Powołani do świętości czyli prześladowani, laikat, kler, patroni i święci
Chrześcijaństwo, jak większość religii otacza szacunkiem osoby, które w sposób szczególny zasłużyły się dla życia duchowego. Paweł z Tarsu napisał w Liście do Rzymian (3,23-28), że każdy wyznawca Chrystusa jest potencjalnie święty, ponieważ zbawiła go ofiarna śmierć mesjasza. Stąd płynie wniosek, że wyróżnianie niektórych wierzących jest nieuzasadnione, albowiem wszyscy chrześcijanie są powołani do świętości (List do Efezjan 1,4). To jednak nie przeszkodziło powstaniu chrześcijańskiego kultu świętych jako osób szczególnie religijnych. Już pod koniec IV w. kult świętych i aniołów oraz obrazów kwitnie, chociaż jest jawnie sprzeczny z monoteizmem deklarowanym przez chrześcijańskie kościoły i z Dekalogiem.
Święci stali się dodatkowym łącznikiem między Bogiem, świeckimi wyznawcami czyli laikatem (od greckiego laos - lud, po łacinie saecularis - świecki) i sformalizowaną hierarchią duchownych zwaną klerem (greckie kleros - udział). Z czasem struktura duchowieństwa stawała się coraz bardziej rozbudowana i skomplikowana. Oprócz prezbitera (proboszcz prowadzący msze, głowa lokalnej wspólnoty czyli parafii), diakona (kapłan pomagający prezbiterowi) i biskupa (przewodniczący grupy prezbiterów na obszarze zwanym diecezją) pojawił się między innymi patriarcha czyli papież lub katolikos (w kościołach ormiańskim, gruzińskim i nestoriańskich) stojący ponad biskupami. Specjalne kategorie to kapelan (duchowny opiekujący się konkretną grupą zawodową), kanonik (duchowny żyjący przy katedrze czyli kościele biskupim), prałat (początkowo jako osoba pełniąca rolę biskupa), archidiakon (wyznaczany przez biskupa przełożony diakonów), arcybiskup czyli metropolita zarządzający szczególnie ważnymi diecezjami i prymas przewodniczący biskupom danego kraju. W Kościele katolickim papież wybiera dodatkowo kardynałów czyli grupę mężczyzn mających prawo podejmowania decyzji dotyczących Kościoła i uczestniczących w wyborze papieża. Kardynałem mógł zostać nawet świecki, lecz po reformach w XIX wieku zazwyczaj jest to biskup.
Równolegle do struktur kościelnych rozwijały się zgromadzenia religijne czyli wspólnoty, których członkowie postanowili razem zdążać do Boga. Były to zakony o ściśle określonej regule (zbiór zasad postępowania) i wymagające składania ślubów przez zakonników oraz kongregacje, w których śluby są ograniczone i złagodzone. Rozwój zgromadzeń przekładał się na hierarchię duchowieństwa zakonnego: tercjarz czyli świecki zachowujący złagodzoną regułę zakonną, szeregowy zakonnik, przeor (w Kościele katolickim) lub igumen/ihumen (w kościołach ortodoksyjnych) - przełożony klasztoru (monasteru), opat (w kościołach zachodnich) lub archimandryta (w kościołach ortodoksyjnych) - przełożony szczególnie ważnego klasztoru lub kilku klasztorów.
Wstępujący do zakonu stopniowo zmienia swój status. Kandydat do danego zgromadzenia przechodzi kilkuletni (zazwyczaj do trzech lat) okres nowicjatu (w cerkwiach prawosławnych posłuszanije w języku starocerkiewnosłowiańskim), kiedy sprawdza swoje predyspozycje i jeszcze może opuścić klasztor. Złożenie oficjalnych ślubów czyni daną osobę pełnoprawnym członkiem danego zgromadzenia, przy czym następuje zmiana imienia świeckiego na zakonne. W kościołach ortodoksyjnych mnich przechodzi jeszcze dwa lub trzy kolejne etapy. Najwyższymi są mała oraz wielka schima, czyli stan, przynajmniej teoretycznie, bliski anielskiemu. W Kościele katolickim podobny stan osiągają przede wszystkim członkowie zakonów kontemplacyjnych, które koncentrują się na indywidualnym doskonaleniu duchowym i nieprzerwanym mistycznym kontakcie z Bogiem.
