Personalizm chrześcijański
Niestety, nie da się tego powiedzieć o personalizmie chrześcijańskim. Tam osoba człowieka jest tylko nominalnie centrum zainteresowania, ale w rzeczywistości personaliści chrześcijańscy szukają raczej uzasadnienia dla koncepcji Boga osobowego czyli najwyższej, absolutnej formy osoby łączącej w sobie wszystkie cechy przypisywane osobie (Gogacz, s. 33). Jak pisze Czesław Bartnik, czołowy polski personalista chrześcijański, osobą w pełni zrealizowaną jest tylko Chrystus łączący w sobie boskość i człowieczeństwo, a człowiek może stać się nią dopiero wtórnie w ruchu zwrotnym od Boga poprzez naśladownictwo Chrystusa. W tym ujęciu człowiek okazuje się niejako "mniejszym Bogiem" (Bartnik, s. 80). Autor posuwa się nawet do stwierdzenia, że osoba jest eschatologią czyli ostatecznym celem, do którego ma dążyć cały byt, a osiągając go ostatcznie utożsami się z osobą boską (Bartnik, s. 170). Ujawnia się tu teleologiczna wizja świata (Bartnik, s. 250) lansowana przez myślicieli chrześcijańskich wbrew danym empirycznym i wnioskom płynącym z badania rzeczywistości otaczającej człowieka, na przykład z fizycznych zasad zachowania informacji, energii czy materii jawnie zaprzeczających teleologii, kreacjonizmowi i finalizmowi. Nie ma dziś żadnych naukowych przesłanek, by poważnie mówić o początku świata powstałego rzekomo z nicości, o jakoby rozumnym planie jego rozwoju (na przykład koncepcja tak zwanego inteligentnego projektu) ani też o ostatecznym końcu wszystkich obserwowanych procesów. Trudno też dowieść słuszności zasadniczej tezy personalistów chrześcijańskich utrzymujących, że absolut jest bytem osobowym (Podsiad, s. 619). Zdawał sobie z tego sprawę również Renouvier, kiedy zdecydowanie odrzucał próby mówienia o absolucie jako realnym bycie i postulował raczej ateizm. Co więcej, nawet jeden ze sztandarowych personalistów chrześcijańskich a zarazem egzystencjalista, francuski filozof Gabriel Marcel (1889-1973), wyrażał swoje wątpliwości, czy absolutna, wszechogarniajaca i doskonała osobowość mogłaby istnieć, a jeszcze bardziej, czy mogłaby pozostawać w związku ze światem, nie tracąc przy tym swojej doskonałości (Marcel, s. 180-181). Na logiczne kłopoty z godzeniem niezaprzeczalnych danych empirycznych oraz teoretycznych założeń chrześcijańskiej wizji człowieka i świata wskazuje też wrocławski ksiądz Józef Majka (1918-1993). Przyznaje, że jedynym sposobem poznawania człowieczeństwa jest badanie ludzkiego działania, współdziałania z innymi oraz rozmaitych konsekwencji tej aktywności (Majka, s. 72). Innymi słowy wskazuje na dane empiryczne jako te, które zasługują na zaufanie i mogą być podstawą dającego się weryfikować poznania. Oczywiście, jako myśliciel katolicki nie może na tym poprzestać, więc jednocześnie postuluje, aby uczeni podejmowali wysiłki mające w przyszłości w jakiś sposób uzgodnić ustalenia nauki z zasadami chrześcijaństwa.
