Aborcja
Jeszcze ostrzej kościelni hierarchowie odnoszą się do aborcji, czyli aktywnego usuwania płodu (Muszala, s. 20-21). Papieże Paweł VI w deklaracji Questio de abortu z roku 1974 i Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae w roku 1995 stwierdzają, że każda forma aborcji bez względu na okoliczności jest zbrodnią popełnioną na niewinnej istocie ludzkiej. We wspomnianej encyklice Jan Paweł II wprowadził do powszechnej świadomości przeciwstawne pojęcia cywilizacji śmierci i cywilizacji życia. Cechy cywilizacji śmierci według tego papieża to regulacja narodzin i prawo kobiet do decydowania o ewentualnej aborcji, badania prenatalne oraz prawo każdego człowieka do decydowania, czy chce żyć i jak chce żyć. Cywilizacja życia zaś to między innymi zakaz regulacji narodzin, antykoncepcji i aborcji, zgoda na cierpienie rodzin dotkniętych wadami wrodzonymi, zgoda na śmierć kobiet poświęcających się w imię posłuszeństwa Kościołowi, a jednocześnie bezwzględny zakaz samobójstwa i eutanazji. A wszystko po to, aby po śmierci dostąpić zbawienia obiecywanego przez duchownych. Nieprzypadkowo polski filozof Jan Hartman skomentował tezy Jana Pawła II jako chamstwo w sensie intelektualnym, ponieważ cały wywód papieża został oparty na niepotwierdzonych przesłankach wysnutych z przekonania o nieomylności Kościoła. Wiele lat wcześniej do podobnych wniosków doszedł słynny niemiecki filozof Friedrich Wilhelm Nietzsche (1844-1900), kiedy pisał o kaznodziejach głoszących śmierć i odwrót od prawdziwego życia w imię urojonych wartości wyższych (Nietzsche, 1999, s. 56-58). Personalizm chrześcijański i rzekoma "cywilizacja życia" Jana Pawła II doskonale pasują do opisu Nietzschego.
Z punktu widzenia personalizmu chrześcijańskiego zakaz aborcji to konsekwencja założenia, że płód na każdym etapie rozwoju jest tożsamy z osobą ludzką. Można oczywiście polemizować z tą tezą w oparciu o dane biologiczne. Nikt przecież nie ma wątpliwości, że jajko nie jest tym samym, co kurczak lub dorosła kura, a żołędź to nie dąb. Trudno więc traktować je tak samo. A jednak personaliści chrześcijańscy uparcie próbują to robić, często powodując ludzkie nieszczęścia wynikające z restrykcyjnego zakazu aborcji. Przykładem są opisane wcześniej losy Joanny Beretty Molli czy Alicji Tysiąc, z których jedna została katolicką świętą, a druga synonimem zła.
Zwolennicy personalizmu chrześcijańskiego walczący z prawem do aborcji przekonują, że organizm jest rzekomo niezmienny i od zygoty aż po starość taki sam ze względu na stały skład jego genotypu (Muszala, s. 21). Nie zdają sobie sprawy, że wykazują w ten sposób nieznajomość podstaw genetyki i ogólniej biologii, bo nawet identyczny materiał genetyczny u bliźniaków jednojajowych nie powoduje, że są one identyczne fenotypowo, a tym bardziej, że są tą samą osobą. Niemal identyczny genotyp występuje u dwóch podobnych gatunków szympansa i człowieka, ale jeden z nich wiedzie życie mieszkańca tropikalnego lasu, a drugi wytworzył cywilizację. Najwyraźniej nie ma tu bezpośredniego i jednoznacznego związku z materiałem genetycznym jako takim, lecz chodzi o sposób jego odczytania, który okazuje się kluczowym dla ekspresji genów w fenotypie, czyli dla ukształtowana cech osobniczych. Skądinąd wiadomo, że w ciągu życia osobniczego poszczególne geny, czy raczej całe ich zespoły, wykazują zmienną aktywność, co oznacza, że są odczytywane w różny sposób, a niektóre nigdy nie ujawniają się fenotypowo, chociaż są przekazywane z pokolenia na pokolenie. W świetle tych faktów trudno uznać genotyp za wyznacznik niezmienności i tożsamości osoby. Jest to jedynie fundament, na którym mogą powstawać różne organizmy przechodzące rozmaite fazy rozwojowe i mogą kształtować się różne autonomiczne jednostki czyli osoby.
