Fundamentalistyczna antyreligijność

Konsekwentna racjonalna analiza ideowych podstaw i historii chrześcijaństwa zwykle prowadzi do odrzucenia religii. W dodatku dane nauk eksperymentalnych nie pozostawiają wątpliwości, że założenia chrześcijaństwa są sprzeczne z rezultatami badań naukowych. Ten fakt zauważano właściwie od początku istnienia chrześcijaństwa, chociaż w pierwszych wiekach względnie łatwo było przejść nad nim do porządku dziennego, ponieważ wiedza o świecie była niewielka. Zatem dawni krytycy wiary odwoływali się raczej do logiki i spekulacji niż do nazbyt skąpych danych eksperymentalnych. Dzięki temu apologeci chrześcijaństwa mogli odpierać zarzuty, mówiąc o słabości ludzkiego rozumu rzekomo niezdolnego do zrozumienia zasad ustalonych przez Boga. Jednak w miarę gromadzenia wiedzy o świecie ludzie zaczęli dostrzegać, że dane eksperymentalne znajdują praktyczne zastosowanie. A zatem słaby ludzki rozum nie jest aż tak słaby. Natomiast wiedza religijna w żaden sposób nie przekłada się na praktykę i coraz częściej tam, gdzie nie pomagała modlitwa, skuteczną okazywała się nauka.

Podobnie rozwija się indywidualne myślenie jednostki. Człowiek wykształcony i zdobywający wiedzę na ogół zdaje sobie sprawę z wartości rozumu i niechętnie wierzy w rzeczy nazbyt fantastyczne, w tym też w nauki religijne. Człowiek krytyczny prędzej czy później odchodzi od naiwnej religijności dziecięcej i ludowej, w najlepszym razie próbując pogodzić wiedzę i wiarę. Czasem przyjmuje wtedy postawę ugodową i szuka kompromisu, przymykając oczy na niekonsekwencje, lub oddziela porządek rozumu od porządku wiary. Czasem zaś całkowicie odrzuca religię jako sprzeczną z logiką i naukami empirycznymi.

Przekonanie, że tylko rozum potrafi wyjaśnić świat jest zwykle odbierane jako zdecydowany racjonalizm wolny od wiary. Tymczasem nawet deklarowana niewiara jest w dużej części zbudowana na wierze w określony zestaw twierdzeń przyjętych z góry. Nie ma przecież bezpośredniego dowodu na nieistnienie Boga. Zawsze można wskazać jeszcze nieznane obszary rzeczywistości jako domniemaną domenę Boga. A poza tym nawet za dobrze opisanymi zjawiskami można umieścić Boga, uznając go za siłę sprawczą i nikt nie dowiedzie, że to jest niemożliwe. Oczywiście granice poznania są stale poszerzane i zajmują obszary uznawane niegdyś za domenę religii, ale jednocześnie pojawiają się nowe nieznane wcześniej zjawiska, których w danym momencie człowiek nie rozumie. Być może ten proces poszerzania wiedzy i tworzenia lub odkrywania nowych obszarów nieznanego nigdy nie będzie miał końca: tego też nikt nie potrafi przewidzieć. W każdym razie, jak dotąd, nie udało się udowodnić empirycznie, że Bóg nie istnieje. Bez wątpienia można tylko stwierdzić, że niewiara naukowców znajduje zaczepienie w realnym świecie poddającym się normalnemu badaniu, czego nie da się powiedzieć o religii. To jednak nie oznacza, że nie ma innych światów i innych rzeczywistości nieznanych człowiekowi.