Po tej krótkiej analizie zasadniczych tez personalizmu chrześcijańskiego należy stwierdzić, że znacznie różni się on od tego, czego można byłoby oczekiwać od kierunku, który z założenia w centrum uwagi powinien stawiać osobę. Zgodnie ze współczesną wiedzą o osobie można mówić w odniesieniu do człowieka. Co prawda coraz więcej danych wskazuje, że przynajmniej pewne elementy osobowości dają się zauważyć również u niektórych najbardziej zaawansowanych ewolucyjnie zwierząt, ale wśród psychologów przeważa przekonanie, że w pełni rozwinięta osoba to jednak domena ludzi. Paradoksalnie, w przypadku zwierząt dysponujemy konkretnym, namacalnym i mierzalnym materiałem badawczym, który może być na przykład porównany z równie realnymi danymi empirycznymi opisującymi człowieka, a jednak odmawiamy zwierzętom miana osoby. Tymczasem personaliści chrześcijańscy mówią o osobie Boga uznawanego za byt realny, chociaż tylko "wyrozumowany" i niedostępny bezpośredniemu badaniu (Gogacz, s. 84; Żuk, 2012, s. 147). Do takiego hipotetycznego bytu odnoszą potem istniejący byt w postaci konkretnej osoby ludzkiej. W dodatku personaliści chrześcijańscy traktują realnego człowieka jako swoiste, niedoskonałe i niepełne odbicie absolutu, którego istnienie jest przecież tylko nieweryfikowalną hipotezą opartą na wierze. Takie ujęcie w istocie poniża człowieka i, wbrew szumnym deklaracjom chrześcijańskich myślicieli mówiących o rozwoju człowieczeństwa, dramatycznie degraduje ludzką osobę. Mamy więc do czynienia nie z personalizmem afirmującym człowieka, lecz z teocentrymem, gdzie człowiek jest zaledwie dodatkiem, ponieważ ma być jedynie wyznawcą i wykonawcą domniemanego boskiego planu. Pisze o tym między innymi Karol Wojtyła (1920-2005) próbując udowodnić w książce Tajemnica Boga, że osoba ludzka jest i musi być oparta na Bogu, bo w przeciwnym razie rzekomo nigdy nie osiągnie pełni rozwoju. Jeszcze dobitniej wyraża to w odniesieniu do zakonników, którym zaleca całkowite oddanie ludzkiej osoby "na własność umiłowanemu Bogu" (Wojtyła, 1960, s. 61-62). Co więcej, oddanie powinno odbywać się z własnej i nieprzymuszonej woli. Bez wątpienia nie jest to pochwała ludzkiej aktywności i samodzielności. A tym bardziej nie jest to afirmacja ludzkiej osoby, która została tu zredukowana do roli pokornego wykonawcy woli Boga i to pod warunkiem, że Bóg zechce człowieka obdarzyć swoją łaską, bo zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego sam człowiek jest zbyt słaby, żeby mógł się rozwijać o własnych siłach (KKK, 154, 1996). Z monoteistycznego punktu widzenia takie rozumowanie jest oczywiście uzasadnione, ponieważ wszechmocny Bóg nie może (paradoks wszechmocy) dać człowiekowi prawa do decydowania, jeżeli nie chce zanegowania, własnej wszechmocy. Tyle tylko, że taka logika odpowiada założeniom teocentryzmu i jawnie kłóci się z personalizmem rozumianym jak afirmacja ludzkiej osoby. Wystarczy przypomnieć tekst Katechizmu Kościoła Katolickiego, gdzie autorzy piszą, że godność osoby ludzkiej ma podstawę w stworzeniu jej na obraz i podobieństwo Boże (KKK, 1700). Osoba człowieka została tu sprowadzona do roli imitacji prawdziwej osoby Boga i konsekwentnie człowiek "przez swoje świadome czyny dostosowuje się lub nie do dobra obiecanego przez Boga i potwierdzonego przez sumienie moralne" (KKK, 1700). Innymi słowy człowiek ma być posłuszny, bo osobowy autorytet Boga wyrażający się w porządku natury wymaga oddawania sprawiedliwości należnej Stwórcy (Wojtyła, 1960, s. 156). Co prawda zgodnie z katolicką doktryną zakładającą istnienie wolnej woli (wraca nierozwiązywalna kwestia, jak wolność człowieka pogodzić z boską wszechmocą) człowiek może sam podejmować określone decyzje, ale z góry wiadomo, że decyzje niezgodne ze wskazaniami Boga ściągną na niepokorną osobę karę, a posłuszeństwo spotka się z nagrodą. Nasuwa się więc pytanie, czy o taką godność ludzkiej osoby chodzi w personalizmie? Jest to oczywista wskazówka, że personalizm chrześcijański koncentruje się na Bogu, a osoba człowieka jest zaledwie dodatkiem.