Personalizm chrześcijański zakłada jednak, że osobę człowieka konstytuują nie tylko zmienne elementy biologiczne, czy nawet psychologiczne, lecz także niezmienne elementy duchowe. Duch zaś ma być czymś stałym i niezależnym od fizjologii. Oczywiście jest to teza dyskusyjna i opiera się na określonych założeniach światopoglądowych, które trudno zweryfikować. Można jedynie stwierdzić, że w ramach nauk empirycznych nie dysponujemy żadnymi jednoznacznymi przesłankami, by uznać, że zygota lub embrion posiadają duchowość. Pewne jest za to, że zygota i embrion stanowią etapy rozwojowe określonego systemu, który jest ukierunkowany na zbudowanie ludzkiej osoby i w sprzyjających okolicznościach faktycznie rozwinie duchowość.
Podsumowując, można stwierdzić, że aborcja jest niewątpliwie zabiciem zygoty lub embrionu, które są osobą in potentio. W tym ograniczonym sensie faktycznie aborcja oznacza niezaistnienie potencjalnego człowieka tak samo, jak zjedzenie kurzego jajka jest równoznaczne z niezaistnieniem potencjalnego kurczaka. Oczywiście trudno uznać aborcję za dobro, lecz trudno też zaakceptować tezę personalizmu chrześcijańskiego, jakoby zygota i embrion miały cechy osoby. Oto, co na ten temat można przeczytać w odwołującej się do personalizmu Encyklopedii bioetyki: "Każda osoba ludzka ma prawo do dysponowania sobą i różnymi darami. Każde zatem przerwanie ciąży sprzeciwia się prawu osoby do dysponowania sobą, podporządkowuje poczęte życie ludzkie potrzebom lub dążeniom innych ludzi." (Muszala, s. 21). Jak widać, według personalizmu chrześcijańskiego osoba ludzka istnieje dzięki darom od Boga (Muszala, s. 424) i nikt nie ma prawa decydować o sposobie korzystania z tych darów, oczywiście oprócz Boga przemawiającego ustami kościelnych hierarchów. "Nauczanie kościelne odsyła do naturalnego prawa moralnego jako do najwyższego i najświętszego ze wszystkich praw ludzkich, wpisanego przez Boga w człowieka" (tamże). Nic dodać, nic ująć – jest to otwarte zaprzeczenie autonomii ludzkiej osoby i uzasadnienie, dlaczego prawa płodu są stawiane ponad prawami kobiety – ponieważ taka jest wola Boga. Zachodzi tu oczywista sprzeczność między interesami płodu i matki, której nie można rozwiązać w sposób ogólny i uniwersalny, a tym bardziej w sposób zadowalający wszystkich. Kościół katolicki próbuje to zrobić, arbitralnie uznając wyższość praw płodu i sprowadzając kobietę do roli inkubatora. Nie jest to nic nowego w dziejach chrześcijaństwa, które jako jedna z religii patriarchalnych zawsze uznawało kobietę za istotę gorszą i pozbawiało ją prawa do decydowania o sobie (Żuk, 2012, s. 217; Benson, Stangroom, s. 123). Sądzę, że chrześcijaństwo, a w jego ramach Kościół katolicki, dokonuje nieuprawnionej uzurpacji, narzucając swój sposób postrzegania aborcji, chociaż wcale nie jest on lepiej uzasadniony od innych punktów widzenia. Oczywisty przymus zawarty w przepisach religijnych maskuje odwoływaniem się do praw naturalnych pochodzących rzekomo od Boga (Benson, Stangroom, s. 86-87). Zwolennikom tej tezy można przypomnieć, że w naturze znane są przykłady pozbywania się nadliczbowego lub słabego potomka. Czy o takie prawo naturalne chodzi personalistom chrześcijańskim? Czy raczej bałamutnie używają tego pojęcia, żeby uzasadnić tezy wysnute z nakazów religijnych, lecz zasadniczo sprzeczne z tym, co wiemy o procesach naturalnych?