Na obrzeżach hierarchii duchownej powstało też wiele funkcji, które mogli wykonywać ludzie świeccy, jak ministranci pomagający w odprawianiu mszy, katechiści uczący religii i świeccy misjonarze szerzący wiarę, zwłaszcza w krajach niechrześcijańskich.
Święci to kategoria wykraczająca poza pojęcia kleru i laikatu, chociaż w praktyce większość z osób uznanych za święte to byli duchowni. Oczywiście różne odgałęzienia chrześcijaństwa nie zawsze czczą tych samych świętych, co wynika z trwającego od samego początku rozbicia chrześcijan na setki lokalnych ruchów, sekt czy kościołów.
W starszych odłamach chrześcijaństwa, czyli w kościołach ortodoksyjnych (na ziemiach ruskich zwanych prawosławnymi) i orientalnych oraz u katolików, kult świętych jest powszechny. Można przypuszczać, że są to reminiscencje wielobóstwa powszechnie praktykowanego przez Hebrajczyków przed Mojżeszem, a potem w Izraelu co najmniej do drugiej niewoli babilońskiej oraz w świecie Greków i Rzymian. Jest to także ukłon w stronę prostych wyznawców, dla których Bóg Jedyny ze swoją wszechmocą, wszechwiedzą i wszechdobrem jest nazbyt odległy i trudno uchwytny nie tylko racjonalnie, lecz także emocjonalnie. Od niewyobrażalnego Absolutu prości chrześcijanie wolą raczej opowieści o świętych, którzy byli takimi samymi ludźmi jak wszyscy, a jednak wspięli się na wyżyny duchowości.
Święci zaczęli pełnić rolę analogiczną do rozmaitych bogów w politeizmie, którzy troszczyli się o poszczególne dziedziny życia. U chrześcijan ich miejsce zajęli święci, stając się patronami różnych zawodów, sztuk i rodzajów wiedzy. Na przykład św. Cecylia zastąpiła greckie muzy Polihymnię i Melpomenę patronujące muzyce. Zgodnie z chrześcijańską mitologią jedni opiekowali się rodziną, inni mieli dbać o pieniądze, a jeszcze inni zajmowali się na przykład sprawami uczuciowymi. Tam, gdzie wcześniej królowała rzymska Wenus lub grecka Afrodyta, pojawił się między innymi św. Walenty, patron zakochanych. W religijności ludowej święci są uznawani za opiekunów różnych dziedzin życia i pomocników w nieszczęściach, chorobach i problemach życiowych. Na przykład pod wpływem epidemii Czarnej Śmierci w XIV w. Kościół katolicki wprowadził kult Czternastu Świętych Wspomożycieli, mających chronić przed zarazą. o uznaniu danego świętego za patrona mogły decydować jego indywidualne dokonania, na przykład Franciszek Ksawery został patronem Indii i Chin ze względu na jego działalność misyjną w Azji. Czasem patronat wynikał z dość dziwacznych skojarzeń, jak w przypadku Apolonii z Aleksandrii, która stała się patronką dentystów i miała leczyć ból zębów, ponieważ wybito jej zęby podczas tortur. Popularnym świętym tradycja przypisała wiele patronatów, czego przykładem mogą być Piotr Apostoł lub Franciszek z Asyżu. Patrona wybierały sobie poszczególne grupy zawodowe, kraje i miasta, a nawet przypisywano świętych patronów nowych dziedzinom jak telewizja czy kosmonautyka. To wszystko powoduje, że listy patronów zawsze są niekompletne, zmieniają się w czasie i często różnią się w szczegółach.
