji i krytycznej weryfikacji. Znamy tysiące podobnych przypadków z całego świata, ale przytłaczająca większość zatrzymuje się na poziomie literackiego opisu lub typowej relacji dziennikarskiej bez dokładniejszego sprawdzenia danych. Z drugiej strony ogromną rzadkością jest tak długo pamiętane „wspomnienie z poprzedniego życia” – zazwyczaj kilkuletnie dzieci ostatecznie przestają opowiadać o swoich wizjach i wchodzą w normalne życie, chciałoby się powiedzieć, kolejnego wcielenia. Dorosłym zdarzają zaledwie krótkie przebłyski świadomości znane jako deja vu, kiedy niespodziewanie dla samych siebie mamy głębokie przeświadczenie, że daną sytuację albo miejsce już znamy i potrafimy nawet powiedzieć, co się zaraz stanie, chociaż z całą pewnością nie mogliśmy być tu wcześniej. Czyżby reinkarnacja stanowiła wyjaśnienie tego fenomenu? A może raczej wydobywamy z pamięci i dopasowujemy do aktualnej sytuacji coś, co zdarzyło się w tym życiu, lecz zostało zapomniane?
Fragmentaryczne i wyrywkowe dane, którymi dysponujemy na temat wspomnień z rzekomych poprzednich wcieleń, wydają się niezwykle interesujące. Okazało się, że pamiętane są zwykle obrazy i wrażenia, często nawet bardzo precyzyjnie, ale nazwy, imiona i pojęcia językowe bywają silnie zniekształcane lub po prostu zapominane. Czy nie należałoby tego interpretować jako tendencji do przechowywania w pamięci zjawisk z poziomów bardziej fundamentalnych, biologicznych, a usuwanie wtórnych naleciałości kulturowych, czyli na przykład nazw? Z drugiej strony wielokrotnie odnotowywano u dzieci rzekomą znajomość obcych słów i oderwanych zdań w nieznanym języku uważanych za reminescencje wcześniejszego życia. Przy bliższym badaniu okazuje się jednak, że domniemane obce wyrażenia to zazwyczaj zniekształcone słowa lub bezsensowny bełkot.
Bardzo spektakularnym fenomenem są wreszcie namacalne „dowody” związków z wcześniejszą inkarnacją danej osoby. Na przykład wskazanie jakiejś skrytki (jak to widzieliśmy w przypadku Shanti Devi), o której wiedziała tylko osoba zmarła. A zatem z punktu widzenia bezstronnego obserwatora zjawiska sugerujące reinkarnację okazują się dość częste i mogą być poddane regularnym badaniom, chociaż nie całkiem w zgodzie z tradycyjną metodologią. Gorzej, że wielu naukowców pragnących zachować autorytet z góry odrzuca tego rodzaju próby jako pozbawione sensu zajmowanie się wymysłami. Takie autorytatywne, a właściwie ograniczone, podejście do zagadnienia wyklucza oczywiście jakiekolwiek badania nieznanej dziedziny i zamyka możliwości rozwoju. Na szczęście coraz więcej uczonych nareszcie dostrzega problem reinkarnacji, co pozwala mieć nadzieję na jego wyjaśnienie w kategoriach nauki, a nie tylko mitologii i literatury.
Literatura
H. Hausdorf, Powrót z tamtego świata. Tajemnica powtórnych narodzin. Warszawa 2000.
R. Moody, Życie po życiu. Warszawa 1980.
I. Stevenson, Dwadzieścia przypadków wskazujących na reinkarnację. Tom pierwszy.
Wrocław 2005.
L. Watson, Biologia śmierci. Poznań 1992.