Naukowo motywowana niewiara paradoksalnie wykazuje cechy wspólne z religią, ponieważ w obu wypadkach podstawą jest czyjeś przekonanie, które zwykle zostało zaszczepione danej osobie niezależnie od logicznej argumentacji. Dlatego bałamutne są zapewnienia „liberalnych rodziców”, którzy wychowują dzieci w agnostycyzmie, deklarując jednocześnie, że w ten sposób zapewniają potomkom możliwość wyboru w przyszłości. Niemal zawsze takie dzieci wyrastają na ludzi areligijnych, bo powielają postawę rodziców i jako osoby dorosłe nie są zainteresowane dokonywaniem jakichkolwiek wyborów. W istocie wdrukowanie w psychikę człowieka światopoglądu „naukowego” podobnie, jak wdrukowanie światopoglądu religijnego odbywa się poprzez naśladownictwo i przynajmniej w pierwszej fazie nie ma zbyt wiele wspólnego z racjonalizmem. Kilkuletnie dzieci „liberalnych rodziców” powtarzają pseudonaukową argumentację antyreligijną zasłyszaną od starszych tak samo, jak dzieci w rodzinach religijnych zachwycają rodziców recytując prawdy wiary. Rzekomo przemyślane wypowiedzi są w istocie wyrazem adaptacji dziecka do warunków społecznych, w jakich jest ono wychowywane.

Odrzuć wszelką wiarę oprócz wiary w rozum - Richard Dawkins

Clinton Richard Dawkins jest zwykle określany mianem antyteisty. Ten brytyjski uczony zasłynął z radykalnej krytyki religii. Zajmował się ewolucjonizmem biologicznym i w roku 1976 przedstawił koncepcję samolubnego genu, według której podstawową jednostką ewolucji życia nie jest osobnik ani gatunek, lecz gen. Wprowadził też pojęcie memu jako jednostki analogicznej do genu, lecz odnoszącej się do dziedziczenia kulturowego. Zajmował się poza tym ochroną praw zwierząt, zwłaszcza małp człekokształtnych.

W kwestiach religijnych przyjął postawę bardzo jasną i konkretną - uznał religię za nonsens i obrazę dla ludzkiego rozumu, a kreacjonizm, na przykład w wydaniu judaistycznym, chrześcijańskim i muzułmańskim, nie ma według niego żadnych podstaw.

Po atakach islamskich fanatyków 11 września 2001 r. na World Trade Center w Nowym Jorku stwierdził, że należy wreszcie skończyć z bzdurnym i szkodliwym „szacunkiem dla religii” oficjalnie deklarowanym przez polityków, którzy walczą o poparcie religijnych wyborców. Cała dotychczasowa historia, w tym też atak na nowojorskie biurowce, pokazuje, że wiara w Boga lub bogów jest niebezpieczna nie tylko w sensie poznawczym, lecz także społecznym, ponieważ niezmiernie łatwo prowadzi do nienawiści między ludźmi i owocuje fanatycznymi zachowaniami wyznawców. Nie zasługuje więc na szacunek w stopniu większym niż dowolna ideologia a nawet bajka lub magia, a z pewnością przynosi zagrożenia i szkody.

Indywidualna droga Dawkinsa do antyteizmu była dość typowa. Wychowany w duchu anglikańskim zaczynał od naiwnej religijności dziecięcej. Jednak już jako dziecko porzucił religię, ponieważ była nielogiczna. Będąc młodzieńcem wrócił do wiary, kiedy zapoznał się z ideą celowości świata, czyli rozumnego projektu, według którego świat miał być rzekomo skonstruowany. Jednak już w szesnastym roku życia powrócił do niewiary, ponieważ zrozumiał mechanizm ewolucji biologicznej. Odkrył wtedy, że celowość dostrzegalna w strukturach i procesach biologicznych wcale nie wymaga ingerencji czyjegoś rozumu, ponieważ wyłania się samorzutnie z procesów zachodzących w materii (zjawisko znane jako teleonomia). Poza tym nie jest to teleologia - celowość konsekwentnie zaplanowana, czyli taka, w której od początku widać ukierunkowanie na określony stan końcowy. W naturze występuje celowość podyktowana przez chwilowe warunki, która jednak zmienia się, kiedy warunki ulegają zmianie: na tym polega idea doboru w ewolucjonizmie. Każdy organizm jest więc zlepkiem wielu cech, czasem nawet wzajemnie sprzecznych, ponieważ powstawały w różnych okolicznościach. Ten sposób myślenia łatwo daje się przenieść na ewolucję materii jako całości, ostatecznie dezawuując kreacjonizm nawet w jego unowocześnionej formie przewrotnie zwanej inteligentnym projektem.