Zgodnie z tradycją chrześcijanie powinni wybierać dla siebie imiona świętych jako swoich osobistych patronów, dni, na które przypada wspomnienie danego patrona stały się początkiem swoistego święta zwanego imieninami. W założeniu miało ono wyprzeć urodziny, czyli prastary, bo sięgający czasów egipskich faraonów, zwyczaj świętowania kolejnych rocznic narodzin danego człowieka.
W początkowym okresie budowania chrześcijaństwa świętymi zostawali przede wszystkim męczennicy za wiarę. Wiązało się to z niechęcią władz, które obawiały się, że członkowie nowej sekty mogą wywoływać antyrzymskie zamieszki. Chrześcijańska tradycja wyróżniała symboliczną liczbę dziesięciu prześladowań, co jednak nie do końca znajduje potwierdzenie w źródłach pozachrześcijańskich. Prawdopodobnie w większości przypadków chodziło raczej o normalne stosowanie rzymskiego prawa wobec ludzi sprzeciwiających się państwu, a zwłaszcza wobec członków sekty, która głośno deklarowała antypaństwowość, zapowiadała rychły upadek Rzymu i koniec świata w ciągu najwyżej kilkudziesięciu lat po Jezusie. Wyraźnie mówią o tym Ewangelie (Mt.16,28; Łk.21,32) i Paweł w Liście do Rzymian (13,11). Reakcja rzymskich władz była zbliżona do reakcji władz państwowych na działalność sekt, które odrzucają zastany porządek społeczny na przełomie XX i XXI wieku. W obu wypadkach padają oskarżenia o niemoralność, wrogość do panującej religii lub społeczeństwa i chęć obalenia państwa.
Wyznawcy Chrystusa spotykali się też z niechęcią lub wręcz nienawiścią ludzi wyznających inne religie, co objawiało się między innymi napadami motłochu podburzonego przez swoich przywódców na chrześcijan. Na przykład autorzy Dziejów Apostolskich piszą o agresywnej postawie palestyńskich Żydów obawiających się nowej sekty, która będąc w istocie żydowska kwestionowała założenia ich religii. Częstym motywem ataku była też pospolita grabież, a czasem po prostu prymitywna chęć wyładowania złości na ludziach, którzy ośmielili się być inni. Nie było to zjawisko nowe i jest niestety nadal obserwowane w trzecim tysiącleciu po Jezusie. Zresztą sami chrześcijanie, kiedy urośli w siłę, również zaczęli zwalczać inne religie i nader często posuwali się do bezpośredniej przemocy, realizując program nawrócenia wszystkich ludzi. To dążenie do opanowania całego świata musi oczywiście wywoływać opór i nienawiść innowierców, co przekłada się na mordy popełniane na chrześcijanach. Zwłaszcza, gdy przeciwnikiem jest inna równie ekspansywna i agresywna religia, jak na przykład islam. Nie jest więc przypadkiem, że według rozmaitych szacunków w ciągu kilkunastu pierwszych lat XXI w. zginęło ok. 150 tysięcy chrześcijan i to głównie w krajach muzulmańskich.
Za pierwszą oficjalną akcję rzymską przynajmniej częściowo skierowaną przeciw żydowskiej sekcie czczącej Chrystusa może być uznane dochodzenie i sąd nad sprawcami pożaru Rzymu w roku 64. Chrześcijańscy autorzy pisali później, że było to prześladowanie rozpętane dla ukrycia winy samego cesarza Nerona, czego oczywiście nie można jednoznacznie wykluczyć. Jednak analiza danych historycznych wskazuje, że fanatyczni wyznawcy Chrystusa faktycznie mogli dopuścić się podpalenia, żeby spełniło się Jezusowe proroctwo o bliskim końcu świata. Poza tym większość ludzi aresztowanych i poddanych wtedy śledztwu, w tym również wyznawcy Chrystusa, została uwolniona. Na śmierć zaś skazano tych, których uznano za winnych. Oczywiście, trudno ocenić sprawiedliwość tamtych sądów, a nawet można w nią powątpiewać w napiętej atmosferze społecznej po pożarze, ale i tak postępowanie rzymskich władz niezbyt odpowiada wyobrażeniom o celowym prześladowaniu jednej, zresztą mało znaczącej i dla ówczesnych Rzymian praktycznie nierozpoznawalnej, grupy religijnej.