Bezkompromisowość lub, inaczej mówiąc, bezwzględność personalizmu chrześcijańskiego widać szczególnie wyraźnie, kiedy się obserwuje jego skutki w konkretnych przypadkach związanych z aborcją. Jeden z najbardziej drastycznych i nagłośnionych konfliktów wokółaborcyjnych w Polsce miał miejsce w roku 2014. Do ginekologiczno-położniczego Szpitala Specjalistycznego im. Świętej Rodziny w Warszawie zgłosiło się małżeństwo od kilku lat starające się o dziecko. Niestety, diagnoza lekarska dokonana w 22. tygodniu ciąży nie pozostawiała żadnych wątpliwości – płód był poważnie uszkodzony i niezdolny do samodzielnego życia. Potwierdzili to wszyscy lekarze biorący udział w badaniach. Oczywistym zaleceniem było wywołanie przedwczesnego porodu. Niestety, dyrektor szpitala dr Bogdan Chazan miał inne zdanie. Jako ginekolog przez lata zajmował się leczeniem bezpłodności i sam przeprowadził wielu aborcji. Kiedy jednak komunizm w Polsce upadł, lekarz doznał nagłej przemiany moralnej i pod wpływem nauk Jana Pawła II uznał przerwanie ciąży za śmiertelny grzech. Tak więc, wbrew jednoznacznym danym medycznym nie zgodził się na poronienie. Wmawiał rodzicom nieprawdę, że płód można uratować i kilkakrotnie pozornie zmieniał zdanie, żeby odwlec decyzję i uniemożliwić zabieg. W końcu zasłonił się klauzulą sumienia i zmusił wszystkich swoich podwładnych do tego samego w imię rzekomego prawa naturalnego. Kobieta musiała więc czekać wiele tygodni aż do porodu, chociaż z góry wiedziała, że dziecko nie będzie zdolne do życia. Po urodzeniu lekarze początkowo nie pokazali noworodka rodzicom, bo bali się ich reakcji. Płód miał dziurę zamiast nosa, brak części czaszki, rozszczepione kości policzkowe, wodogłowie i nienaturalnie mały mózg, oczy pozbawione powiek i wylewające się z głowy. Przez 10 dni chłopiec umierał w bólach mimo coraz większych dawek morfiny. Za to dr Chazan mógł stwierdzić, że ma czyste sumienie, bo nie przyłożył ręki do zbrodni.
Zachowanie lekarza było konsekwencją przyjęcia ideologii religijnej. Pan Chazan nie czuł się odpowiedzialny, ponieważ postąpił dokładnie tak, jak tego uczyli katoliccy hierarchowie zgodnie ze wskazaniami personalizmu chrześcijańskiego, dla którego najważniejszą osobą jest Bóg, a nie człowiek. Wola Boga jest zatem jedynym probierzem moralności. Personalistom tego rodzaju nie przyjdzie do głowy, że aborcja może być problemem zbyt złożonym, aby ją jednoznacznie oceniać, zdecydowanie odrzucać i potępiać lub w całej rozciągłości akceptować. Nie ma instytucji, łącznie z Kościołem katolickim, która miałaby moralne prawo do decydowania o aborcji. To powinna być domena konkretnej kobiety i sprawa jej sumienia, a nie opinii biskupów czy lekarzy.