Z drugiej zaś strony nie można wykluczyć przypadkowego zaprószenia ognia na Zatybrzu, gdzie w wąskich, zatłoczonych uliczkach między drewnianymi domami przelewały się tłumy biedoty. Pożary miast były wtedy częste. Jednak spalenie dużej części stolicy imperium wymagało spektakularnego zakończenia, najlepiej ze wskazaniem winnych i surową karą pokazową, a nie z konkluzją, że za wszystkim stał przypadek. W tym kontekście rozpętana przez Nerona brutalna akcja policyjno-sądowa i okrutne wyroki jawią się jako walka z domniemanymi terrorystami zorganizowana przede wszystkim na użytek opinii publicznej. Natomiast religia wyznawana przez oskarżonych była chyba sprawą drugoplanową, chociaż wskazanie obcych i innowierców jako winnych, zawsze lepiej wygląda niż oskarżanie swoich.
Należy też pamiętać, że w tym czasie Rzymianie nie odróżniali chrześcijan od Żydów, co nie wydaje się specjalnie dziwne, skoro sami zainteresowani jeszcze nie potrafili się jasno określić. Wyraźnie pokazują to listy św. Pawła z Tarsu, z których przebija trwająca wtedy dyskusja, czym właściwie powinna być sekta Jezusa. Czy miała reformować religię Mojżesza i ewentualnie tworzyć ideologię nowej dynastii rządzącej Izraelitami po wyzwoleniu spod rzymskiej okupacji, w co prawdopodobnie wierzył Piotr Apostoł a wcześniej Jezus? Czy raczej miała wyjść poza Izraelitów, jak tego chciał lepiej wykształcony i bardziej światowy Paweł? Chrześcijaństwo dopiero powstawało i nie istniało niezależnie od ówczesnego judaizmu, więc trudno mówić o prześladowaniu go jako samodzielnego ruchu.
Tezie o planowym prześladowaniu chrześcijan prowadzonym już od połowy I wieku zdaje się też przeczyć prosty rachunek. Otóż w okresie od początku rządów Nerona w roku 54 do roku 80 chrześcijańska hagiografia wymienia ok. 29 osób, które miały ponieść męczeńską śmierć za wiarę, co daje nieco ponad jedną ofiarę na rok. Trzeba zadać pytanie, czy tak wyglądają planowe represje mające zniszczyć określoną wspólnotę wyznaniową? Oczywiście nie znamy imion wszystkich skazanych za domniemane podpalenie Rzymu, więc ta liczba może być większa. Jednak prawdziwe prześladowania rozmaitych grup znane z historii to zazwyczaj setki i tysiące ofiar, ginących w krótkim czasie w zaplanowanych masowych mordach i bez sądu. Wystarczy przypomnieć rzeź Ormian w czasie I wojny światowej czy pogromy Żydów w średniowiecznej i nowożytnej Europie. Los najwcześniejszych wyznawców Chrystusa w I wieku raczej nie pasuje do tych wydarzeń.
W każdym razie pierwsze udokumentowane, chociaż ograniczone, represje skierowane konkretnie przeciw chrześcijanom rozpoczął dopiero cesarz Domicjan rządzący w latach 81-96. Chrześcijan sądzono wtedy i karano, w tym również śmiercią, za odrzucenie państwowego kultu co nazywano „ateizmem”, za wrogość do ludzi (chrześcijańska krytyka antycznej kultury i potępienie cielesności człowieka) oraz tworzenie tajnych, antypaństwowych organizacji (przekonanie uczniów Jezusa o bliskim rozpadzie państwa). Ponadto wysuwano absurdalne oskarżenia, jakoby chrześcijanie uprawiali zbiorowe orgie seksualne i składali ofiary z dzieci. Znamienne, że setki lat później chrześcijanie będą wysuwać takie same i tak samo absurdalne oskarżenia, zwalczając judaizm i nowe sekty. Jak widać, historia lubi się powtarzać, a skrajne oceny lub wręcz potwarze zawsze są bardzo użyteczne.
Przez cały II wiek tak zwane prześladowania miały zwykle charakter lokalnych wystąpień motłochu, lub walk między wyznawcami różnych religii, a rzymskie władze raczej nie wtrącały się w te spory. Dopiero cesarz Maksymin Trak rządzący w latach 235-238 oficjalnie zakazał chrześcijaństwa jako ideologii o charakterze terrorystycznym i prowadzącej do zamieszek, więc szkodzącej państwu, a chrześcijańskie duchowieństwo nakazał wtrącić do więzienia. Oczywiście, nigdy nie udało się schwytać wszystkich duchownych, zwłaszcza poza dużymi miastami i na prowincji. Podobną skuteczność miało prawo wprowadzone przez cesarza Decjusza (panował w latach 249-251), które nakazywało wszystkim publicznie oddawać cześć rzymskim bogom. Oporni chrześcijanie tracili wtedy życie, uciekali na prowincję, gdzie prawa Decjusza raczej nie przestrzegano, lub wykupywali certyfikat potwierdzający oddawanie czci bogom.
Ostatnią falę rzymskich prześladowań uruchomił cesarz Dioklecjan, kiedy szukając metod skonsolidowania i umocnienia coraz słabszego państwa w roku 299 nakazał wszystkim urzędnikom i wojskowym złożyć bogom publiczną ofiarę jako oficjalną deklarację lojalności wobec władz. Oporni mieli tracić stanowiska i przywileje, a nawet być zamieniani w niewolników. W roku 303 Dioklecjan nakazał zburzenie chrześcijańskich świątyń, zniszczenie ksiąg i likwidację wspólnot, co jednak zostało w pełni wykonane tylko w prowincji Maksymiana. W innych częściach imperium ograniczono się do zamknięcia pojedynczych świątyń. W następnym roku zaś doszło do egzekucji niektórych chrześcijan, ponieważ odmówili złożenia ofiar rzymskim bogom. Były to jednak działania dość ograniczone, więc nie mogły realnie zagrozić istnieniu nowej religii, wbrew chrześcijańskim legendom o masowych mordach. Zresztą Rzymianom raczej nie chodziło o zniszczenie kultu Chrystusa jako takiego, a jedynie o nakłonienie jego wyznawców do przestrzegania prawa państwowego i lojalności wobec Rzymu i cesarza. Na terenie Imperium Rzymskiego funkcjonowały dziesiątki rozmaitych religii, a tolerancyjne władze nie wtrącały się w ich sprawy, dopóki wyznawcy zachowywali się lojalnie wobec państwa. Chrześcijanie zaś otwarcie zapowiadali upadek zastanego porządku i rozbicie rzymskiego państwa.
Oficjalnie okres prześladowań skończył się w roku 311, kiedy cesarz Galeriusz ogłosił, że chrześcijaństwo jest jedną z kilku religii uznawanych na terenie państwa rzymskiego. Tę decyzję potwierdził później Edykt mediolański z roku 313. Niedługo potem chrześcijanie umieli zdobyć w Rzymie pozycję dominanta, a już w połowie IV wieku sami zaczęli prześladowania innowierców. W tym czasie wiara Chrystusowa rozprzestrzeniła się już poza granice Rzymu, na Zakaukaziu i w Persji, gdzie również musiała walczyć o przetrwanie, co oczywiście zaowocowało męczeństwem dużej liczby wyznawców.
Bardzo wcześnie pojawiły się tendencje do spisywania i kolportowania opowieści o świętych męczennikach. Dla przeciętnego chrześcijanina święci byli przykładami właściwej lub wyidealizowanej postawy życiowej. Stąd popularność mniej lub bardziej baśniowych hagiografii (po grecku hagios - święty i graphein - pisać) to znaczy opowiadań o świętych, ich życiu, cudach i ewentualnie męczeństwie.
W kościołach ortodoksyjnych pojawiły się menologia - krótkie opisy żywotów świętych przypisane do poszczególnych dni w roku, a przeznaczone do odczytywania w kościele podczas mszy jako wspomnienie liturgiczne. Była to tradycja przejęta od Rzymian, polegająca na wspominaniu zmarłych w dniu ich śmierci. u chrześcijan ten dzień zwano dies natalis czyli dniem narodzin, ponieważ zmarły rodził się do życia wiecznego. Czasem upamiętniano datę translacji czyli przeniesienia szczątków świętego (relikwii) do nowego grobu, lub inny dzień z jakichś względów uznany za ważny. W wielu wypadkach data wspomnienia była czysto umowna, kiedy o danym świętym nie było wiarygodnych danych, lub postać świętego była wręcz wytworem wyobraźni, jak chociażby Weronika, Talaleusz Męczennik czy Jozafat i Barlaam.
Menologia miały przypominać o świętości i być nauką lub wzorem do naśladowania dla wiernych. Następnym krokiem było opracowanie synaksarionów (od greckiego sinaksein - zbierać razem), czyli ksiąg z żywotami świętych w układzie kalendarzowym do użytku podczas liturgii. Ich odpowiedniki w kościołach łacińskich noszą nazwę martyrologiów (od greckiego słowa martyr oznaczającego świadka, w tym wypadku świadka wiary).
Pierwsze martyrologium, czyli księga zbierająca informacje o męczennikach, powstało na obszarze Kościoła greckiego pod koniec IV wieku. Było ono tłumaczone na szereg innych języków, w tym na syryjski, i właśnie w syryjskiej wersji przechowało się do XX wieku, przez co przeszło do historii piśmiennictwa pod nazwą Martyrologium syryjskiego. Jego autorstwo późniejsza tradycja przypisała św. Hieronimowi. W połowie V wieku martyrologium greckie przetłumaczono na łacinę, dodając opowieści o męczennikach zachodniej części Imperium Rzymskiego wraz z północną Afryką. Następne stulecia przyniosły rozmaite martyrologia z najsłynniejszym opracowanym przez Bedę w Anglii (początek VIII w.). Po Soborze trydenckim powstało Martyrologium Romanum jako oficjalny spis męczenników zaakceptowany przez Kościół katolicki. Będzie on kilkakrotnie poprawiany aż do zatwierdzenia przez papieża Benedykta XIV (XVIII w.). Po Soborze watykańskim II Martyrologium Romanum zostało uzupełnione i ponownie opracowane. Część informacji nazbyt legendarnych lub niepewnych historycznie, jak na przykład o św. Jerzym zabijającym smoka, usunięto, chociaż zezwolono na uprawianie lokalnego kultu. Nowa, przeredagowana wersja katolickiego martyrologium została opublikowana w roku 2004.
Gdyby policzyć wszystkich świętych wspominanych w oficjalnych spisach różnych kościołów chrześcijańskich, ich liczba znacznie przekroczyłaby 20 tysięcy, co oznacza, że zdecydowana większość z nich nie funkcjonowała i nadal nie funkcjonuje w świadomości wiernych. Kilka tysięcy świętych jest naprawdę wymienianych w kościelnych dokumentach, zwłaszcza kalendarzach i przy okazji świąt. Jeszcze mniej jestt wspominanych w liturgii, lecz tylko niewiele ponad sto postaci cieszy się rzeczywistą popularnością.